środa, 29 marca 2017

Kolorowy wóz Hagi (projekt recyklingowy) + Co słychać u Bastet?

Witajcie Kochani. Wyobraźcie sobie, że z dwóch szpulek po kordonku i czterech kapsułek do kawy można zbudować specjalny powóz elficki! Prowadząca wędrowny tryb życia Haga, miała dość dźwigania tobołków na plecach. Jej wierny koń Patison również nie kwapił się to taszczenia ekwipunku, w którego skład wchodzi spory metalowy kociołek.
Elfka udała się więc do sklepu z powozami i wybrała lekko używany i bardzo praktyczny wóz.



Wybrała także wygodną uprząż...
Patison w lot został ubrany w chomąto i i dwójka wybrała się w las.





Jak podoba się Wam nowy środek transportu elfki Hagi?

Kapsułki do ekspresu bardzo ułatwiły mi wykonanie wozu. Wystarczyło dokleić do nich szprychy z wykałaczek, dać patyczki od szaszłyków oraz koraliki, owinąć kapsułkowe koła sznurkowym łańcuszkiem i całość pomalować.
Z patyczków po lodach powstała część uprzęży i ozdobne listwy przy siedzeniu woźnicy. Wykorzystałam również druciki, przytrzymujące korki butelek.
Sztywna część uprzęży ma wszyty właśnie drucik i również z niego wygięłam kółeczka łączące elementy itp.
Kotara z wstążki, koronek i koralików osłania wnętrze wozu i można ją przesuwać na karniszu.


Uwielbiam robić coś z niczego. Wymyślanie roli dla pustych opakowań, zniszczonych urządzeń i wszelakich śmieci sprawia mi wielką przyjemność. Czasami patrzę sobie na coś i chomikuję to, bo wiem że się przyda, ale jeszcze nie mam pojęcia do czego. Bywa też tak, że najpierw rodzi się pomysł, a później przeglądam odpadki i gromadzę odpowiednie materiały.
Często podczas wykonywania przedmiotów do Niewielkiego Wymiaru, w mojej głowie układają się niewielkowymiarowe historyjki.

Czy Wam też zdarza się przed zaśnięciem leżeć w łóżku i obmyślać działania twórcze?:)

*          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *
Bastet już chyba w 99% zadomowiła się u nas, bo choć nadal nie jest super wylewna w stosunku do Lubego, to jest zdecydowanie mniej płochliwa.
Nadal chetnie chodzi za mną i często układa się gdzieś w pobliżu mnie, ale podąża też własnymi ścieżkami i lubi wylegiwać się na oparciu kanapy przy oknie w dużym pokoju. Tam też właśnie teraz przysypia.


Dziś rano, kiedy wyczuła, że się przebudzam, wskoczyła do mnie na łóżko, mruczała i gruchała i dala się wygłaskać.
Później zaprowadziła mnie do kuchni na śniadaniowy pasztet:)


Muszę znaleźć dobry moment, aby przedstawić jej szczotkę, bo robi się ciepło i pomoc w wymianie futerka na letnie z pewnością by się malutkiej przydała.

Co słychać u Waszych zwierzęcych przyjaciół?




*          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *
 Przesyłam Wam ciepłe uściski i życzę spokojnego dnia.

PEACE

poniedziałek, 27 marca 2017

Mini szewska pasja + Szydełkowy kombinezonik

Witajcie Kochani, W ramach terapii lalkowej nadal powstają mini różności:) Wczoraj z rozpędu zrobiłam kilka par butów i szydełkowe wdzianko...
Szewska przygoda zaczęła się od tych szydełkowych kozaczków, a skończyła na wysokich sandałach. Buty ze szpiczastymi czubkami były zdecydowanie największym wyzwaniem, bo bardzo mi zależało, aby czubki unosiły się do góry.
Udało mi się tego dokonać dzięki puszce po napoju, z której to wycięłam podeszwę. Blaszka pozwala nadać bucikom wymarzony kształt:)
Podeszwa sandałów powstałą po prostu z kartonu. Poszczególne warstwy skleiłam, spiłowałam dla gładkości i pomalowałam, a następnie pokryłam bezbarwnym lakierem do paznokci. Jako sznurówek użyłam gumki.
Do zrobienia sandałów i butów z czubkami użyłam starej torby ze sztucznej skórki.

Jak już nasyciłam głód obuwia, to dorwałam się do kordonka...
Strój piłkarski lala zastąpiła letnim kombinezonem. Przyznam się szczerze, że najpierw miał być tylko szydełkowy karczek do sukienki, później bluzeczka, a stanęło na takim oto kombinezonie:D
Kombinezon jest sznurowany na plecach i ładnie przylega co ciała. Z elementów piłkarskiego stroju pozostały żółte skarpetki, które baaardzo mi się podobają:)

Co powiecie na buty i wdzianko?

-          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -   Czy kiedy nad czymś  pracujecie, to siedzicie w ciszy? A może słuchacie muzyki? Ja przeważnie oglądam sobie jakieś filmy.

Wczoraj zaczęłam po raz kolejny Star Trek: Voyager. Ostatnio pisałam Wam o mojej pasji do tego serialu w 2016 roku, w poście o sosie z sera pleśniowego i o lalach:) Nadal uwielbiam tych samych bohaterów i ciekawi mnie każdy odcinek, choć znam je wszystkie niemalże na pamięć:D To takie "comfort food" dla mojego mózgu:))
Wiem, że wielu fanów Star Treka krzywo patrzy na Voyagera, ale mnie po prostu bardzo się podoba:) Dodatkowo uważam, że jeśli ktoś wcześniej nie oglądał w ogóle żadnej serii Star Trek, to warto przygodę zacząć właśnie od Voyagera.
-          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -          -
Życzę Wam miłego dnia i przesyłam moc buziaków!

PEACE

sobota, 25 marca 2017

Recyklingowy pokój z misiowym dywanem + Nowe opowiadanie niewielkowymiarowe + Wiosenna wyprawa do Toys'R'Us

Witajcie Kochani, Minka zabrała się za dekorowanie nowej rakiety kapitana Snapa! Personalna łazienka i pokój były jedynie początkiem manii urządzania. Kiedy kapitan Snap analizował ustawienia maszynerii w kokpicie, Katalka zdecydowała się umeblować prawdziwie przytulny pokój dzienny.
Ściany powstały ze starych kartonów i również kominek zrobiony jest z kartonu. W ruch poszedł klej i farby.
Nie mogę się zdecydować, jak udekorować kominek? Słonie na górze, czy na dole, a na górze figurka kotka i konika?:)

W każdym razie dorobiłam do kominka także ekran z wykałaczek i sztywnej folii.

Na ścianie zamontowałam parę elementów ze starego tostera, zapalniczek i słuchawek itp.

Na podłodze legł szydełkowy dywanik w kształcie misia polarnego.

Co powiecie na ten miniaturowy pokoik?

*          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *        
Zapraszam Was także bardzo serdecznie na nowe opowiadanie w Laleczkowie, które zatytułowane jest 'Ambasadorka morale' i opowiada o nowej roli Minki.
*          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *          *
Dookoła czuć już wiosnę. Jest jaśniej, cieplej i rośliny odżywają po zimie. Niewielki Wymiar również się rozwija:)
Miałam wczoraj okazję zarzucić wiosenne ubranie i wybrać się do Toys'R'Us (wielkiego sklepu z zabawkami) i wyobraźcie sobie, że poszłam po rudą Barbie Made to Move, a wróciłam z jej dwiema koleżankami:)

Rudej nie było, ale za to była cała seria sportowa włącznie z karateką...W każdym razie, wybrałam dwie lalki, które najbardziej mi się spodobały.


Przy rozpakowywaniu najadłam się strachu, bo myślałam, że coś jest nie tak ze stawami łokciowymi. Ich poruszenie po raz pierwszy wymagało użycia sporej siły. W przypadku obu lal było to samo, a więc pewnie taka ich uroda.

Bardzo mi się spodobały różnorodne buzie obu plastikowych panienek!

Z żadnej główki nie sączy się klej, a więc jestem podwójnie zadowolona.

Ogólnie uważam, że te lalki są naprawdę pełne wdzięku i wyglądają dość ludzko.
Skaterka potrafi utrzymać równowagę na deskorolce i sama stoi:)


Wieczorem lale wypoczywały, a ja przysiadłam sobie na tarasie przed operą w Lille:)


Jak tam Wasz weekend?

Ślę Wam buziaki i serdecznie ściskam.

PEACE

czwartek, 23 marca 2017

Miniaturowe bluzeczki (ozdabianie wybielinką) + Nowe opowiadanie w Laleczkowie

Witajcie Kochani, Spod maszyny wyszły ostatnio miniaturowe bluzeczki. Wszystkie są według tego samego wzoru, ale jednak każda inna. Do ich wykonania użyłam skrawków dzianiny z ludzkich ubrań.

Dodałam także ozdobne zapięcia z koralików i z cekina.

Bluzeczki zaprezentuje specjalnie dla Was modelka, którą widzieliście ostatnio:)

A więc, ta pierwsza bluzeczka jest w stylu nowoczesno-kosmicznym. Trójkątna ozdoba na przodzie jest efektem eksperymentu z naszywaniem elementów na tkaninę:)

Druga bluzeczka to lekko romantyczny zwyklaczek. Nic wielkiego, ale ponoć jest wygodna:)

Trzecia bluzeczka z kolei jest trochę hipisowska.  Wzór na przodzie został zrobiony przy pomocy wybielinki.
Powiem Wam szczerze, że najpierw chciałam przód uszczypnąć, zwinąć i zawiązać nitką, ale jednak o wiele łatwiej jest tak zrobić, kiedy mamy coś większego gabarytowo. Zdecydowałam więc, że zrobię szablon.
Wycięłam go z poskładanej kartki papieru i po obu stronach pokryłam lakierem do paznokci, aby szablon jakoś bardzo nie namiękał wybielinką.
Gdy szablon wysechł, to przypięłam go do bluzki i pędzelkiem nanosiłam wybielinkę. Ach...i w środek bluzeczki włożyłam gruby kawałek plastiku, wycięty z opakowania po żelu pod prysznic. Nie chciałam, aby wybielinka zafarbowała tył.
Bardzo mi się spodobał ten sposób ozdabiania mini koszulek, bo nie tylko jest tani, ale również szybki i ciekawy, bo tak naprawdę to nie wiadomo do końca, co wyjdzie?:)

♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥
Pragnę Was także bardzo serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie w Laleczkowie. Nosi ono tytuł 'Wizja zmian', a do jego napisania skłoniła mnie konieczność przebudowy niewielkowymiarowej rakiety Kapitana Snapa.
Mam nadzieję, że niedługo będę Wam mogła pokazać wszystkie pomieszczenia...lub chociaż z kilka:)
W planach statku jest:
-pokój i łazienka Minki (już widzieliście je tu: mini łazienka, pokój Minki)
-pokój dzienny, gdzie odpoczywają członkowie załogi i gdzie przyjmowani są goście
-kuchnia z jadalnią dla załogi
-kokpit
-pokoik maluszków
...i ta lista z pewnością nie jest skończona:D
Ostatnio wpadł mi w ręce zepsuty toster, z którego wymontowałam wiele kosmicznych elementów:))
♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥          ♥

Życzę Wam przyjemnego dnia i ślę buziaki:)

PEACE

wtorek, 21 marca 2017

Nowy ubiór lalkowy (diagram spódniczki) + Piwne odkrycie

Witajcie Kochani, Przez ostatnie dni szydełkowałam i szyłam i dziś pragnę Wam zaprezentować spódniczkę i gorsecik, które zrobiłam dla mojej lali:)






Lala jest bardzo zadowolona, ale trochę speszona, bo nadal nie ma imienia. W każdym razie, gdybyście mieli ochotę zrobić taką szydełkową spódniczkę dla lalki lub też dla siebie, to oto i diagram z którego korzystałam.

Użyłam cieniutkiego kordonka i szydełka 0,9mm.


Ze względu na ażur, spódniczka ma wszytą krótką podszewkę.





Jak podoba się Wam takie ubranko?











Teraz  jeszcze chcę Wam pokazać moje piwne odkrycie, jakiego dokonałam na wycieczce do Belgii:)




Bersalis Kadet to pysznie delikatne, orzeźwiające piwo o złocistej barwie. Świetnie się pieni i smakuje mi niesamowicie. Nie jest mocne (4,5%) i idealnie nadaje się na upalny dzień.
Jest owocem potrójnej, górnej fermentacji.
Wyczuwam w nim bardzo ciekawą jakby lekko owocową nutkę. Jeśli będziecie mieli okazję spróbować,to myślę, że warto. A może znacie już piwo Bersalis Kadet?
W każdym razie, teraz mam dwa ulubione piwa: Cuvee des Trolls i właśnie Bersalis Kadet:)


Życzę Wam miłego, spokojnego dnia i przesyłam uściski.

PEACE

sobota, 18 marca 2017

Bruksela - dwudniowa wycieczka do Belgii

Witajcie Kochani, Wyobraźcie sobie, że dwa dni spędziłam w Brukseli na zwiedzaniu. Z Lille dojechaliśmy tam autokarem w zaledwie parę godzin. Było bardzo fajnie i zrobiłam sporo zdjęć. Dziś zapraszam Was na wirtualny spacer po tym pełnym kontrastów mieście.

Do starego miasta dotarliśmy na piechotę. Minęliśmy duży dworzec, na którym roiło się od bezdomnych. Tam po raz pierwszy usłyszałam polski język, a później natykałam się również na polskich turystów. W każdym razie, zdjęć z dworca i okolic nie będzie, ale oto i przepiękne stare miasto:

Zabudowa naprawdę zapierała dech w piersiach i przenosiła w czasie. Na Wielkim Placu było tłoczno, ale przyjemnie. Na środku stały dorożki, a w ich pobliżu można było nabyć na pamiątkę obrazek. W ogóle, nie brakowało sklepów z pamiątkami. We wszystkich było praktycznie to samo i jak pewnie się domyślacie, przedmiotów wyprodukowanych w Belgii raczej nie można było tam kupić.



Zdecydowaliśmy się odwiedzić informację turystyczną i przysiedliśmy w restauracji przy placu. Słońce piekło i zanim udaliśmy się do hotelu, posmakowaliśmy cudnie zimnego belgijskiego piwa.

Zaplanowaliśmy też dalsze zwiedzanie.
 Na pierwszy ogień poszedł sławny Manneken Pis (siusiający chłopiec). Z Wielkiego Placu można tam bez trudu dotrzeć na piechotę.

Później metrem udaliśmy się w okolice muzeum zabawek. Bardzo chciałam tam pójść i powiem Wam,że uczucia mam nieco mieszane. Muzeum było ogromne i pełne eksponatów, ale przypominało mi raczej cmentarzysko zabawek. Nadal było magicznie i niesamowicie, ale jednak wydaje mi się, że można było stworzyć coś o wiele bardziej spektakularnego.
Tak czy owak z aparatem szalałam:







Barbie również znalazły swój kącik i był to dosłownie kącik.





Chciałam bardzo kupić sobie coś na pamiątkę w sklepiku muzealnym, ale niestety ceny były strasznie wysokie i autentycznie nic nie złapałomnie za serce. Byłam trochę zawiedziona, ale i tak z Brukseli przywiozłam laleczkę i do tego jeszcze kaczą figurkę/pudełeczko:) Po prostu obok super pubu, który znaleźliśmy znajdował się sklepik z koronkami i innymi cudeńkami i tam właśnie siedziało stado małych laleczek wyprodukowanych w Brukseli i dużo malutkich drobiazgów, a wśród nich moja kaczka:)

Teraz opowiem Wam o tym super pubie. A więc, w pobliżu starego placu znajduje się mały korytarzyk, który wiedzie do Théâtre Royal de Toone. Tam można nie tylko napić się piwa i zjeść to i owo,ale również obejrzeć spektakl w tradycyjnym teatrze marionetkowym.

To miejsce urzekło mnie do tego stopnia, że w ciągu dwóch dni byliśmy tam kilka razy:)



Wiele osób wpadało zrobić zdjęcia i popieścić przyjaznego kotka:)

Przed pubem stały stoliczki i można było odpocząć na świeżym powietrzu. Trafiliśmy akurat na remont i przebudowę, ale i tak było bardzo klimatycznie.






W pobliżu Wielkiego Placu znajduje się wiele restauracji i kiedy sobie pierwszego dnia pozwiedzaliśmy, to wybraliśmy się na obiad.
Przed większością restauracji stali naganiacze i wierzcie mi, że łapali klientów strasznie nachalnie. Jeden płakał niemalże i mówił, że ma na utrzymaniu rodzinę, inny zachwalał, że ma wszystko i owoce morza i ryby i mięsa i tradycyjne belgijskie jedzenie. Wszyscy kusili darmowymi drinkami i menu w dobrej cenie. W każdej z tych restauracji znajdował się sztuczny kominek i jedna do drugiej była podobna. Doszłam do wniosku, że to jakaś grubsza sprawa i wylądowaliśmy w końcu w Chez Leon. Jest to restauracja, która zapoczątkowała restauracyjną sieć pod tą samą nazwą.

Było szybko i ogólnie smacznie. Jedynie moje główne danie okazało się rozczarowujące. Zamówiłam makaron w sosie pesto z pomidorami, a otrzymałam rozgotowaną papkę polaną śmietaną z kilkoma skrawkami pomidora i małymi plastrami sera. Kelner zachował się jednak bardzo profesjonalnie i kiedy wyraziłam opinię na temat pasty, zaniósł ją do kuchni i odliczył od całości.

Pierwszy dzień zwiedzania zakończyliśmy w Delirium Café. To prawdziwy moloch pośród pubów. W jego ofercie znajduje się ponad 2400 rodzajów piw.


Przed snem wpadliśmy jeszcze na Wielki Plac nacieszyć się  romantycznym oświetleniem.
Drugiego dnia wymeldowaliśmy się z hotelu i znów ruszyliśmy w miasto. Tym razem cały czas na piechotę. Nogi bolały, ale chodzenie na całego zaczęło się w muzeum komiksu.


Luby spotkał masę postaci komiksowych, które zna i darzy sympatią. Ja z kolei o znacznej ilości nie słyszałam, ale również znalazłam coś dla siebie:)

Całkiem spora sekcja muzeum poświęcona jest Smerfom:) Uwielbiam te małe niebieskie stworzonka i jako dziecko nie tylko oglądałam smerfne dobranocki, ale również czytałam komiksy. Widziałam też film ze Smerfami.

Miło było znaleźć się w smerfowej wiosce:)




Stanęłam oko w oko z Gargamelem i Klakierem i usiadłam przed smerfową chatką!:)




Było naprawdę miło i żałuję tylko, że nie mogłam zabrać tego wszystkiego ze sobą:))
...Moje lale bez wątpienia zaakceptowałyby nowych sąsiadów, a kapitan Snap dopilnowałby, aby Gargamel zbytnio się nie panoszył:)




W każdym razie, jeśli też lubicie Smerfy, to muzeum komiksu zdecydowanie zachwyci Was smerfowym światem.














Dzięki muzeum dowiedziałam się również, jak powstają komiksy. Okazuje się, że jest to dość długi proces.

Polskim motywem były komiksy Marzi "Petite Carpe" i "La Pologne vue par les yeux d'une enfant".

W sali projekcyjnej mogłam zobaczyć także kreskówki z Boerke.

Wizytę w muzeum komiksu zwieńczyła wspinaczka po schodach do pomnika Gastona Lagaffe.

Później wpadliśmy jeszcze na belgijskie frytki, wrzuciliśmy pieniążki do fontanny z siusiającą dziewczynką (Jeanneke Pis) i czas było powędrować z powrotem na przystanek autokarowy.

To były intensywnie spędzone dwa dni, a do zobaczenia zostało jeszcze bardzo wiele. Może następnym razem?
Mam nadzieję, że miło się Wam ze mną zwiedzało i że się nie nudziliście.

Byliście w Brukseli? Co zrobiło na Was największe wrażenie?


Życzę Wam miłego wieczoru i ślę moc buziaków.

PEACE