wtorek, 30 grudnia 2014

Po świętach w Polsce

Witajcie Kochani! W sobotę w nocy wróciłam do Francji, w niedzielę pobiegłam na rynek po zakupy, a teraz wciąż rozpakowuję walizkę i w międzyczasie piszę do Was, bo się za Wami po prostu bardzo stęskniłam:)

Tegoroczne święta W Polsce były ogromnie miłe i tylko troszkę szkoda, że brakowało śniegu i dopiero po świętach odrobinkę poprószyło.
W Lille śniegu nie ma nadal, ale jest zimno:) Stoją dekoracje świąteczne i wielkie koło i ryneczek świąteczny, ale wracając do pobytu w Polsce...






























...Udało mi się załapać na pyszną zupę owocową z migdałami i ulubioną kapustę z grochem i jagiełki. Oprócz tego były jeszcze pierożki i karpik, ale jakoś do karpika cierpliwości mi zabrakło:)

Jako ciekawostka pojawiły się również kasztany, a do tego różnorodne przekąski.

Na zdjęciach widać choinkę, którą ubrałam przed Wigilią i jak widzicie, ta jest bardzo tradycyjna i zupełnie inna niż moja francuska.

Dostałam różne fajne prezenty. Wśród nich znalazła się pięknie opakowana paczka od Justyny.

Justyna obdarowała mnie dwiema świetnymi chustami i własnej roboty naszyjnikiem z filcowych kuleczek.
Dostałam też słodkości i kotkową kartkę:))
Byłam całkowicie zaskoczona tymi wszystkimi cudeńkami.

W ogóle sporo fajnych rzeczy w tym roku znalazłam pod choinką i żałowałam, że walizka nie jest z gumy:D

Stylizacji poświątecznych zbyt wielu nie będzie, bo w tym roku zakupów ubraniowych zrobiłam strasznie mało, ale pokażę Wam w przyszłości fajowe pudełka drewniane, które dostałam i golarkę do ubrań, o której już od dawna po cichutku marzyłam:) To bardzo przydatny wynalazek i trzeba uważać, aby nie porobić dziur w swetrach, ale przy odrobinie wprawy można zminimalizować ryzyko i odświeżyć odzież  wręcz niesamowicie.


Póki co, oto moje nowe szarawary i czerwony sweterek z ciuszka. W sweterku jestem zakochana i oczywiście w szarawarach też.
W Deichmannie udało mi się dorwać parę czerwonych bucików. Jestem w nich na pierwszym zdjęciu i również do szarawarów się sprawdziły:)

W przyszłym roku postaram się przytargać ze sobą do Francji mój starusieńki sznur bursztynów, a na razie musiałam się z nim rozstać.
Bardzo go lubię i chciałam chociaż raz założyć:)
Chyba nieźle pasuje?




Pod szarawarami mam ciepłe rajtuzy i w taki to sposób udało mi się nie zmarznąć, choć szarawary są przewiewne.












Na podróż do Francji doczekały się dwie pary ocieplaczyków na nogi. Niby są podobne, ale jednak różne. Diabeł tkwi w szczegółach.

Jedną parę możecie tutaj obok zobaczyć w mojej Wigilijnej odsłonie.

Okazało się, że dogadały się z butami i stworzyły fajną, cieplutką całość.

Podobają się Wam?

Co opowiecie na taki zestaw?



















Druga para ocieplaczy jest tu poniżej i zauważcie, że choć wzór jest ten sam, to kolory inne.
Spódniczkę wygrzebałam z czeluści szafy i też ją wzięłam ze sobą.
Oba swetry zdecydowałam się zachować w moich polskich zasobach. W ten sposób mogłam zaoszczędzić dużo miejsca w walizce. Za rok znów sobie w nich pochodzę:)

















Na zdjęciu obok  jest pierścionek ptaszkowy, który udało mi się wypatrzeć na ryneczku za jedynie 1 euro.
Musiał być mój:))






W Polsce natomiast kupiłam te kolczyki ze stworkami, przypominającymi rybki:) Są pełne uroku, delikatne, kolorowe i leciutkie. Stworki są zrobione ze szkła i nie są całkowicie identyczne, co bardzo mi się podoba.

Szkoda, że nie mam teleportera. Dopiero wróciłam z Polski, a już tęsknię. Jestem chwilami zła na siebie, ale jednak serce nie sługa. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie?

Ściskam Was serdecznie i już prawie noworocznie:)))

PEACE

środa, 17 grudnia 2014

Niekonwencjonalna choinka + kolczyki Swarożyca

Święta już tuż tuż, a więc postanowiłam pokazać Wam moją tegoroczną choineczkę.
Powstała z gałązek i kolorowych niteczek, a zawisły na niej ozdoby z zeszłego roku i również trzy nowe gwiazdeczki i nowa malutka, zielona choineczka. Zrobiłam też papierowego ptaszka, ale średnio mi wyszedł:)

































W zeszłym roku choinką była Bromelia, ale w tym roku zmiany:)





























Bromelia ma się dobrze, ale jednak dałam jej odpocząć. Ku mej uciesze gałązki trzymają się całkiem nieźle w butelce i konstrukcja jest stabilna. Co powiecie na takie rozwiązanie? Czy taka alternatywa choinki świątecznej przemawia do Was?



Jak już zapozowałam do zdjęcia z choinką, to uświadomiłam sobie, że jestem w ogóle ubrana dość odświętnie i szybciutko pobiegłam dopstrykać zdjęć, aby Wam pokazać bliżej i wyraźniej moją nową bluzkę ze świątecznym błyskiem:)



















Bluzkę udało mi się wypatrzeć na jednym ze straganów podczas niedzielnego rynku. Kosztowała dokładnie jedno euro i bez większego namysłu postanowiłam sprawić sobie świąteczny prezencik.

Błyszczące wykończenie po prostu mnie urzekło i powiem Wam, że dopiero w domu zauważyłam, że bluzeczka na bajeranckie guziczki z masy perłowej.

Zakupem sprawiłam sobie ogromną frajdę i cieszę się, że zdecydowałam się na rozmiar M, a nie L. Wiecie, jak to jest bez możliwości przymierzenia..

Kiedy robiłam zdjęcia, aby pokazać Wam bluzkę, to doszło do mnie, że i lakier do paznokci mam świąteczny, bo w kolorze choinkowym:D

Jakby się uparł to na spodniach widnieje motyw śniegu na tle wieczornego nieba::)))) oj joj joj...


Czuję się uświąteczniona.......?:P















Chciałam Wam na koniec jeszcze pokazać nowe kolczyki, które zrobiłam z kawałka sznurka, drucika i koralików.
Nazwałam je kolczykami Swarożyca, bo kojarzą mi się słowiańsko jakoś tak i ogniście.

Czy słowiańskie kolczyki przypadły Wam do gustu? Ja je bardzo polubiłam, bo milutko dyndają i nie są ciężkie, Środkowe koraliki zrobiłam z papieru i na prawdę zrobiło to ogromną różnicę odnośnie wagi. W ogóle polecam korzystanie z papierowych koralików, jeśli chcecie zrobić duże, ale lekkie kolczyki. Nie ma chyba nic gorszego niż ponadrywanie dziurki w uszach...no choć pewnie kilka gorszych rzeczy by się znalazło, ale w każdym razie, kiedy tej wątpliwej przyjemności można uniknąć, to unikam:))

Jak tam Wasze przygotowania do świąt?

Zmykam i ściskam Was serdecznie!:)

PEACE




piątek, 12 grudnia 2014

Prosty,smaczny,bezprzyprawowy chłodnik dla rekonwalescenta (i nie tylko) + Deser błyskawiczny + Szpitalne wspominki


Dziś na początek będzie kulinarnie i przepisy będą  moje autorskie i najprostsze na świecie.
Do szybkiego eksperymentu zmusiła mnie ekstrakcja zębów, bo jeść trzeba, a w kuchni mi ciężko było ustać bez wywrotek. Po narkozie trochę mnie muliło i najchętniej bym tylko siedziała i nic nie robiła w ogóle:D Niby mogłam, bo miałam lody, ale z lodami na każdy posiłek jest trochę nudo.Postanowiłam pokombinować z tym, co akurat miałam pod ręką i narodził się kremowy chłodnik z pomidorów, awokado, kaki i śmietanki. Nazwałam go swojsko egzotycznym:)

'Kremowy chłodnik swojsko egzotyczny':

-2 pomidory
-1 awokado
-1 dojrzałe kaki
-3 czubate łyżki stołowe tłustej śmietany (30%)

Pomidory oparzamy by łatwo ściągnąć skórkę, kaki i awokado też obieramy. Miksujemy wszystko i wstawiamy do lodówki na jakieś 15 minut.

Ten chłodniczek całkiem nie wymaga gryzienia. Pomaga walczyć z opuchlizną, bo jest zimny, a do tego dostarcza witamin i kalorii.

Konsystencja jest kremowa, a smak delikatny, ale dzięki pomidorom nie mdły.Kaki dyskretnie komplementuje pomidory słodyczą. Awokado dodaje coś od siebie i leniwie pieści podniebienie.






Deserek 'Raz jedno raz drugie':

Na ten pomysł wpadłam już jakiś czas temu. Deser sprawdza się świetnie na co dzień i również kiedy średnio możecie gryźć. Prostota wykonania zadziwia:

-1 awokado
-1 kaki
-szczypta bazylii

Tniemy w kostkę obrane kaki i awokado, układamy w miseczce i opruszamy bazylią. Ot i całe przygotowanie, a deser po prostu świetny!!!:) Wcinamy naprzemiennie kosteczkę kaki i awokado i doznajemy smakowego uniesienia:D

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Szpitalne Wspominki po moich głupich zębach mądrości:)

Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć od środka szpital we Francji i muszę Wam powiedzieć, że byłam przyjemnie zaskoczona już na samym wstępie. Miałam pokój jednoosobowy, z ubikacją i umywalką. Ze szpitalnego łóżka mogłam sobie popatrzeć na telewizję i pod ręką miałam również lodówkę i szafę z sejfem, fotelik i szafkę i stół na kółkach. Pilot do wzywania pielęgniarki, sterował także światłami:)
Sama obsługa była bardzo miła. Po wypełnieniu ankiety, upewnieniu się przez pielęgniarkę, że nie mam lakieru do paznokci i makijażu i po przebraniu się w niebieską piżamkę zostałam bez większych ceregieli przewieziona na rozśpiewany blok operacyjny (oj tak, tak,muzyczka grała, a obsługa sobie podśpiewywała i nawet podtańcowywała:)), gdzie dostałam narkozę. Widząc mój stres przed założeniem wenflonu, najpierw uśpiono mnie maską i film mi się przyjemnie urwał.
Po wszystkim obudziłam się na specjalnej sali do wybudzania pacjentów i zauważyłam, że mam podłączoną w miejsce narkozy kroplówkę, ale nic to nie bolało:)
Następnie trafiłam z powrotem do mojego pokoiku i tam, przysypiając co chwilę, w lekkim otępieniu, na obserwacji spędziłam kilka godzin (pielęgniarka wpadała zmierzyć mi ciśnienie i sprawdzić, czy nic mi nie jest. Odwiedził mnie też stomatolog i anestezjolog). Dostałam kartonowe miseczki do wymiotowania i chusteczki do wypluwania krwi, ale na szczęście obyło się bezkrwawo i bez nagłych zwrotów akcji:D
Pani pielęgniarka założyła mi taki fajny ochładzacz z lodem, który możecie zobaczyć na jednej fotce w kolażu i dostałam leki przeciwbólowe, a po jakimś czasie schłodzone jogurty i przecier jabłkowy do przekąszenia. Moja przygoda zaczęła się o 7:00 rano i od północy musiałam być na czczo, a więc skromny posiłek spałaszowałam w kilka minut:)
Później już mogłam pozbyć się wenflonu i iść do domku. Pani pielęgniarka była bardzo delikatna i nawet nie poczułam wyciągania konstrukcji z mojej żyły. Do wypisu byłam gotowa o 14:00. Nie musiałam na szczęście czekać do 20:00, bo mąż dał radę wpaść po mnie wcześniej. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej:)































Kilkunastominutowy spacerek do metra przyjemnie mnie ochłodził, a sama jazda minęła nawet szybko, bo udało mi się upolować siedzące. Później jeszcze tylko wpadliśmy do piekarni po chlebek dla mężulka i po paru minutkach byłam w domu,w łóżku, z miseczką lodów:))


Przed wizytą w szpitalu musiałam iść ze skierowaniem od dentysty do stomatologa, a później na spotkanie z anestezjologiem. Po spotkaniu zrobiono mi badanie krwi i teraz już wiem na pewno, jaką mam grupę. W ogóle samo pobieranie krwi bardzo mi się podobało, bo było całkowicie bezstrzykawkowe i bezbolesne. Podobno w PL teraz też tak pobierają, ale ja jeszcze się załapywałam na strzykawy z końskimi igłami.
Nie mogę się już doczekać, jak dojdę do siebie, bo podjęłam decyzję, że od tej pory będę sobie regularnie oddawała krew. Zawsze bałam się bólu, a teraz już będzie bezstresowo:))) Taki mały geścik, a może moja krew się komuś przyda?

Przy okazji dowiedziałam się, że we Francji dawcą narządów jest każdy. Nie trzeba nic podpisywać. Jeśli nie chcemy być dawcą, to wtedy dopiero trzeba wypełnić specjalny formularz, no i rodzina może się nie zgodzić na pobranie organów.

Jakie jest Wasze zdanie na temat pobierania narządów. Wpisalibyście się na listę dawców? A może już jesteście?

DODATKOWE SPOSTRZEŻENIA:
-Szpital we Francji jest bardzo zadbany, czyściutki i nowoczesny
-Pobyt w prywatnym szpitalu podlega refundacji
-Obsługa francuskiego szpitala nie przypomina mi polskiej. Miałam okazję nieraz zetknąć się w Polsce z chamstwem, opryskliwością i wręcz obojętnością personelu. Były oczywiście i bardzo miłe osoby na mojej polskiej drodze, ale niestety w mniejszości. Tutaj każdy był miły i uśmiechnięty i mimo bariery językowej daliśmy radę:) Nawet pan, który pchał moje łóżko na salę zabiegową i z powrotem, starał się zagaić, a była to zaledwie kilkuminutowa wycieczka korytarzami i windą.
-Czas oczekiwania na zabieg ekstrakcji pod narkozą stosunkowo niedługi. Przy mojej infekcji i bólu było to zaledwie 6 dni.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa. Bardzo dużo one dla mnie znaczą. Mam nadzieję, że szybkie przepisy się Wam przydadzą. Przesyłam Wam moc uścisków i same serdeczności.

PEACE

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Laleczka Oczynka - szydełkowe narodziny

Różowe Flamingi postanowiły powołać do życia istotę zupełnie do nich niepodobną. W końcu w Niewielkim Wymiarze wszystko jest inne od całej reszty i nawet w całej reszcie nie ma dwóch jednakowych Niewielkowymiarowian.
Trzepocząc skrzydłami i kłapiąc dziobami, Flamingi doszły do wniosku, że szpule nici staną się Oczynką.

Pętelka za pętelką, najpierw powstała niewielka główka, a następnie, obute w szare kozaczki nóżki i reszka ciałka, zwieńczona pięciopalczastymi rączkami.

Wystarczyła zaledwie odrobina czarodziejskiego pyłku, aby Oczynka otworzyła oczy i po raz pierwszy ujrzała świat. Rozejrzawszy się wkoło, ziewnęła przeciągle i uśmiechnęła się wesoło. Flamingi z dumy nastroszyły piórka i powitały laleczkę w Niewielkim Wymiarze.
Oczynka także próbowała powitalnego stroszenia, ale szybko zauważyła, że jest całkiem nieopierzona, a próba stroszenia bujnej czupryny spełzła na niczym.
'Wszyscy jesteśmy inni'- powiedział jeden z Flamingów.
'Nawet my Flamingi, nie jesteśmy jednakowe'- dodał drugi, wskazując dziobkiem wymownie na różnice w upierzeniu i wzroście.
Oczynka podrapała się w głowę, wciąż nie mogąc do końca poukładać faktów.
'Czy to znaczy, że ja nigdy nie będę mieć skrzydeł, ani piór, ani dziobka?'-zapytała z lekką obawą.
'To znaczy, że każdy z nas inaczej idzie przez życie'-pospieszył z odpowiedzią Flaming
'Twoja droga właśnie się zaczyna'- Pozostałe Flamingi zaczęły śpiewnie powtarzać to jedno zdanie. Najpierw powoli, a później coraz szybciej i szybciej. Oczynka po raz pierwszy poczuła bicie serca wewnątrz szydełkowej piersi.
Wzrok lali spoczął na, okrytych czerwonym dywanem schodach i postanowiła wspiąć się na sam ich szczyt. Flamingi wzbiły się w powietrze i już po chwili wszyscy spotkali się przed zielonymi drzwiami o złotych klamkach. Klamki wyglądały bardzo zachęcająco. Zanim jednak Oczynka chwyciła za nie, postanowiła zadać Flamingom jeszcze kilak pytań.
'Czy być innym to dobra rzecz? Czy to znaczy, że jedni mają łatwiej, a drudzy trudniej? Czy nie lepiej, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami?'
'Nawet gdybyśmy upodobnili się do siebie od zewnątrz, to wewnątrz różnilibyśmy się nadal i...'-Nagle drzwi zatrzęsły się w zawiasach i otworzyły z hukiem, a silny powiew wiatru przepchnął Oczynkę za próg, wprost na drugą stronę. Nie było już Flamingów, które zdawały się wiedzieć bardzo dużo na temat życia i  Oczynka ruszyła w nieznane, wiedząc tylko, że na całym świecie nie spotka nigdy identycznej lali.

♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥

A Wy jak myślicie? Czy byłoby lepiej, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami?

♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥


Ciałko szydełkowej lalki powstało z kordonka (szydełka: 1.5 i 1.25mm).

Oczy laleczki wyszydełkowałam cieniusieńkim szydełkiem (niestety antykiem bez jakiegokolwiek oznaczenia) przy użyciu nitki i również z nitki powstały włosy.

Włosy doczepiałam w trakcie szydełkowania głowy. Pracowałam metodą pentelkową, czyli dokładnie tak, jak doczepia się włosy lalkom Barbie. Strasznie dużo czasu zajęło wciąganie pasma za pasmem, ale udało się:) Kiedy już wszystkie włosy były doczepione, użyłam kleju, aby je zabezpieczyć. Teraz bez problemu Oczynkową czuprynkę można szczotkować:) Doczepianie włosów metodą pentelkową ma do siebie to, że jeśli jedno pasmo wypadnie, to całą reszta przestaje się trzymać. Dlatego naprawdę warto sięgnąć po klej.

Ubranko laleczki jest zrobione z wstążki i z kawałka koronkowej taśmy ozdobnej.
Nie jest to sukienka, a spódniczka i bluzka. Wstążkę najpierw obszyłam ściegiem kocykowym, a następnie zszyłam. Później obrobiłam półsłupkami nawijanymi i użyłam okrągłej gumki, aby ściągnąć talię. Koronkowy top jest zapinany z tyłu na dwa malutkie zatrzaski.

Sama lala jest malutka i najlepiej widać to na pierwszym z poniższych zdjęć gdzie prowadzę ją za rączki:) Na policzkach zrobiłam jej delikatne rumieńce i na zdjęciach są one słabiej widoczne niż w rzeczywistości,




































































Wykonanie Oczynki zajęło mi ponad tydzień, i powiem Wam, że kiedy już była prawie gotowa, bo jeszcze tylko robiłam jej uszy i naszywałam guziczki przy bucikach, to byłam bardzo szczęśliwa. Zdecydowanie najszybciej poszło szycie ubranka:)

Jak Wam się podoba ta nowa mieszkanka Niewielkiego Wymiaru?

♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥  ♥

Ściskam Was serdecznie!
PEACE

czwartek, 4 grudnia 2014

Strach ma wielkie wiertła!!! - DZIŚ JEST TEN DZIEŃ przed środą...

Kiedy napisałam o moich problemach z zębami i o konieczności  usunięcia ósemek i być może części zęba, która wrasta mi bezwstydnie w zatokę, to życzyliście mi powodzenia w walce z bólem i rychłego załatwienia sprawy.
Dziś rano wyruszyłam na wielką przygodę w nieznane i znalazłam się w gabinecie stomatologicznym:) Choć cały czas nie sypiam, łykam mega dawki leków przeciwbólowych, szoruję zęby jak opętana, to wymiękłam i nie zdecydowałam się na usunięcie tej mega bolącej ósemki na miejscu. Stomatolog coś troszkę marudził, że da radę, ale to będzie trudne z powodu infekcji, bla bla bla, a mi w to graj:) Póki co mam antybiotyk i lepsze przeciwbólowe tabsy, a w środę, jak wszystko pójdzie gładko, będzie mi dane spędzić calusieńki dzień w szpitalu. Za jednym razem pożegnam się z dwoma ósemkami i najlepsze jest to, że będzie to zabieg pod narkozą, a więc zero bólu. A po wszystkim będę mogła wcinać tylko zimne rzeczy. Znaczy się lody, jogurty, sery, kiełbaski, ryżyk?:) Mam nadzieję, że w ciągu tygodnia dojdę całkowicie do siebie, bo przecież coraz bliżej święta, a Wigilia w Polsce to dla mnie zawsze super okazja, aby się objeść jak prosię:D

Ehhhh... na pociechę machnęłam sobie foto kolaż kosmetyczno-przygotowawczo-myślowy i zgromadziłam ciekawostki dentystyczne:))





CIEKAWOSTKI DENTYSTYCZNE:

1.Wiedzieliście, że Rekiny i Barakudy mają kilka rzędów zębów i zęby im się nie psują. W ogóle, to zęby psują się tylko ludziom, zwierzątkom domowym i niedźwiadkom o.O

2. Krzesło elektryczne zostało wynalezione przez dentystę....(dentysta sadysta hę?:))

3. Elektryczne wiertło zostało opatentowane w 1875 roku

4. Zęby rekinów odrastają

5. Hipokrates na ból głowy zalecał pastę do zębów z trzech myszy i głowy Lepusa

6. Starożytni Grecy wynaleźli kombinerki i jako pierwsi używali ich do ekstrakcji zębów

7. Przed wynalezieniem pasty do zębów, wiele osób używało kredy, węgla, soku z cytryny, czy też mikstury tytoniu z miodem

8. Przed wynalezieniem protez, lekarze pozyskiwali zastępcze zęby od zmarłych osób

9. Krowy nie mają górnych, przednich zębów, ale za to niektóre z ich dolnych zębów rosną cały czas

.................................................................................................................................................................


Kto z Was lubi chodzić do dentysty, a kto nie?

Ja nie lubię, bo boli:)

Mieliście jakieś zabawne/ dziwne/ makabryczne doświadczenia w gabinecie dentystycznym?

Kiedyś jako berbeć pogryzłam dentystce metalowego palca, którym próbowała majdrować w mojej paszczy podczas mej rozpaczliwej próby zamknięcia ust.
Innego razu, gdy już starsza byłam, dentystka zaczęła borować i krzyczeć na mnie, że piszczę jak jakaś gówniara. Bluzgała, że ho ho, a ja płakałam i nijak nie mogłam zerwać się z fotela i zbiec z miejsca zbrodni.
To są moje dwie najbardziej pamiętne historyjki z tych w miarę zabawnych i dziwnych.
Makabryczne natomiast było kilkugodzinne usuwanie dolnej ósemki. Dzięki podkręconym korzeniom nie dawała się wyciągnąć. Dentysta o posturze Gołoty dał w końcu radę, ale co się biedny napocił i naklął. Zależało mi, aby nie iść na chirurgię, bo nie miałam wtedy czasu z powodu powrotu do PL. Dzielny dentysta przeciął zęba na pół i wyciągnął kawałek po kawałku. Wierzcie mi, że krew się lała ostro, a ja po wszystkim leżałam z dreszczami w łóżku i przez tydzień miałam szczękościsk i okropne zajady:))
Ta cała przygoda z usuwaniem dolnej ósemki w dużej mierze przyczyniła się do mojej decyzji o pozbyciu się dwóch pozostałych pod narkozą:)

.................................................................................................................................................................

Życzę Wam miłego i bezbolesnego dnia i bardzo Was proszę o pozytywną energię i kciukasy:)



PEACE

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Szydełkowa chusta z kordonka - wzór (filet)

Nowa szydełkowa chusta zjadła sporo kordonka i urosła ogromna:) Powstała w technice okienkowej (filet) i właściwie jest to hybryda wzorów jakie znalazłam w sieci. Zanim pokażę owe schematy, to pozwólcie,że zaprezentuję Wam skończone dzieło:))































































Bardzo lubię motywy kwiatowe i to właśnie kwiaty znalazły się na chustce. Centralny kwiat postanowiłam przyozdobić cekinami, które ślicznie się mienią w świetle i dodają całości uroku:)

Nie zabrakło również frędzli, do których mam straszną słabość.

Taka szydełkowa chusta jest dodatkiem całorocznym.
Można z powodzeniem zarzucić ją na plecy i wykorzystać jako narzutkę w chłodne, letnie wieczory i można ją również okręcić pod szyją jak cieplutki szalik. Wtedy idealnie sprawdzi się nawet w minusowych temperaturach.





















WZÓR (SCHEMAT): SZYDEŁKOWA TRÓJKĄTNA CHUSTA:






To podstawowy wzór i ja zrobiłam obwódkę trochę inaczej.
Dodałam ją na końcu. Później przeszłam do części z frędzlami.








Tutaj foto części, gdzie dodawałam frędzle. Robiłam je z długiego, wyciągniętego oczka skręconego i złożonego na pół . Później to skręcenie puszczałam na końcu oddalonym od robótki i trzymałam koniec bliżej robótki. Przerabiałam jedno oczko, aby się frędzelek nie rozkręcał i szłam dalej. (Frędzelek sam się skręcał, ale trzeba było zabezpieczyć, aby się nie rozłaził)

Podpowiedź: Aby frędzle były jednakowej długości, warto wyciągać oczko na tą samą długość (za miarkę posłużyć może zeszyt, lub jakaś tekturka) i również warto zwracać uwagę na ilość skręceń, aby była ona taka sama (np. 50 lub cokolwiek pasującego do długości naszego frędzla).

Tutaj jeszcze pomocniczy wzór, jak robić skośne okienka chusty.
Na sam koniec mam jeszcze kilka fotek z wyprawy na niedzielny rynek.

Zielone, cienkie rajtuzy zastąpiłam cieplutkimi szarakami i pamiętałam również o sweterku. Szydełkowa chusta została oficjalnie przetestowania i jak najbardziej sprawdziła się i ochroniła mnie przed chłodem:)


Powiem Wam, że nie spodziewałam się, że filetowa chustka okaże się taka cieplutka.

A więc mogę Wam na przymrozki  z czystym sumieniem polecić filetową chustę z kordonka:) To fajna alternatywa dla szalika i dla chust z grubszej włóczki.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Nie mam pojęcia jakim szydełkiem przerabiałam wzór, bo było to jedno z tych antycznych z oznaczeniami C.F.I.  Próbowałam zmierzyć suwmiarką, ale nie udało mi się niestety. Macie doświadczenie w mierzeniu szydełek suwmiarką? Wyjaśnijcie mi proszę łopatologicznie, gdzie to trzeba złapać, aby podało właściwy rozmiar???? Jak mi się uda, to pomierzę wszystkie C.F.I.,jakie mam i zrobimy sobie tabelę:)
W każdym razie obstawiam, że mogło być to szydełko 2mm lub coś bardzo blisko tego.

A może się znacie na rozmiarówce C.F.I. ???

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *


Mam nadzieję, że Wam weekend miło minął i życzę Wam dużo energii w tym tygodniu. U mnie temperatura wciąż lekko na plusie, ale już bliska zeru. Nie mogę się doczekać zimowego krajobrazu:)
Przesyłam uściski i buziaki!
Trzymajcie się Kochani:)


PEACE

niedziela, 23 listopada 2014

Moja lala ma nowe ubranko! + akcja wywiadowcza Kasi:)

Witajcie Kochani! Moja lalunia dostała nowe ubranko:) Muszę Wam pokazać ten pogodny zestaw, bo zarówno mnie jak i lali przypadł on bardzo do gustu:))
Spódniczka z falbankami jest przyozdobiona kwiatuszkiem z koralikowym środkiem, a top za to jest bardzo prosty. Całość wykonałam z kordonka, na szydełku 1,3mm. Użyłam trzech różnych kolorów i udało mi się wykorzystać resztkę kordonka z przepływem. Do zrobienia kwiatka okazał się on jak znalazł.





































Wzór został już ostatecznie opracowany i trafił do sklepiku, a Arit po prostu sama pcha się przed obiektyw i tylko chce, żeby jej robić zdjęcia:) Być może niedługo pojawią się jakieś nowości w Laleczkowie?:))
W każdym razie znów zrobiło się bardzo słonecznie i pogodnie w lalkowym świecie. Do Niewielkiego Wymaru szarówka nie dochodzi i jedynie za moim pełnowymiarowym oknem pogoda typowo jesienna.





































No i na koniec chciałabym podziękować Kasi z bloga Seledynowa Codzienność za wyróżnienia: The Versatile Blogger Award i Nieperfekcyjna Pani Domu.

....i lecimy... najpierw The Versatile Blogger Award, a więc 7 faktów o mnie, a więc:

1. Nie bardzo lubię chodzić w jeansach, bo czuję się obciśnięta.

2. Uwielbiam śmietanę 30% i mogłabym ją jeść łyżkami.

3. Mam bzika na punkcie frytek francuskich na tłuszczu:)

4. Jak coś zacznę robić, to lubię jak najprędzej skończyć i nie ważne, czy to coś przyjemnego, czy też coś, co po prostu muszę zrobić.

5. Nie lubię zapuszczać paznokci, ale bardzo lubię malować nawet takie króciutkie.

6. Jestem fanką serialu 'The Walking Dead'

7. Chętnie ubieram się na cebulkę.

W poście o bezach przeczytacie jeszcze 11 innych faktów, no i zapraszam po prościutki przepis, jeśli nie macie takowego, a lubicie bezy:)

Teraz Nieperfekcyjna Pani Domu, czyli odpowiadam na 10 pytań:

1. Dwa obowiązki domowe, które lubię wykonywać?

Właściwe to zależy, na co mam akurat ochotę. Generalnie lubię nawet odkurzać, jak mnie najdzie:))

2. Dwa obowiązki domowe, których nie lubię wykonywać?

Nie lubię wynosić śmieci i nie przepadam jakoś szczególnie za zmywaniem.

3. Czy lubię gotować? Jeśli tak, to jaka jest moja ulubiona potrawa?

Nie zawsze mi się chce gotować, ale jak mam akurat nastrój odpowiedni, to bardzo chętnie robię placki ziemniaczane, kopytka, pierogi i zasmażaną kapustę kiszoną własnej roboty....mniam, palce lizać:))) Lubię też kuchenne eksperymenty i sobie wymyślam potrawy takie jak na przykład makaron z sosem kiwi:)

4. Moje dwa triki a’la Perfekcyjna Pani Domu?

Usuwam kamień z miseczek, spodków itp. wrzącym roztworem octu z wodą. Działa cuda.

Kiedy gotuję makaron, to doprowadzam wodę w garnku do wrzenia, wkładam makaron i wyłączam płomień. Zostawiam przykryty garnek  z makaronem na kilka minut i mam pyszny makaron al dente.

5. Dwóch ulubieńców domu?

Ehmmm...kot i mąż?:)

6. Mieszkanie czy dom?

Marzę o domu z ogródkiem, a w tym ogródku...ehhh... własny warzywniak i może dla jaj parę kurek.

7. Kto prowadzi domowy budżet?

Ja z moimi zdolnościami matematycznymi zdecydowanie się nie nadaję do podliczania czegokolwiek i dlatego nie prowadzę budżetu domowego:)

8. Pedantka czy bałaganiara?

Bałaganiara do kwadratu, ale ze skłonnościami do pedanterii.

9. Jak wyglądałby mój wymarzony dom?

Mój wymarzony dom byłby odgrodzony od rzeczywistości i dzieliłabym go z kotkiem i pieskiem i byłby pełen drewnianych mebli i ręcznie zrobionych przedmiotów. Na podłogach w pokojach królowałyby deski, a w kuchni i łazience miałabym białe płytki.
Uwielbiam mieszać stare z nowym i tak wyglądałyby wnętrza. Byłoby bardzo kolorowo i sielsko:)
Z okien domu miałabym widok na ogródek, gdzie na pewno posadziłabym dużo drzew, krzaczków, kwiatków, ziółek, pnączy i wszystkiego co jadalne, a więc byłby to widok taki trochę tajemniczy i bajkowy.
Jak już całkiem puszczę wodze fantazji, to w pobliżu domu miałabym czystą, przyjemnie szumiącą rzeczkę, która karmiłaby mnie pysznymi rybami:)) Może nawet postawiłabym sobie przydomową wędzarenkę?:)
Chciałabym też bardzo mieć baterie słoneczne i w razie sprzyjającej rzeczki, koło młyńskie do wytwarzania elektryczności.

10. Tradycja wyniesiona z domu, którą praktykuję do dziś?

Na myśl przychodzi mi ubieranie choinki ozdobami gromadzonymi przez lata, różnorodnymi i kolorowymi. Co roku sama robię ozdoby choinkowe i moja kolekcja powolutku się powiększa:)




To tyle o mnie i wiecie co? Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcecie odpowiedzieć na pytania i podać fakty o sobie. Możecie to zrobić w komentarzu lub u siebie na blogu. Chętnie dowiem się więcej o każdym z Was i dlatego nie nominuję konkretnych osób. Po prostu nie potrafię się zdecydować:)))) Mam nadzieję, że dacie się wciągnąć do zabawy:))

....aaaa, no i co powiecie na słoneczną kreację lali? Może być?

Ściskam Was serdecznie i przesyłam pozytywną energię!



PEACE

środa, 19 listopada 2014

Krótko i żółto: trochę inna ja i nowa opaska

Dzisiaj chciałam Wam pokazać nową opaskę szydełkową. Powstała z żółtej włóczki i skutecznie rozjaśnia szarość jesiennego dnia:)
Do opaski dopasowałam sobie nawet lakier do paznokci:P

W każdym razie opaska wyszła taka w stylu lat 80 i mój luby uparcie twierdzi, że ja utknęłam w tym okresie.

Chyba jednak nie do końca tak jest.
Muzykę z tych lat owszem lubię, ale za to nie lubię na przykład wybitne poduszek na ramionach. Te poduszki mi się nieodzownie kojarzą z latami osiemdziesiątymi i pamiętam, że zawsze je wypruwałam:) Wydawało mi się, że mnie one bardzo zniekształcały i czułam się jak zawodnik futbolu amerykańskiego:P


Opaska stała się dodatkiem do ciepłego stroju ze spódniczką mini. Chyba pierwszy raz mnie widzicie w takiej krótkiej długości. Spódniczkę wygrzebałam z czeluści szafowych i stwierdziłam, że do tej białej kurtki fajnie wygląda. Przy grubych rajtuzach nawet mnie jakoś nie podwiało specjalnie, a więc stój na chłody się nadaje:)














































Jestem strasznie ciekawa Waszej opinii na temat całości. Co myślicie o tej żółtej opasce? Podoba się Wam w ogóle, czy raczej nie?


Pozdrawiam Was serdecznie!
PEACE

sobota, 15 listopada 2014

Widoczki z Burgundii: Mavilly- Mandelot i okolice

Witajcie po długawej przerwie:) Chciałabym, aby moja nieobecność była wywołana wielodniowym pobytem w Burgundii, ale tam dane mi było spędzić jedynie weekend. Kolejne dni balowałam chora w łóżku:P
Cały czas jeszcze dochodzę do siebie, a do tego walczę z bólem ósemki, którą muszę w końcu usunąć. Nie mogę się w ogóle zbytnio skupić na niczym, ponieważ praktycznie nie śpię przez to przeklęte zębisko i jestem trochę zakręcona. Wyobraźcie sobie, że jak dolny ząb mądrości się buntuje, to boli praktycznie pół dolnej szczęki i pół górnej, a do tego ucho i połowa szyi o.O Ja na nieszczęście mam jeszcze jeden z górnych zębów wrośnięty w zatokę i przy moich zatokach, to niestety również boli.... No to sobie ponarzekałam, a teraz do rzeczy:)))

Weekend w Burgundii spędziłam miło, w liczącym niewiele ponad stu mieszkańców, miasteczku Mavilly- Mandelot.
Wybraliśmy się z rodziną mojego lubego i ja po raz pierwszy zobaczyć mogłam uprawy winogron,od których roi się w całej Burgundii. Po prostu gdzie nie spojrzeć, tam winogrona i nic dziwnego w końcu, bo klimat regionu nadaje się do tego typu upraw idealnie.





































Mavilly- Mandelot zachwyciło mnie widokami i spokojną, nieco leniwą atmosferą i pstrykałam zdjęcia jak opętana:)

wtorek, 28 października 2014

Prywatne tropiki - sadzimy awokado z pestki:))) + inne różności

Dzisiaj piszę do Was z tropików:D Ogrzewanie włączyli w końcu, ale akurat dzisiaj nie ma, za oknem jak na złość szaleje mroźna wichura, do kompletu wyłączyli nam ciepłą wodę... jak to więc możliwe, że ja sobie siedzę w takim egzotycznym klimacie?
Jakiś czas temu postanowiłam wyhodować własne awokado z pestki. Eksperyment udał się i dwie roślinki już wsadzone zostały do doniczek z ziemią:)


Zanim podzielę się z Wami sposobem na wyhodowanie awokado, to chciałam pokazać bliżej same roślinki, tropikalną serwetę rozgwiazdę i doniczki, które zrobiłam specjalnie dla nowych roślinek.

Jako doniczki posłużyły mi opakowania po gotowym makaronie serowym (takim do podgrzewania w mikrofalówce). W spodach opakowań wypaliłam dziurki rozgrzanym szpikulcem do szaszłyków i na szydełku zrobiłam pasujące osłonki. Postanowiłam, że osłonki będą troszkę krótsze niż same doniczki i w ten sposób nie będą się moczyć, jeśli mi się kwiatki trochę przeleją.
Zachęcam Was w ogóle do wykorzystywania plastikowych opakowań, jako doniczki, bo naprawdę świetnie się w tej roli sprawdzają. Ich przyozdabianie sprawia dużo uciechy, i przy okazji robimy doby uczynek dla środowiska:)))

Serweta rozgwiazda powstała trochę wcześniej, jeszcze przed pomysłem tropikalnego kącika i powiem Wam, że specjalnie jej nie naciągałam, ani nie krochmaliłam, ani nic. Rozgwiazda bowiem kojarzy mi się jakoś tak bardziej miękko, trochę falująco i taką właśnie pozostawiłam tą serwetkę:) Podpasowała akurat do całości i nawet znalazły się muszelki:)))






















































W każdym razie, jak tylko umiałam, starałam się stworzyć egzotyczny kącik i sami powiedzcie, jak mi to wyszło?

-    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -

Teraz już zapraszam na poradnik krok po kroku ' Jak wyhodować awokado z pestki?' :

- Z awokado wyciągamy pestkę i myjemy, a następnie bierzemy trzy wykałaczki i wbijamy w pestkę tak, aby można ją było zawiesić na brzegach jakiegoś pojemnika. Pestka jest miękka i wykałaczki wejdą bez trudu. Powinna wisieć 'dupką' do dołu! 'Dupkę' można trochę ściąć, ale minimalnie, mega minimalnie, aby ułatwić korzonkom wyjście z pestki. Nie trzeba tego jednak robić.

- Pestkę zawieszamy w pojemniku (może być słoik, obcięta butelka plastikowa itp, itd.). Pojemnik wypełniamy wodą, aby około połowa naszej pestki była zakryta. Poziom wody uzupełniamy regularnie (Ja używam zawsze do kwiatków odstanej wody i taką polecam również i tu)

- Czekamy......czekamy.....czekamy. Po 5-6 tygodniach pestki puszczą korzonki i pestka zacznie się otwierać. Następnie zobaczymy, nieśmiało wychylającą się spomiędzy połówek pestki, łodyżkę. Jeśli pestka tak średnio się rozchyliła i łodyżka ma wyraźny problem z wydostaniem się, to można mega delikatnie pestce pomóc bardziej się rozchylić. Trzeba być bardzo delikatnym, aby nie rozerwać pestki, a jedyne leciusieńko rozchylić.

- Nasza roślinka rośnie, a my pamiętamy, aby uzupełniać poziom wody. To bardzo ważne, aby korzonki nie wyschły.

- Przesadzanie do doniczki: Roślinka jest gotowa kiedy już trochę podrośnie. Jedna z moich zaczęła mieć takie jakby narośle na korzeniach, które były zawiązkami bocznych korzonków, a druga po prostu zdawała się być gotowa, bo miała także korzenie dobrze rozwinięte.
Roślinki trafiły do ziemi uniwersalnej. W doniczkach zrobiłam drenaż z kamyczków. Od kilku tygodni maluszki rosną i cieszą się nowymi domkami.

Wyhodowanie awokado z pestki udało mi się właśnie w powyżej opisany sposób i ów sposób gorąco Wam polecam.

Można zasadzić w wodzie więcej niż jedną pestkę i wtedy mamy większą szansę powodzenia:)

Czasami z jednej pestki wyrasta wiele łodyżek:)

Znacie ten sposób hodowania awokado? Próbowaliście? A może spróbujecie?
























































-    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -

Na koniec przygotowałam jeszcze zdjęcia ubioru. Chciałam Wam pokazać, jak fajnie szyfonowa bluzka łączy się z grubaśnym, wełnianym swetrem:) ...w tych moich tropikach od razu robi się cieplej:D




















































-    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -

...aaaaaaaaaaaa i obiecałam zaprezentować tegoroczne ozdoby na Halloween:

Dostałam taką oto pogodną Kalanchoe w pomarańczowej doniczce z kotem, dynią i nietoperkiem:)

To moja pierwsza roślina tej odmiany i bardzo się z niej cieszę. Wiem, że przekwitnie, ale i same listki mi się będą podobały.


Kalasia stoi sobie z w gromadce moich gruboszy. W tle widać drzewko szczęścia i kawałeczek patyczaka:)











Pozwólcie, że Wam przedstawię kucharza zombie.

To z kolei moja pierwsza figurka zombie i powiem Wam, że przez cały rok będzie stała:))))

Zombie pochodzi z serii ZombieZity i jestem w nim zakochana:)

Ten prezent halloweenowy sprawił mi wiele radości, bo jest zombiastycznie świetny:)


....rusza mu się główka...hiiiiihiiiiihihihii:D





-    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -    -

To już wszystko na dziś:)) Życzę Wam miłego dnia i pogody ducha.

PEACE

czwartek, 23 października 2014

Dziś ciuszki i duszki...

Cześć Kochani! Wyobraźcie sobie, że u mnie w domu tak zimno, że spokojnie można siedzieć w dwóch swetrach...jednocześnie o.O Po cichutku liczę, że włączą ogrzewanie, a póki co rozgrzewam się herbatką od Joli. Na blogu Joli (Tymonina-art) udało mi się wygrać nagrodę niespodziankę i powiem Wam, że od widoku samej zawartości prezentu już mi się zrobiło gorąco z wrażenia, a do pięknej modelinowej całości jeszcze dostałam herbatki:)))

Dziełem Joli jest cudny wisior kwiatowy i to on podyktował resztę stroju. Nawet szydełkową czapkę udało mi się dobrać jakoś. Ucieszyłam się, bo inaczej mózg z pewnością by mi zamarzł.
Na zdjęciach debiutują moje ślubne buciorki, cieplusia, ciemno szara spódnica i biała bluzka z koronkowymi tasiemkami.
Gdy na termometrze domowym widzę 16 stopni, to wierzcie mi, że już sama ta liczba mocno mną wstrząsa. W sumie dobrze, że nie minus  szesnaście:)))

W każdym razie powiedziałam w tytule, że będą duszki, no i oto tutaj na zdjęciu poniżej duszek od Joli pilnuje moich herbatek:)

Na sam koniec mam dla Was jeszcze bardzo strasznie straszną piosenkę ze strasznie znanego filmu, bo przecież zbliża się Halloween:)


Wiem, że wiele osób nie sięga po ten zwyczaj i przykładowo skupia się od razu na Wszystkich Świętych. Powiem Wam, że ja nie robię w Halloween nic ogromnie szalonego, ale jakoś urozmaicam sobie ten dzień. W tym roku mam parę dekoracji, które jeszcze nie doczekały się zdjęć, ale postaram się pokazać:) W zeszłym roku napisałam: Szybki domowy poradnik halloweenowy. Jeśli szukacie błyskawicznych pomysłów na Halloween, to możecie zerknąć.

Co myślicie o moim stroju i jak to jest u Was z Halloween? W Waszych miastach też tak zimno??

....a i jeszcze jedno... W poniedziałek wyszedł już drugi epizod piątego sezonu The Walking Dead... Jeśli jesteście fanami tego serialu, tak jak ja, to już pewnie o tym wiecie... ale jeśli lubicie zombiaki, a serialu nie znacie, to bardzo go Wam polecam:))

Teraz już ciepło Was ściskam i przesyłam pozdrowienia!:)

PEACE

poniedziałek, 20 października 2014

Creative Blog Tour - Poznajmy się lepiej:)


Do zabawy Creative Blog Tour zaprosiła mnie Efa z bloga PROSTE jak DRUT.


------Kim jest Efa?------

Efa to pogodna, przyjazna i pełna wigoru dziewczyna, która szydełkuje, dekupażuje, koralikuje i uwaga.... zajmuje się budowlanką! Nie tylko jest w stanie wydziergać pełne uroku szydełczaki, przemienić starą butelkę w małe dzieło sztuki, zaskoczyć cudną biżuterią z koralików, ale również chętnie wyburzy ściany w Waszych mieszkaniach, chwyci piłę i wyczaruje nowe meble, a nawet wykopie studnię!

Na jej blogu znajdziecie zdjęcia prac szydełkowych, wykonanych metodą decoupage, biżuterię z koralików oraz szydełkowe tutoriale, a także zdjęcia wnętrz, które dzięki Efie zyskały nowe oblicze i zdjęcia własnoręcznie wykonanych mebli, a nawet przydatne wskazówki blogowe. Mówię Wam, że jest na co popatrzeć i co poczytać. Bez wątpienia będziecie się zachwycać i niejedna rzecz Was zaciekawi.

Śmiało mogę stwierdzić, że niezły z Efy oryginał i na pewno spodoba się Wam w jej blogowych progach.

✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿


Creative Blog Tour to zabawa, dzięki której można poznać się bliżej, dowiedzieć się czegoś więcej o sobie.
Aby się przedstawić w tej zabawie, trzeba odpowiedzieć na kilka pytań. Następnie nominujemy do zabawy 1-3 blogi, a ich właściciele także odpowiadają na ten sam zestaw pytań, oraz podają zabawę dalej:)


✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿

Oto moje odpowiedzi:

1. Nad czym obecnie pracuję ?

Jestem właśnie w trakcie szydełkowania kordonkowej chusty. Będzie duża, chabrowa, z frędzlami, może pojawią się jakieś cekiny? Mam nadzieję, że wyjdzie fajowo:)

2. Czym moja praca różni się od innych ?

W moje wytwory wkładam całe serce, staram się je zawsze maksymalnie dopieścić i są one odbiciem mojej osobowości.
Nigdy nie zmusiłam się do zrobienia czegoś, co średnio mi się podoba i nigdy tego nie zrobię. Bez względu na to czy jest to coś szydełkowego, z koralików, czy też uszytego, to jest w tym czymś cząstka mnie, moja energia, moje spojrzenie na rzeczywistość, wrażliwość. Tworzenie to mój sposób na wyrażanie siebie i sposób na rzeźbienie świata.
Myślę, że większość twórców tak podchodzi do swoich prac. Bardzo trudno przychodzi mi zachwalanie siebie...:)

3. Dlaczego tworzę i piszę bloga ?

Bez wątpienia wiąże się to z pewnego rodzaju ekshibicjonizmem:) Lubię się dzielić pomysłami, tutorialami, pokazywać swoje prace, pisać o miejscach, które odwiedzam, potrawach, które gotuję, filmach, muzyce, ciuchach itp. Dlatego nie mogłam ograniczyć mojego bloga jedynie do rękodzieła i stał się on blogiem rękodzielniczo-lifestylowym.
Dzięki blogowaniu mogę rozmawiać z Wami, poznawać Was i Wasze opinie. Ten kontakt z blogosferą jest dla mnie ogromnie cenny.

4. Jak wygląda mój proces tworzenia ?

Zaczyna się od wizji:) Nie wiem skąd biorą się moje pomysły. Po prostu czasem nachodzi mnie na stworzenie czegoś konkretnego, siadam i zabieram się do pracy. Wpadam w taki trans, z którego na przykład nawet głód nie jest mnie w stanie wyrwać. Wszystko dokoła staje się odległym tłem. Często przy tym moim tworzeniu nieźle nabałaganię:) Rozkładam włóczki, materiały, koraliki, druciki, patyczki i co tam akurat chcę sobie wykorzystać i masę różności również całkiem zbędnych. Jak przykładowo używam farb, to często mieszam je sobie na ręce, bo mi tak wygodniej, a jak zabraknie miejsca na ręce, to mieszam na stopie itd.:) Kiedy już jest po wszystkim, to czuję się nieco zagubiona i wtedy rodzi się nowa myśl.

✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿

Powiem Wam, że strasznie ciężko było mi w ogóle wziąć udział w zabawie, bo akurat dwa dni temu wyszłam za mąż:) Hihihi! Nie pisałam wcześniej, bo do ostatniej chwili nie było pewne, co i jak pójdzie. Wolałam nie zapeszać, nie myśleć, nie wyobrażać sobie i po prostu wziąć byka za rogi. Wiecie, całe zamieszanie z przygotowaniem sprawiło, że nie mogłam się w pełni skupić na blogowaniu. Pisanie mi szło średnio sprawnie. Czas bardzo szybko leciał... Nominowałam wszakże dwie osoby, aby było parzyście:)))

Do powiedzenia mam wiele właściwie o każdym z Was, a o Wielu z Was już wspominałam wcześniej. Mijają dni, miesiące i lata i niektórzy z Was są ze mną od czasów prehistorycznych, a niektórych z Was dopiero poznaję:) Dziś moimi gośćmi są: Gocha i Beva .


------Gocha------

Na moje zaproszenie do zabawy Creative Blog Tour odpowiedziała Gocha z bloga Pieskie Szycie.
Często do niej zaglądam i zawsze widzę coś fajnego. Gocha jest mistrzynią maszyny, uszyje dosłownie wszystko ( na przykład piękne ekotorby) i potrafi bez trudu okiełznać filc, dzianinę i materiały, których nazwy są dla mnie czarną magią. Do tego jest wielbicielką psów i nawet posiada dwa słodkie labradory, które trenuje, a dla równowagi ma również kota. Wyobraźcie sobie, że uszytki Gochy bardzo często przyozdobione są psimi motywami. Można u niej nawet zamówić coś z naszywką bądź haftem konkretnego pupila!

Na blogu znajdziecie wiele fantastycznych prac, skierowanych nie tylko ku ludziom. Gocha szyje także dla psów. Złoty z niej człowiek i jej psiaki mają piękne posłanka, własne pokrowce do auta, torebki, dużo fajnych zabawek i tonę miłości!
Wyobraźcie sobie, że gdy jeden z jej piesków zachorował, to uszyła mu nawet specjalne nosidło-szelki, aby mógł łatwiej schodzić ze schodów i dostosowała mieszkanie do jego potrzeb. Taka to jest właśnie osoba: wrażliwa, kreatywna i pomysłowa. Blog Gochy obfituje w psie zdjęcia i jeśli macie ochotę poznać jej włochatą rodzinkę, to na blogowych stronach znajdziecie ją w komplecie. Na koniec powiem Wam jeszcze tylko, że Gochy Miśka jest ratownikiem, a dorastająca Bromba póki co poznaje świat i pewno pójdzie w ślady doświadczonej Miśki.

U Gochy roi się od przygód szyciowych i psio-ludzko-kocich.  Polecam, bo  Gochowe posty często bawią, wzruszają i po prostu zachwycają.



------Beva------

Obojętna wobec zaproszenia do tej fajnej zabawy nie pozostała także Beva z bloga Beva Handmade. Bardzo się cieszę, że zaproszenie przyjęła i że mogę Wam o niej napisać. Jest to kobieta ogromnie ciepła i twórcza . Włada szydełkiem wprawnie niczym Zorro szpadą i robi też frywolitki, a do tego szyje! Ciach, ciach i kolejne cudeńko wychodzi spod jej rąk. Nawet druty nie są jej obce i w makramie potrafi się odnaleźć. Na swoje hobby znajduje czas, mimo iż jest zabieganą mamą pierwszoklasistki, a do tego jeszcze mamą kocią! Czarno- biała kotka Lusia bardzo lubi pozować do zdjęć i na blogu często ją zobaczycie:)

Na bank będziecie pod wrażeniem, wykonanych przez Bevę szydełkowych serwetek, przytulaśnych amirugumi i frywolitkowych dzieł, a także uszytków.
Z Bevą często nadajemy na tych samych falach. Ostatnio na przykład obie nas naszło na szydełkowe mandale. Oprócz tego nasze gusta muzyczne w sporej mierze się pokrywają i obie lubimy stare, tajemnicze cmentarze. Różni nas za to choćby fakt, iż Beva jest pasjonatką aktywnego wypoczynku, a ja z kolei jestem raczej typem leniwca i czasem bardzo trudno jest mi się ruszyć z kanapy.
Na blogu Bevy zawsze dużo się dzieje i muszę Wam powiedzieć, że zachwyca mnie dokładność, z jaką Beva dzierga i widać naprawdę, że wie, co robi. Zresztą tak samo dopracowane są rzeczy, które wychodzą spod Bevowej maszyny.

Beva tworzy rzeczy piękne i na blogu uprawia czasem prywatę, a więc jeśli chcecie Bevę i jej pasje poznać lepiej, to warto wnikliwie przejrzeć jej bloga.

✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿   ✿

Pozdrawiam Was Wszystkich serdecznie i dziękuję Wam, że jesteście ze mną w blogowym świecie, że mnie odwiedzacie, komentujecie i że dajecie mi się poznać. Wasze słowa są dla mnie ważne i po prostu jestem szczęśliwa, kiedy mogę także zawitać u Was. Trzymajcie się cieplutko w te chłodne dni:)

PEACE

sobota, 11 października 2014

Eyzee z odległej galaktyki:)

Pozwólcie, że dziś przedstawię Wam coś nie z tej ziemi, a raczej kogoś...)

Eyzee jest malutkim, bo liczącym sobie zaledwie 20cm (szydełko 1,5mm), kosmitą. Uwielbia zabawy i pozowanie do kamery:)



































Wzór w całości opracowany przeze mnie i dostępny w sklepiku, ale teraz wróćmy do samego Eyzee. Otóż, nie uwierzycie, że zaprzyjaźnił się nie tylko z moimi lalami, ale również i z Panną Miau! Od razu przypadli sobie do gustu i popędzili ku intergalaktycznej przygodzie do dużego pokoju i nawet dalej.


































Czy malutki Eyzee Wam się podoba? Jak wyobrażacie sobie życie na innych planetach? Być może myślicie, iż w kosmosie jesteśmy sami?

Mnie wydaje się, iż sami nie jesteśmy, bo jak tu marnować tyle przestrzeni?:))
Myślę, że wygląd 'obcych' zależy od warunków na ich planetach, grawitacji i od sposobu życia. Jeśli na przykład obcy porozumiewaliby się telepatycznie, to może nie mieliby potrzeby posiadania strun głosowych, ani nawet ust? Być może niektórzy obcy nie mają wcale cielesnej formy, a są jedynie kulą energii? A może są i tacy, którzy tak jak w filmie Noc Pełzającego Strachu aka Noc Pełzaczy, zamieszkują ciała innych gatunków?

Ciekawe, jak przebiegnie pierwsze spotkanie Ziemian z obcą cywilizacją? Czy będzie pokojowe? Ktoś okaże się agresywny? A może wierzycie, iż rząd ukrywa przed nami prawdę i obcych poznaliśmy już dawno, a niektórych nawet zdążyliśmy pokroić i dokładnie przebadać?

Czy wyruszymy kiedyś na podbój kosmosu i czy uda nam się zamieszkać na innych planetach? Jak myślicie?

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Na koniec chcę jeszcze tylko podzielić się z Wami filmowymi klimatami. To moje ufoludkowe perełki i wiem, że o Futuramie już wspominałam w przeszłości, ale piać z zachwytu nad tą produkcją mogę bez przerwy:D

-  Invasion of the Body Snatchers (1956 i 1978)- Są to, pełne napięcia, ekranizacje książki The Body Snatchers Jacka Finney'a. Miodzio po prostu, a w tej wersji z 1978 występuję Donald Sutherland i Jeff Goldblum.

- Body Snatchers (1993)-  Motyw ten sam co wyżej. Duplikaty zastępują prawdziwych ludzi, ale całość rozgrywa się w miasteczku wojskowym. Klimat nieco inny niż dwie poprzednie wersje, ale wciąż jest na co popatrzeć. Kwestia, wypowiedziana przez Meg Tilly: 'Where ya' gonna' go?... Where ya' gonna run?... Where ya' gonna' hide? Nowhere. Cause there's no one like you left.' jest to mistrzostwo po prostu jak dla mnie i najlepszy moment filmu.

- The Invasion (2007) z Nicole Kidman-  to najsłabszy według mnie remake, ale nadal warto obejrzeć, bo główny wątek fajny.

- The World's End (2013)- Świetna komedia! Po latach,grupa przyjaciół powraca do rodzinnego miasteczka, aby odbyć maraton po pubach. Okazuje się jednak, że z miasteczkiem jest coś nie w porządku...:)

- Night of the Creeps (1986) - To horror mojego dzieciństwa i zawsze będę darzyć go ogromnym sentymentem. Kapsuła z pasożytami z kosmosu spada na ziemię i wredne pełzaki rozłażą się po okolicznym miasteczku, atakują i gnieżdżą się w ludzkich mózgach... i nawet w kocim mózgu...ojej pamiętam jakie wrażenie robiła na mnie scena z kotem:))) SUPER FILM:)

- Futurama- cały serial jest po prostu genialny i słów mi brak, aby opisać, jak bardzo go uwielbiam. Filmy też polecam:) Wszystko zaczyna się od tego, że zgnębiony przez życie dostawca pizzy zostaje zahibernowany i odmrożony w odległej przyszłości. Fajnie by było znaleźć się na jego miejscu:)

- The Blob (1958 i 1988) - Blob z obcej planety pożera wszystko, co stanie mu na drodze i rośnie i rośnie i rośnie i filmy są naprawdę zabawne:) Miło wspominam szczególnie tego drugiego Bloba, bo po raz pierwszy zobaczyłam go jako mały brzdąc...pamiętam, że ten glut wydawał mi się strasznie nieprawdopodobny i zastanawiałam się, czy naprawdę mógłby istnieć:))

- The Thing ( 1951 i 2011) -  Zarówno oryginał jak i remake są całkiem przyjemne. Wątek w obu identyczny. Na Antarktyce z lodu zostaje wydobyty statek kosmiczny...i....zaczyna się walka o przetrwanie...

- The Thing (1982) - Obcy zabija naukowców stacji arktycznej i podszywa się pod nich .... ach ta muzyka! To kolejny z filmów mojego dzieciństwa i scena z psami zawsze mnie niemal doprowadzała do łez. Strasznie mi było tych psów szkoda i choć film oglądałam wielokrotnie, to nadal scenę z psami mam ochotę oglądać przez palce. W każdym razie Film świetny.

Macie jakieś swoje ulubione filmy z ufoludkami? Czy któreś wywarły na Was szczególne wrażenie? Być może były tak super lub tak beznadziejne, że nigdy ich nie zapomnicie?:)

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _


PEACE


poniedziałek, 6 października 2014

Hippie stylizacja z jesienną czapką +szybkie i pyszne bananowe śniadanko

Witajcie Kochani! Jak Wam mija dzień? U mnie w głowie rodzi się plan chusty szydełkowej na chłodniejsze dni, a póki co chciałam pokazać Wam jesienną czapkę szydełkową. Już jakiś czas temu ją skończyłam robić, ale na te pogody teraźniejsze nadaje się bardzo dobrze. Taka lżejsza czapka świetnie sprawdza się w roli jesiennego dodatku, a do tego naprawdę przyjemnie grzeje.

Do czapeczki dobrałam kolczyki z kolorowymi, drewnianymi papugami. Bardzo je lubię, bo są lekkie i przyjemnie dyndają bez obciążania uszu. Biedne papużki skazane zostały na śmietnik, a mnie udało się je uratować. Wystarczyło wymienić bigle i papugi odzyskały pogodę ducha:) 
Podobają się Wam te papuzie kolczyki? No i co powiecie o czapce? Może być?

Do czapki i kolczyków zarzuciłam bluzkę, wykończoną koronką i cekinami, ukochaną bluzę staruszkę i spodenki, które udało mi się nabyć na Braderie de Lille. Wyszedł wygodny, kolorowy zestaw codzienny w hipisowskim stylu, czyli tak jak lubię:) Czy do Was ta całość przemawia?
Na koniec mam dla Was jeszcze śniadanko bananowe. Raczej nie jest to nawet przepis, bo to śniadanie nie wymaga żadnych niemalże zabiegów. Wystarczy zrobić sobie tosty i na te tosty położyć plasterki banana. Kiedy plasterki już mamy na chlebku, to ostatnim krokiem jest polanie naszego śniadanka syropem klonowym. To śniadanie jest błyskawiczne w przygotowaniu, a do tego zdrowe i sycące. Jest też fajną alternatywą na przykład dla kanapek z dżemem. Wiem, że sporo z Was lubi banany i jeśli jeszcze takiego bananowego śniadanka nie próbowałyście, to gorąco polecam:)
U mnie na talerzu, jako dodatek śniadaniowy, również bananki na krakersach. Też pychotka:))

Być może takie bananowe śniadanie nie jest Wam wcale obce? A może jeszcze jakoś inaczej przygotowujecie bananowe kanapki?

❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂   ❂ 
  




PEACE

niedziela, 28 września 2014

Jak spędzamy nasze weekendy? + Villeneuve d'Ascq

Gdy piszę ten post, mamy niedzielę i postanowiłam zaprosić Was do mojego życia weekendowego. Bardzo chętnie poznam Wasze zwyczaje i dowiem się, jak Wy lubicie spędzać te dwa magiczne dni tygodnia?:)
Macie specjalne rytuały, które przeprowadzacie tylko w weekend? Szalejecie na dyskotekowym parkiecie, a może delektujecie się leśnymi wędrówkami?

1. Przy dobrym filmie weekend płynie może trochę zbyt szybko? Kiedy jednak nie chce się ruszyć z kanapy, to jest to jeden z szybkich i sprawdzonych sposobów na weekendowe lenistwo:)

U mnie na ekranie Dawn of the Dead z 1978. Co Wy oglądaliście ostatnio w weekend? A może stronicie od telewizora lub wybieracie kino?




2. Wolne dni sprzyjają aktom twórczym lub choćby organizacji narzędzi rzemieślniczych:)
Często takie drobne akcje porządkowe przeprowadzam właśnie w weekendy. Większe porządki robię w tygodniu, kiedy mój luby jest w pracy i nie plącze mi się pod nogami:)) W weekend zazwyczaj nawet nie zmywam.
Wiem, że wiele osób nie ma czasu na sprzątanie w ciągu tygodnia i nadrabia w sobotę i niedzielę, ale ja akurat mogę spokojnie sprzątać 5 dni w tygodniu.

A jak to wygląda u Was? Weekend leniwy czy pracowity?


3. Salon piękności:) Gdybym miała wannę, to w weekendowe wieczory leżałabym w niej przez cały dzień. Zapaliłabym świeczuszki i delektowałabym się cieplutką wodą z pięknie pachnącą pianą....ale mam prysznic. Zamiast upojnych kąpieli, odurzają mnie często w weekend kolorowe lakiery do paznokci. Najbardziej lubię malować paznokcie w sobotę i nie mam pojęcia, dlaczego tak upodobałam sobie ten dzień.
Robicie sobie weekendowe spa domowe? A może oddajecie się w ręce profesjonalistów?



4. Zakupy!!!!:) Moim specjalnym, cotygodniowym rytuałem jest wyprawa na rynek.
Więcej o rynku możecie przeczytać tutaj:  rynek Wazemmes. Bardzo lubię to miejsce nie tylko za korzystne ceny, ale również za niepowtarzalną atmosferę. Z mym lubym chętnie na ten rynek chodzimy, nawet kiedy akurat niczego nam  nie brakuje w spiżarni.






5. Specjalny obiad niedzielny:) Macie jakieś ulubione danie na weekend? Moim są frytki francuskie. Ubóstwiam te przesiąknięte tłuszczem ziemniaczki.











6. Spacery. Jeśli wybieram się na spacer, to jest to przeważnie w weekend.
Ostatnio wybraliśmy się z mym lubym do miasteczka o nazwie Villeneuve d'Ascq.  Udało mi się zobaczyć stadion Lille, a oprócz tego odwiedziliśmy Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Współczesnej i Art Brut (Le LaM - Lille Métropole Musée d'art moderne, d'art contemporain et d'Art Brut). W tym muzeum zobaczyć można dzieła takich twórców jak na przykład Picasso i ciekawostką jest to, że częścią muzeum jest park rzeźb.
Jednoczesna prezentacja elementów sztuki z XX i XXI wieku wyróżnia Le LaM na tle innych europejskich muzeów.


Nie mam niestety zdjęć z tego muzeum, ale warto zajrzeć na stronę internetową i obejrzeć na przykład filmik: film Le Lam lub wybrać się na wirtualną wycieczkę po muzeum: Le LaM wycieczka wirtualna.

W Villeneuve d'Ascq jest dużo atrakcji turystycznych, ale mnie udało się odwiedzić jeszcze tylko Park Rekonstrukcji Archeologicznych Asnapio ( Asnapio -Parc Archéologique). To miejsce zaadresowane jest głównie do najmłodszych. Dzieci mogą nauczyć się garncarstwa, przędzenia nici czy też wykopać własne znalezisko.

Po parku przyjemnie się chodzi i można samemu lub z przewodnikiem. Mnie osobiście bardzo interesowało, jak poprzez poszczególne epoki zmieniała się zabudowa.

A Wy wybieracie się czasem na weekendowe wyprawy? Gdzie byliście ostatnio?

Pewnie niektórzy z Was byli na grzybobraniu? U mnie w okolicy nie ma grzybowych terenów i trochę mi z tego powodu smutno.










7. Gmeranie przy kranie:) Weekend jest dobrym momentem na dokonanie niezbędnych napraw?
U mnie na przykład odbyło się dziś wymienianie prysznica. Wyobraźcie sobie, że to co trzymam na dłoni, to metalowa nakrętka. Jakimś cudem skruszała, a po zdjęciu dosłownie rozsypała się w rękach!

Rzeczy dzisiaj produkuje się bardzo nietrwałe. Fakt, że prysznic był tani, no ale mimo wszystko. Podobno we Francji wprowadzić mają jakieś kary za celowe obniżanie żywotności produktów. Jestem jak najbardziej na tak.


Teraz już wiecie, co ja porabiam weekendami:)  Piszcie o Waszych upodobaniach, bo jestem bardzo ciekawa, co Was pod koniec tygodnia kręci, zajmuje bez reszty, lub do czego za żadne skarby nie da się Was w weekend namówić?

Uściski!:)


PEACE