sobota, 11 lutego 2012

Torba pełna rozczarowania

Kilka dni temu znalazłam torbę. Leżała sobie w pokoju kota, na podłodze a w niej różne różności. Według mnie zupełnie urocze, mosiądzowe i takie jakieś zachęcające choćby do popatrzenia na nie. Cóż, ekspozycja różnych różności nie wchodziła w grę bowiem pan XYZ zabronił kategorycznie, stwierdzając, że owe drobiazgi są brzydkim prezentem od kogoś tam i że i tak nie pasują nigdzie. Z panem XYZ nie ma dyskusji, a przynajmniej nie ma takich, z których wychodzi się cało. Zarzuciłam więc temat na plecy i oddaliłam się czym prędzej w swoją małą prywatną samotność. Po kilku sekundach dryfowania w samotności i układania drobiazgów w znalezionej torbie, moje oczy otworzyły się szerzej niż zwykle, a mosiądzowy świecznik posłużył mi jako broń zgniatająca. W torbie, na samym dnie, zamieszkiwały, niewiadomo od jak dawna, ale to nieistotne, opancerzone robaczki o wielu nogach. Pojęłam prędko, że nie dam rady ich wyeliminować ot tak. Zwróciłam się więc z wyraźnym wyrazem paniki do pana XYZ o pomoc. Najpierw zaproponowałam, by tę torbę wyrzucić. Pan XYZ toreb foliowych, takich dużych i solidnych nie wyrzuca jednak. Zaoponował, wyraźnie poruszony mym głupim pomysłem zanieczyszczenia planey foliową torbą pełną robaków. Obiecał pozbycie się nieproszonych gości w sposób pokojowy, czyli poprzez uroczyste wytrzepanie przez okno.
Następnego dnia reklamówka wciąż zalegała w salonie, tam bowiem złożyłam ją w nadziei na rychłe rozwiązanie. Przypomniawszy panu XYZ o złożonej obietnicy, dowiedziałam się że gdybym nie zaglądała do reklamówki i zostawiła ją tam gdzie znalazłam, nie byłoby problemu. Poruszona niezmiernie usłyszaną odpowiedzią, zachowałam zimną krew. Nie znaczy to wcale, że przestałam prosić o usunięcie opancerzonych z terenu domowego. Za każdym jednak razem spotykałam się ze stanowczą odpowiedzią w stylu "później". Na przekładaniu terminu upływał dzień za dniem. Torba potrącana przez kota przez XYZ nadal tkwiła w salonie i sięgając po ostateczność  zagroziłam usunięciem całej torby włącznie z zawartością. Na to, oprócz zwykłej odpowiedzi XYZ, zareagował nad wyraz impulsywnie. Enigmatycznie obiecał zachowywać się od tej pory jak ja. Nie chciał wyjaśnić znaczenia tej frazy oraz orzekł, że w razie gdybym ową torbę z zawartością usunęła podczas jego nieobecności, będzie wściekły.
Wściekłości pana XYZ lepiej nie oglądać a już napewno lepiej nie słuchać. Oj posypałoby się wszystko wraz z tą wściekłością a ja przecież staram się zgarnąć rzeczy do kupy. W sumie właśnie wychodzi mi jedna wielka kupa z tego zgarniania, ale przecież trzeba trwać.
Trwam więc z torbą i z jej małymi mieszkańcami. Jestem zmęczona, ale trwam, choć jeszcze wczoraj miałam dość odwagi, by przerwać to cholerne trwanie.
Może torba jednak zostanie na dłużej? Może mieszkańcy rozmnożą się, zmutują jak w kiepskim opowiadaniu grozy i zeżrą mnie żywcem najlepiej podczas snu. Koniec sporów, dylematów i innych takich niepotrzebnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz