wtorek, 30 grudnia 2014

Po świętach w Polsce

Witajcie Kochani! W sobotę w nocy wróciłam do Francji, w niedzielę pobiegłam na rynek po zakupy, a teraz wciąż rozpakowuję walizkę i w międzyczasie piszę do Was, bo się za Wami po prostu bardzo stęskniłam:)

Tegoroczne święta W Polsce były ogromnie miłe i tylko troszkę szkoda, że brakowało śniegu i dopiero po świętach odrobinkę poprószyło.
W Lille śniegu nie ma nadal, ale jest zimno:) Stoją dekoracje świąteczne i wielkie koło i ryneczek świąteczny, ale wracając do pobytu w Polsce...






























...Udało mi się załapać na pyszną zupę owocową z migdałami i ulubioną kapustę z grochem i jagiełki. Oprócz tego były jeszcze pierożki i karpik, ale jakoś do karpika cierpliwości mi zabrakło:)

Jako ciekawostka pojawiły się również kasztany, a do tego różnorodne przekąski.

Na zdjęciach widać choinkę, którą ubrałam przed Wigilią i jak widzicie, ta jest bardzo tradycyjna i zupełnie inna niż moja francuska.

Dostałam różne fajne prezenty. Wśród nich znalazła się pięknie opakowana paczka od Justyny.

Justyna obdarowała mnie dwiema świetnymi chustami i własnej roboty naszyjnikiem z filcowych kuleczek.
Dostałam też słodkości i kotkową kartkę:))
Byłam całkowicie zaskoczona tymi wszystkimi cudeńkami.

W ogóle sporo fajnych rzeczy w tym roku znalazłam pod choinką i żałowałam, że walizka nie jest z gumy:D

Stylizacji poświątecznych zbyt wielu nie będzie, bo w tym roku zakupów ubraniowych zrobiłam strasznie mało, ale pokażę Wam w przyszłości fajowe pudełka drewniane, które dostałam i golarkę do ubrań, o której już od dawna po cichutku marzyłam:) To bardzo przydatny wynalazek i trzeba uważać, aby nie porobić dziur w swetrach, ale przy odrobinie wprawy można zminimalizować ryzyko i odświeżyć odzież  wręcz niesamowicie.


Póki co, oto moje nowe szarawary i czerwony sweterek z ciuszka. W sweterku jestem zakochana i oczywiście w szarawarach też.
W Deichmannie udało mi się dorwać parę czerwonych bucików. Jestem w nich na pierwszym zdjęciu i również do szarawarów się sprawdziły:)

W przyszłym roku postaram się przytargać ze sobą do Francji mój starusieńki sznur bursztynów, a na razie musiałam się z nim rozstać.
Bardzo go lubię i chciałam chociaż raz założyć:)
Chyba nieźle pasuje?




Pod szarawarami mam ciepłe rajtuzy i w taki to sposób udało mi się nie zmarznąć, choć szarawary są przewiewne.












Na podróż do Francji doczekały się dwie pary ocieplaczyków na nogi. Niby są podobne, ale jednak różne. Diabeł tkwi w szczegółach.

Jedną parę możecie tutaj obok zobaczyć w mojej Wigilijnej odsłonie.

Okazało się, że dogadały się z butami i stworzyły fajną, cieplutką całość.

Podobają się Wam?

Co opowiecie na taki zestaw?



















Druga para ocieplaczy jest tu poniżej i zauważcie, że choć wzór jest ten sam, to kolory inne.
Spódniczkę wygrzebałam z czeluści szafy i też ją wzięłam ze sobą.
Oba swetry zdecydowałam się zachować w moich polskich zasobach. W ten sposób mogłam zaoszczędzić dużo miejsca w walizce. Za rok znów sobie w nich pochodzę:)

















Na zdjęciu obok  jest pierścionek ptaszkowy, który udało mi się wypatrzeć na ryneczku za jedynie 1 euro.
Musiał być mój:))






W Polsce natomiast kupiłam te kolczyki ze stworkami, przypominającymi rybki:) Są pełne uroku, delikatne, kolorowe i leciutkie. Stworki są zrobione ze szkła i nie są całkowicie identyczne, co bardzo mi się podoba.

Szkoda, że nie mam teleportera. Dopiero wróciłam z Polski, a już tęsknię. Jestem chwilami zła na siebie, ale jednak serce nie sługa. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie?

Ściskam Was serdecznie i już prawie noworocznie:)))

PEACE

środa, 17 grudnia 2014

Niekonwencjonalna choinka + kolczyki Swarożyca

Święta już tuż tuż, a więc postanowiłam pokazać Wam moją tegoroczną choineczkę.
Powstała z gałązek i kolorowych niteczek, a zawisły na niej ozdoby z zeszłego roku i również trzy nowe gwiazdeczki i nowa malutka, zielona choineczka. Zrobiłam też papierowego ptaszka, ale średnio mi wyszedł:)

































W zeszłym roku choinką była Bromelia, ale w tym roku zmiany:)





























Bromelia ma się dobrze, ale jednak dałam jej odpocząć. Ku mej uciesze gałązki trzymają się całkiem nieźle w butelce i konstrukcja jest stabilna. Co powiecie na takie rozwiązanie? Czy taka alternatywa choinki świątecznej przemawia do Was?



Jak już zapozowałam do zdjęcia z choinką, to uświadomiłam sobie, że jestem w ogóle ubrana dość odświętnie i szybciutko pobiegłam dopstrykać zdjęć, aby Wam pokazać bliżej i wyraźniej moją nową bluzkę ze świątecznym błyskiem:)



















Bluzkę udało mi się wypatrzeć na jednym ze straganów podczas niedzielnego rynku. Kosztowała dokładnie jedno euro i bez większego namysłu postanowiłam sprawić sobie świąteczny prezencik.

Błyszczące wykończenie po prostu mnie urzekło i powiem Wam, że dopiero w domu zauważyłam, że bluzeczka na bajeranckie guziczki z masy perłowej.

Zakupem sprawiłam sobie ogromną frajdę i cieszę się, że zdecydowałam się na rozmiar M, a nie L. Wiecie, jak to jest bez możliwości przymierzenia..

Kiedy robiłam zdjęcia, aby pokazać Wam bluzkę, to doszło do mnie, że i lakier do paznokci mam świąteczny, bo w kolorze choinkowym:D

Jakby się uparł to na spodniach widnieje motyw śniegu na tle wieczornego nieba::)))) oj joj joj...


Czuję się uświąteczniona.......?:P















Chciałam Wam na koniec jeszcze pokazać nowe kolczyki, które zrobiłam z kawałka sznurka, drucika i koralików.
Nazwałam je kolczykami Swarożyca, bo kojarzą mi się słowiańsko jakoś tak i ogniście.

Czy słowiańskie kolczyki przypadły Wam do gustu? Ja je bardzo polubiłam, bo milutko dyndają i nie są ciężkie, Środkowe koraliki zrobiłam z papieru i na prawdę zrobiło to ogromną różnicę odnośnie wagi. W ogóle polecam korzystanie z papierowych koralików, jeśli chcecie zrobić duże, ale lekkie kolczyki. Nie ma chyba nic gorszego niż ponadrywanie dziurki w uszach...no choć pewnie kilka gorszych rzeczy by się znalazło, ale w każdym razie, kiedy tej wątpliwej przyjemności można uniknąć, to unikam:))

Jak tam Wasze przygotowania do świąt?

Zmykam i ściskam Was serdecznie!:)

PEACE




piątek, 12 grudnia 2014

Prosty,smaczny,bezprzyprawowy chłodnik dla rekonwalescenta (i nie tylko) + Deser błyskawiczny + Szpitalne wspominki


Dziś na początek będzie kulinarnie i przepisy będą  moje autorskie i najprostsze na świecie.
Do szybkiego eksperymentu zmusiła mnie ekstrakcja zębów, bo jeść trzeba, a w kuchni mi ciężko było ustać bez wywrotek. Po narkozie trochę mnie muliło i najchętniej bym tylko siedziała i nic nie robiła w ogóle:D Niby mogłam, bo miałam lody, ale z lodami na każdy posiłek jest trochę nudo.Postanowiłam pokombinować z tym, co akurat miałam pod ręką i narodził się kremowy chłodnik z pomidorów, awokado, kaki i śmietanki. Nazwałam go swojsko egzotycznym:)

'Kremowy chłodnik swojsko egzotyczny':

-2 pomidory
-1 awokado
-1 dojrzałe kaki
-3 czubate łyżki stołowe tłustej śmietany (30%)

Pomidory oparzamy by łatwo ściągnąć skórkę, kaki i awokado też obieramy. Miksujemy wszystko i wstawiamy do lodówki na jakieś 15 minut.

Ten chłodniczek całkiem nie wymaga gryzienia. Pomaga walczyć z opuchlizną, bo jest zimny, a do tego dostarcza witamin i kalorii.

Konsystencja jest kremowa, a smak delikatny, ale dzięki pomidorom nie mdły.Kaki dyskretnie komplementuje pomidory słodyczą. Awokado dodaje coś od siebie i leniwie pieści podniebienie.






Deserek 'Raz jedno raz drugie':

Na ten pomysł wpadłam już jakiś czas temu. Deser sprawdza się świetnie na co dzień i również kiedy średnio możecie gryźć. Prostota wykonania zadziwia:

-1 awokado
-1 kaki
-szczypta bazylii

Tniemy w kostkę obrane kaki i awokado, układamy w miseczce i opruszamy bazylią. Ot i całe przygotowanie, a deser po prostu świetny!!!:) Wcinamy naprzemiennie kosteczkę kaki i awokado i doznajemy smakowego uniesienia:D

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Szpitalne Wspominki po moich głupich zębach mądrości:)

Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć od środka szpital we Francji i muszę Wam powiedzieć, że byłam przyjemnie zaskoczona już na samym wstępie. Miałam pokój jednoosobowy, z ubikacją i umywalką. Ze szpitalnego łóżka mogłam sobie popatrzeć na telewizję i pod ręką miałam również lodówkę i szafę z sejfem, fotelik i szafkę i stół na kółkach. Pilot do wzywania pielęgniarki, sterował także światłami:)
Sama obsługa była bardzo miła. Po wypełnieniu ankiety, upewnieniu się przez pielęgniarkę, że nie mam lakieru do paznokci i makijażu i po przebraniu się w niebieską piżamkę zostałam bez większych ceregieli przewieziona na rozśpiewany blok operacyjny (oj tak, tak,muzyczka grała, a obsługa sobie podśpiewywała i nawet podtańcowywała:)), gdzie dostałam narkozę. Widząc mój stres przed założeniem wenflonu, najpierw uśpiono mnie maską i film mi się przyjemnie urwał.
Po wszystkim obudziłam się na specjalnej sali do wybudzania pacjentów i zauważyłam, że mam podłączoną w miejsce narkozy kroplówkę, ale nic to nie bolało:)
Następnie trafiłam z powrotem do mojego pokoiku i tam, przysypiając co chwilę, w lekkim otępieniu, na obserwacji spędziłam kilka godzin (pielęgniarka wpadała zmierzyć mi ciśnienie i sprawdzić, czy nic mi nie jest. Odwiedził mnie też stomatolog i anestezjolog). Dostałam kartonowe miseczki do wymiotowania i chusteczki do wypluwania krwi, ale na szczęście obyło się bezkrwawo i bez nagłych zwrotów akcji:D
Pani pielęgniarka założyła mi taki fajny ochładzacz z lodem, który możecie zobaczyć na jednej fotce w kolażu i dostałam leki przeciwbólowe, a po jakimś czasie schłodzone jogurty i przecier jabłkowy do przekąszenia. Moja przygoda zaczęła się o 7:00 rano i od północy musiałam być na czczo, a więc skromny posiłek spałaszowałam w kilka minut:)
Później już mogłam pozbyć się wenflonu i iść do domku. Pani pielęgniarka była bardzo delikatna i nawet nie poczułam wyciągania konstrukcji z mojej żyły. Do wypisu byłam gotowa o 14:00. Nie musiałam na szczęście czekać do 20:00, bo mąż dał radę wpaść po mnie wcześniej. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej:)































Kilkunastominutowy spacerek do metra przyjemnie mnie ochłodził, a sama jazda minęła nawet szybko, bo udało mi się upolować siedzące. Później jeszcze tylko wpadliśmy do piekarni po chlebek dla mężulka i po paru minutkach byłam w domu,w łóżku, z miseczką lodów:))


Przed wizytą w szpitalu musiałam iść ze skierowaniem od dentysty do stomatologa, a później na spotkanie z anestezjologiem. Po spotkaniu zrobiono mi badanie krwi i teraz już wiem na pewno, jaką mam grupę. W ogóle samo pobieranie krwi bardzo mi się podobało, bo było całkowicie bezstrzykawkowe i bezbolesne. Podobno w PL teraz też tak pobierają, ale ja jeszcze się załapywałam na strzykawy z końskimi igłami.
Nie mogę się już doczekać, jak dojdę do siebie, bo podjęłam decyzję, że od tej pory będę sobie regularnie oddawała krew. Zawsze bałam się bólu, a teraz już będzie bezstresowo:))) Taki mały geścik, a może moja krew się komuś przyda?

Przy okazji dowiedziałam się, że we Francji dawcą narządów jest każdy. Nie trzeba nic podpisywać. Jeśli nie chcemy być dawcą, to wtedy dopiero trzeba wypełnić specjalny formularz, no i rodzina może się nie zgodzić na pobranie organów.

Jakie jest Wasze zdanie na temat pobierania narządów. Wpisalibyście się na listę dawców? A może już jesteście?

DODATKOWE SPOSTRZEŻENIA:
-Szpital we Francji jest bardzo zadbany, czyściutki i nowoczesny
-Pobyt w prywatnym szpitalu podlega refundacji
-Obsługa francuskiego szpitala nie przypomina mi polskiej. Miałam okazję nieraz zetknąć się w Polsce z chamstwem, opryskliwością i wręcz obojętnością personelu. Były oczywiście i bardzo miłe osoby na mojej polskiej drodze, ale niestety w mniejszości. Tutaj każdy był miły i uśmiechnięty i mimo bariery językowej daliśmy radę:) Nawet pan, który pchał moje łóżko na salę zabiegową i z powrotem, starał się zagaić, a była to zaledwie kilkuminutowa wycieczka korytarzami i windą.
-Czas oczekiwania na zabieg ekstrakcji pod narkozą stosunkowo niedługi. Przy mojej infekcji i bólu było to zaledwie 6 dni.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa. Bardzo dużo one dla mnie znaczą. Mam nadzieję, że szybkie przepisy się Wam przydadzą. Przesyłam Wam moc uścisków i same serdeczności.

PEACE

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Laleczka Oczynka - szydełkowe narodziny

Różowe Flamingi postanowiły powołać do życia istotę zupełnie do nich niepodobną. W końcu w Niewielkim Wymiarze wszystko jest inne od całej reszty i nawet w całej reszcie nie ma dwóch jednakowych Niewielkowymiarowian.
Trzepocząc skrzydłami i kłapiąc dziobami, Flamingi doszły do wniosku, że szpule nici staną się Oczynką.

Pętelka za pętelką, najpierw powstała niewielka główka, a następnie, obute w szare kozaczki nóżki i reszka ciałka, zwieńczona pięciopalczastymi rączkami.

Wystarczyła zaledwie odrobina czarodziejskiego pyłku, aby Oczynka otworzyła oczy i po raz pierwszy ujrzała świat. Rozejrzawszy się wkoło, ziewnęła przeciągle i uśmiechnęła się wesoło. Flamingi z dumy nastroszyły piórka i powitały laleczkę w Niewielkim Wymiarze.
Oczynka także próbowała powitalnego stroszenia, ale szybko zauważyła, że jest całkiem nieopierzona, a próba stroszenia bujnej czupryny spełzła na niczym.
'Wszyscy jesteśmy inni'- powiedział jeden z Flamingów.
'Nawet my Flamingi, nie jesteśmy jednakowe'- dodał drugi, wskazując dziobkiem wymownie na różnice w upierzeniu i wzroście.
Oczynka podrapała się w głowę, wciąż nie mogąc do końca poukładać faktów.
'Czy to znaczy, że ja nigdy nie będę mieć skrzydeł, ani piór, ani dziobka?'-zapytała z lekką obawą.
'To znaczy, że każdy z nas inaczej idzie przez życie'-pospieszył z odpowiedzią Flaming
'Twoja droga właśnie się zaczyna'- Pozostałe Flamingi zaczęły śpiewnie powtarzać to jedno zdanie. Najpierw powoli, a później coraz szybciej i szybciej. Oczynka po raz pierwszy poczuła bicie serca wewnątrz szydełkowej piersi.
Wzrok lali spoczął na, okrytych czerwonym dywanem schodach i postanowiła wspiąć się na sam ich szczyt. Flamingi wzbiły się w powietrze i już po chwili wszyscy spotkali się przed zielonymi drzwiami o złotych klamkach. Klamki wyglądały bardzo zachęcająco. Zanim jednak Oczynka chwyciła za nie, postanowiła zadać Flamingom jeszcze kilak pytań.
'Czy być innym to dobra rzecz? Czy to znaczy, że jedni mają łatwiej, a drudzy trudniej? Czy nie lepiej, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami?'
'Nawet gdybyśmy upodobnili się do siebie od zewnątrz, to wewnątrz różnilibyśmy się nadal i...'-Nagle drzwi zatrzęsły się w zawiasach i otworzyły z hukiem, a silny powiew wiatru przepchnął Oczynkę za próg, wprost na drugą stronę. Nie było już Flamingów, które zdawały się wiedzieć bardzo dużo na temat życia i  Oczynka ruszyła w nieznane, wiedząc tylko, że na całym świecie nie spotka nigdy identycznej lali.

♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥

A Wy jak myślicie? Czy byłoby lepiej, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami?

♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥


Ciałko szydełkowej lalki powstało z kordonka (szydełka: 1.5 i 1.25mm).

Oczy laleczki wyszydełkowałam cieniusieńkim szydełkiem (niestety antykiem bez jakiegokolwiek oznaczenia) przy użyciu nitki i również z nitki powstały włosy.

Włosy doczepiałam w trakcie szydełkowania głowy. Pracowałam metodą pentelkową, czyli dokładnie tak, jak doczepia się włosy lalkom Barbie. Strasznie dużo czasu zajęło wciąganie pasma za pasmem, ale udało się:) Kiedy już wszystkie włosy były doczepione, użyłam kleju, aby je zabezpieczyć. Teraz bez problemu Oczynkową czuprynkę można szczotkować:) Doczepianie włosów metodą pentelkową ma do siebie to, że jeśli jedno pasmo wypadnie, to całą reszta przestaje się trzymać. Dlatego naprawdę warto sięgnąć po klej.

Ubranko laleczki jest zrobione z wstążki i z kawałka koronkowej taśmy ozdobnej.
Nie jest to sukienka, a spódniczka i bluzka. Wstążkę najpierw obszyłam ściegiem kocykowym, a następnie zszyłam. Później obrobiłam półsłupkami nawijanymi i użyłam okrągłej gumki, aby ściągnąć talię. Koronkowy top jest zapinany z tyłu na dwa malutkie zatrzaski.

Sama lala jest malutka i najlepiej widać to na pierwszym z poniższych zdjęć gdzie prowadzę ją za rączki:) Na policzkach zrobiłam jej delikatne rumieńce i na zdjęciach są one słabiej widoczne niż w rzeczywistości,




































































Wykonanie Oczynki zajęło mi ponad tydzień, i powiem Wam, że kiedy już była prawie gotowa, bo jeszcze tylko robiłam jej uszy i naszywałam guziczki przy bucikach, to byłam bardzo szczęśliwa. Zdecydowanie najszybciej poszło szycie ubranka:)

Jak Wam się podoba ta nowa mieszkanka Niewielkiego Wymiaru?

♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥

Ściskam Was serdecznie!
PEACE

czwartek, 4 grudnia 2014

Strach ma wielkie wiertła!!! - DZIŚ JEST TEN DZIEŃ przed środą...

Kiedy napisałam o moich problemach z zębami i o konieczności  usunięcia ósemek i być może części zęba, która wrasta mi bezwstydnie w zatokę, to życzyliście mi powodzenia w walce z bólem i rychłego załatwienia sprawy.
Dziś rano wyruszyłam na wielką przygodę w nieznane i znalazłam się w gabinecie stomatologicznym:) Choć cały czas nie sypiam, łykam mega dawki leków przeciwbólowych, szoruję zęby jak opętana, to wymiękłam i nie zdecydowałam się na usunięcie tej mega bolącej ósemki na miejscu. Stomatolog coś troszkę marudził, że da radę, ale to będzie trudne z powodu infekcji, bla bla bla, a mi w to graj:) Póki co mam antybiotyk i lepsze przeciwbólowe tabsy, a w środę, jak wszystko pójdzie gładko, będzie mi dane spędzić calusieńki dzień w szpitalu. Za jednym razem pożegnam się z dwoma ósemkami i najlepsze jest to, że będzie to zabieg pod narkozą, a więc zero bólu. A po wszystkim będę mogła wcinać tylko zimne rzeczy. Znaczy się lody, jogurty, sery, kiełbaski, ryżyk?:) Mam nadzieję, że w ciągu tygodnia dojdę całkowicie do siebie, bo przecież coraz bliżej święta, a Wigilia w Polsce to dla mnie zawsze super okazja, aby się objeść jak prosię:D

Ehhhh... na pociechę machnęłam sobie foto kolaż kosmetyczno-przygotowawczo-myślowy i zgromadziłam ciekawostki dentystyczne:))





CIEKAWOSTKI DENTYSTYCZNE:

1.Wiedzieliście, że Rekiny i Barakudy mają kilka rzędów zębów i zęby im się nie psują. W ogóle, to zęby psują się tylko ludziom, zwierzątkom domowym i niedźwiadkom o.O

2. Krzesło elektryczne zostało wynalezione przez dentystę....(dentysta sadysta hę?:))

3. Elektryczne wiertło zostało opatentowane w 1875 roku

4. Zęby rekinów odrastają

5. Hipokrates na ból głowy zalecał pastę do zębów z trzech myszy i głowy Lepusa

6. Starożytni Grecy wynaleźli kombinerki i jako pierwsi używali ich do ekstrakcji zębów

7. Przed wynalezieniem pasty do zębów, wiele osób używało kredy, węgla, soku z cytryny, czy też mikstury tytoniu z miodem

8. Przed wynalezieniem protez, lekarze pozyskiwali zastępcze zęby od zmarłych osób

9. Krowy nie mają górnych, przednich zębów, ale za to niektóre z ich dolnych zębów rosną cały czas

.................................................................................................................................................................


Kto z Was lubi chodzić do dentysty, a kto nie?

Ja nie lubię, bo boli:)

Mieliście jakieś zabawne/ dziwne/ makabryczne doświadczenia w gabinecie dentystycznym?

Kiedyś jako berbeć pogryzłam dentystce metalowego palca, którym próbowała majdrować w mojej paszczy podczas mej rozpaczliwej próby zamknięcia ust.
Innego razu, gdy już starsza byłam, dentystka zaczęła borować i krzyczeć na mnie, że piszczę jak jakaś gówniara. Bluzgała, że ho ho, a ja płakałam i nijak nie mogłam zerwać się z fotela i zbiec z miejsca zbrodni.
To są moje dwie najbardziej pamiętne historyjki z tych w miarę zabawnych i dziwnych.
Makabryczne natomiast było kilkugodzinne usuwanie dolnej ósemki. Dzięki podkręconym korzeniom nie dawała się wyciągnąć. Dentysta o posturze Gołoty dał w końcu radę, ale co się biedny napocił i naklął. Zależało mi, aby nie iść na chirurgię, bo nie miałam wtedy czasu z powodu powrotu do PL. Dzielny dentysta przeciął zęba na pół i wyciągnął kawałek po kawałku. Wierzcie mi, że krew się lała ostro, a ja po wszystkim leżałam z dreszczami w łóżku i przez tydzień miałam szczękościsk i okropne zajady:))
Ta cała przygoda z usuwaniem dolnej ósemki w dużej mierze przyczyniła się do mojej decyzji o pozbyciu się dwóch pozostałych pod narkozą:)

.................................................................................................................................................................

Życzę Wam miłego i bezbolesnego dnia i bardzo Was proszę o pozytywną energię i kciukasy:)



PEACE

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Szydełkowa chusta z kordonka - wzór (filet)

Nowa szydełkowa chusta zjadła sporo kordonka i urosła ogromna:) Powstała w technice okienkowej (filet) i właściwie jest to hybryda wzorów jakie znalazłam w sieci. Zanim pokażę owe schematy, to pozwólcie,że zaprezentuję Wam skończone dzieło:))































































Bardzo lubię motywy kwiatowe i to właśnie kwiaty znalazły się na chustce. Centralny kwiat postanowiłam przyozdobić cekinami, które ślicznie się mienią w świetle i dodają całości uroku:)

Nie zabrakło również frędzli, do których mam straszną słabość.

Taka szydełkowa chusta jest dodatkiem całorocznym.
Można z powodzeniem zarzucić ją na plecy i wykorzystać jako narzutkę w chłodne, letnie wieczory i można ją również okręcić pod szyją jak cieplutki szalik. Wtedy idealnie sprawdzi się nawet w minusowych temperaturach.





















WZÓR (SCHEMAT): SZYDEŁKOWA TRÓJKĄTNA CHUSTA:






To podstawowy wzór i ja zrobiłam obwódkę trochę inaczej.
Dodałam ją na końcu. Później przeszłam do części z frędzlami.








Tutaj foto części, gdzie dodawałam frędzle. Robiłam je z długiego, wyciągniętego oczka skręconego i złożonego na pół . Później to skręcenie puszczałam na końcu oddalonym od robótki i trzymałam koniec bliżej robótki. Przerabiałam jedno oczko, aby się frędzelek nie rozkręcał i szłam dalej. (Frędzelek sam się skręcał, ale trzeba było zabezpieczyć, aby się nie rozłaził)

Podpowiedź: Aby frędzle były jednakowej długości, warto wyciągać oczko na tą samą długość (za miarkę posłużyć może zeszyt, lub jakaś tekturka) i również warto zwracać uwagę na ilość skręceń, aby była ona taka sama (np. 50 lub cokolwiek pasującego do długości naszego frędzla).

Tutaj jeszcze pomocniczy wzór, jak robić skośne okienka chusty.
Na sam koniec mam jeszcze kilka fotek z wyprawy na niedzielny rynek.

Zielone, cienkie rajtuzy zastąpiłam cieplutkimi szarakami i pamiętałam również o sweterku. Szydełkowa chusta została oficjalnie przetestowania i jak najbardziej sprawdziła się i ochroniła mnie przed chłodem:)


Powiem Wam, że nie spodziewałam się, że filetowa chustka okaże się taka cieplutka.

A więc mogę Wam na przymrozki  z czystym sumieniem polecić filetową chustę z kordonka:) To fajna alternatywa dla szalika i dla chust z grubszej włóczki.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Nie mam pojęcia jakim szydełkiem przerabiałam wzór, bo było to jedno z tych antycznych z oznaczeniami C.F.I.  Próbowałam zmierzyć suwmiarką, ale nie udało mi się niestety. Macie doświadczenie w mierzeniu szydełek suwmiarką? Wyjaśnijcie mi proszę łopatologicznie, gdzie to trzeba złapać, aby podało właściwy rozmiar???? Jak mi się uda, to pomierzę wszystkie C.F.I.,jakie mam i zrobimy sobie tabelę:)
W każdym razie obstawiam, że mogło być to szydełko 2mm lub coś bardzo blisko tego.

A może się znacie na rozmiarówce C.F.I. ???

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *


Mam nadzieję, że Wam weekend miło minął i życzę Wam dużo energii w tym tygodniu. U mnie temperatura wciąż lekko na plusie, ale już bliska zeru. Nie mogę się doczekać zimowego krajobrazu:)
Przesyłam uściski i buziaki!
Trzymajcie się Kochani:)


PEACE