Czy wyobrażacie sobie, jak niewygodna jest praca biurowa, kiedy nie ma się na czym usiąść przy biurku? Doktor Werk jest dziś bardzo zadowolona, bo wreszcie może w jej gabinecie zrobiło się wygodnie.
Oto miniaturowe krzesło biurowe w skali 1:6, za sprawą którego Doktor Werk może spędzać całe godziny przed komputerem.
Czyżby przełom naukowy był już blisko?
W komputerze coś piszczy! Ekran miga!
Co się dzieje? Co się dzieje?
-Ach, to tylko email od Kapitana Snapa - Doktor Werk odetchnęła z ulgą i zaczęła czytać.
" Droga Doktor Werk, Lecimy z dziećmi na międzygalaktyczne targi kuchni i potrzebujemy większej ilości leków na niestrawność. Jak wiadomo, przezorny zawsze ubezpieczony. Czy mógłbym podejść do gabinetu jutro rano?
Z poważaniem,
Kapitan Snap"
Dobrze, że Doktor Werk miała w zapasie cały słój mikstury na problemy żołądkowe, bo gdy odpowiedziała na wiadomość Kapitana Snapa, odkryła w internecie niezwykle emocjonującą grę.
Doktor Werk spędziła przed komputerem resztę dnia i całą noc... czy Wam też się to czasami zdarza?:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Miniaturowe krzesło powstało w całości z kartonu. Pomalowałam je farbami plakatowymi i pokryłam warstwą bezbarwnego lakieru do paznokci. Dzięki prostej konstrukcji, krzesło jest stabilne i lale mogą na nim bez trudu pozować.
Co myślicie o tym krzesełku? Pasuje do steampunkowego gabinetu Doktor Werk?
Uwielbiam miniaturowe projekty recyklingowe i zawsze jestem zadowolona, kiedy uda mi się wygrzebać ze śmieci coś przydatnego.
Cieszę się właściwie podwójnie, bo raz że wykorzystałam puste już kartonowe opakowanie, a dwa, Niewielkowymiarowianie dostali coś nowego:)
Mimo że gabinet Doktor Werk nie jest jeszcze w pełni urządzony, to znajdują się już w nim te najbardziej podstawowe sprzęty:)
Mieszkańcy Niewielkiego Wymiaru chwalą sobie lokalną opiekę zdrowotną:))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Dla zdrowia bardzo ważne są regeneracja i wypoczynek, a więc właśnie takiego słodkiego wypoczynku w środku tygodnia życzymy Wam Kochani z Panną Miau.
Trzymajcie się ciepło i oby w Waszych serduszkach gościł dziś spokój i zadowolenie ♥
PEACE
środa, 30 września 2015
poniedziałek, 28 września 2015
Słodka woda perfumowana Sexy Dentelle Edition Rouge (Real Time) + film 'The Visit' + ubiór z ponczem
Co powiecie na małą wycieczkę do krainy słodkiej rozkoszy? Dzisiaj chcę Wam napisać o wodzie perfumowanej, którą ostatnio odkryłam i która definitywnie podbiła moje serce swoim słodkim, lekko przydymionym zapachem. Sexy Dentelle Edition Rouge to 100ml cudownie leniwej przyjemności.
Opakowanie tej wody jest oszczędnie wykonane i trochę wyzywające. Nóżki w siatkowych pończoszkach przywodzą mi na myśl tancerkę kabaretową, ale sam zapach jest dość stonowany, otulający i wcale nie agresywny, a raczej tajemniczy i kojący.
Nuta głowy: kokos, śliwki, morele
Nuta serca: róża, orchidea, jaśmin
Nuta bazowa: wanilia, drzewo sandałowe, drzewo jaboticaba
Nie jest to woda perfumowana z górnej półki i jej cena to zaledwie kilka euro. Przy tak niewielkim koszcie nie ma więc co narzekać na jakość opakowania. a warto zwrócić uwagę na zachwycającą zawartość flakonu.
Perfumy do produkcji tej wody perfumowanej zostały wynalezione we Francji i produkowane są w regionie Grasse. Marka Real Time i Sexy Dentelle Edition Rouge jest natomiast własnością holenderskiej firmy Coscentra.
Jeśli lubicie słodkie, ale nieduszące perfumy z nutką egzotyki, to polecam Wam Sexy Dentelle w czerwonej butelce. Są bardzo milutkie (ʘᴥʘ)
A może już te perfumy znacie?
❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁
Udało mi się w świetle dziennym zrobić zdjęcia ponczo z poprzedniego posta:)
Wybrałam się na mały spacer i magiczną ścieżką dotarłam do podziemnej krainy, pełnej różowych istot. Przyjemnie nam się gawędziło i czas szybko płynął. Ani się obejrzałam, a obudziłam się w domu, na kanapie. Jak to możliwe? Czyżby to całe spotkanie jedynie mi się przyśniło? Być może nawet magiczna ścieżka była nieprawdziwa?
Cóż, nie mam pojęcia, co się tak naprawdę wydarzyło...
Opakowanie tej wody jest oszczędnie wykonane i trochę wyzywające. Nóżki w siatkowych pończoszkach przywodzą mi na myśl tancerkę kabaretową, ale sam zapach jest dość stonowany, otulający i wcale nie agresywny, a raczej tajemniczy i kojący.
Nuta głowy: kokos, śliwki, morele
Nuta serca: róża, orchidea, jaśmin
Nuta bazowa: wanilia, drzewo sandałowe, drzewo jaboticaba
Nie jest to woda perfumowana z górnej półki i jej cena to zaledwie kilka euro. Przy tak niewielkim koszcie nie ma więc co narzekać na jakość opakowania. a warto zwrócić uwagę na zachwycającą zawartość flakonu.
Perfumy do produkcji tej wody perfumowanej zostały wynalezione we Francji i produkowane są w regionie Grasse. Marka Real Time i Sexy Dentelle Edition Rouge jest natomiast własnością holenderskiej firmy Coscentra.
Jeśli lubicie słodkie, ale nieduszące perfumy z nutką egzotyki, to polecam Wam Sexy Dentelle w czerwonej butelce. Są bardzo milutkie (ʘᴥʘ)
A może już te perfumy znacie?
❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁
Udało mi się w świetle dziennym zrobić zdjęcia ponczo z poprzedniego posta:)
Wybrałam się na mały spacer i magiczną ścieżką dotarłam do podziemnej krainy, pełnej różowych istot. Przyjemnie nam się gawędziło i czas szybko płynął. Ani się obejrzałam, a obudziłam się w domu, na kanapie. Jak to możliwe? Czyżby to całe spotkanie jedynie mi się przyśniło? Być może nawet magiczna ścieżka była nieprawdziwa?
Cóż, nie mam pojęcia, co się tak naprawdę wydarzyło...
❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁
Na sam koniec wspomnę Wam jeszcze o mocno przeze mnie wyczekiwanym filmie 'The Visit'. Jest to mało straszny horror z elementami niestrasznie zabawnej komedii, ale ogląda się przyjemnie.
Film opowiada nam historię dwójki rodzeństwa, które zostaje wysłane przez mamę do dziadków. Dzieci są bardzo podekscytowane, bo to ich pierwsze spotkanie ze staruszkami. Pobyt zapowiada się niezwykle miło, ale jednak okazuje się, że coś jest nie tak. Babcia i dziadek są jacyś dziwni... i dalej już nie będę Wam opowiadać, bo może zdecydujecie się obejrzeć?
Przyznam szczerze, że po seansie byłam nieco rozczarowana, bo spodziewałam się czegoś więcej, ale być może moje oczekiwania były po prostu wygórowane?
Przyznam szczerze, że po seansie byłam nieco rozczarowana, bo spodziewałam się czegoś więcej, ale być może moje oczekiwania były po prostu wygórowane?
'The Visit' dostaje ode mnie 6,5 bladoróżowych słoni i polecam Wam tą produkcję, jako lekarstwo na nudę. Jest całkiem przyzwoita i dobrze pomyślana. Gra aktorska Was nie rozczaruje i raczej nie zaśniecie przed ekranem:)
Dacie szansę temu filmowi? A może już zdążyliście zobaczyć?
❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁
❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁ ❁
Teraz już życzę Wam moi Kochani miłego dnia! Niech Moc będzie z Wami:)
PEACE
PEACE
sobota, 26 września 2015
Jak zrobić ponczo na szydełku? - Proste ponczo z prostokątów
W związku z tym, że robi się chłodno, postanowiłam zrobić szydełkowe ponczo. Długo zastanawiałam się nad jego formą i w końcu postawiłam na prostokąty. Po zmroku skończyłam dzierganie, od razu pstryknęłam foty i oto przed Wami ponczo z prostokątów:)
Szydełkowe ponczo z prostokątów jest cieplutkie i można je narzucić na bluzę, sweter, płaszcz itp. Na jesień i zimę jest jak znalazł:) Jak się Wam podoba? Lubicie poncza? Nosicie?
Postanowiłam podzielić się z Wami sposobem na wykonanie tej wdzięcznej części garderoby. Nie jest to dokładny wzór, ale myślę, że z poniższymi wskazówkami bez trudu sobie poradzicie z tym projektem.
Szydełko: 6mm
Włóczka grubości: Aran (4 Medium, Worsted, Afghan) - Ja użyłam 5 motków włóczki Himalaya Padisah ( 100gr. 180m)
Będziemy dążyć do wykonania dwóch prostokątów. Rozmiar jednego prostokąta to około 84cm x 44cm.
Będziemy pracować wzdłuż, używając ściegu V (w jedno oczko: płsn, oł, płsn)
1. Robimy 140 oczek łańcuszka i w piąte oczko łańcuszka od szydełka robimy nasz pierwszy ścieg V, *pomijamy 2oł i robimy kolejny ścieg V* powtarzamy tą kombinację przez całą długość łańcuszka, a w ostatnim oczku łańcuszka robimy jeden półsłupek nawijany (płsn), ł2 i odwracamy robótkę.
2. *Robimy ścieg V w każdy środek ściegu V z poprzedniego rządku. Zakończamy płsn i robimy ł2 i odwracamy* x32. Po zrobieniu ostatniego rządka zakończamy zamiast robić ł2.
3. Robimy w ten sam sposób jeszcze jeden identyczny prostokąt.
4. Zszywamy prostokąty, w następujący sposób:
5. Czas na obwódkę przy otworze na głowę:
a) Dołączamy nową włóczkę i robimy płsn na około, ale na środku dekoltu z tyłu i z przodu przerabiamy 3płsn razem (a więc z 3płsn robi się jedno oczko do pracy w kolejnym okrążeniu). Na końcu tego okrążenia robimy os z początkowym oczkiem i ł1
b) BL (czyli tylne części oczek): płs na około, ale z przodu i z tyłu dekoltu przerabiamy po 3płs razem i na szczytowych punktach ramion również. Na końcu okrążenia os i ł2
c)BL: powtarzamy okrążenie "a"
d)*BL: powtarzmy okrążenie "b"* x2 i zakończamy
6. Teraz czas na obwódkę dolnej krawędzi naszego poncza:
a) Dołączamy nową włóczkę i robimy pierwsze okrążenie, powtarzając * płsn, oł, pomiń 1 przestrzeń* na około, ale w rogach dajemy 3płsn również oddzielone oczkami łańcuszka. Na końcu os i ł1.
b) Drugie okrążenie to kombinacja półsłupków oddzielonych oczkami łańcuszka. W rogach dajemy półsłupki, ale pomiędzy nimi zamiast jednego oczka łańcuszka, zrobiłam dwa. Na końcu os i ł1
c) Trzecie okrążenie to także kombinacja półsłupków oddzielonych oczkami łańcuszka. W rogach, tam gdzie są 2 oczka łańcuszka, robimy 2 półsłupki oddzielone także dwoma oł. Zakończamy, wciągamy luźne nitki i gotowe.
Jeśli nie jesteście pewni, co to są back loops (tylne części oczek) i jak się z nimi pracuje to możecie zerknąć na ten tutorial: back loops i front loops.
☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁☆☁ ☆☁☆☁
Życzę Wam wewnętrznej pogody ducha i przesyłam serdeczności!:)
PEACE
Szydełkowe ponczo z prostokątów jest cieplutkie i można je narzucić na bluzę, sweter, płaszcz itp. Na jesień i zimę jest jak znalazł:) Jak się Wam podoba? Lubicie poncza? Nosicie?
Postanowiłam podzielić się z Wami sposobem na wykonanie tej wdzięcznej części garderoby. Nie jest to dokładny wzór, ale myślę, że z poniższymi wskazówkami bez trudu sobie poradzicie z tym projektem.
Szydełko: 6mm
Włóczka grubości: Aran (4 Medium, Worsted, Afghan) - Ja użyłam 5 motków włóczki Himalaya Padisah ( 100gr. 180m)
Będziemy dążyć do wykonania dwóch prostokątów. Rozmiar jednego prostokąta to około 84cm x 44cm.
Będziemy pracować wzdłuż, używając ściegu V (w jedno oczko: płsn, oł, płsn)
1. Robimy 140 oczek łańcuszka i w piąte oczko łańcuszka od szydełka robimy nasz pierwszy ścieg V, *pomijamy 2oł i robimy kolejny ścieg V* powtarzamy tą kombinację przez całą długość łańcuszka, a w ostatnim oczku łańcuszka robimy jeden półsłupek nawijany (płsn), ł2 i odwracamy robótkę.
2. *Robimy ścieg V w każdy środek ściegu V z poprzedniego rządku. Zakończamy płsn i robimy ł2 i odwracamy* x32. Po zrobieniu ostatniego rządka zakończamy zamiast robić ł2.
3. Robimy w ten sam sposób jeszcze jeden identyczny prostokąt.
4. Zszywamy prostokąty, w następujący sposób:
5. Czas na obwódkę przy otworze na głowę:
a) Dołączamy nową włóczkę i robimy płsn na około, ale na środku dekoltu z tyłu i z przodu przerabiamy 3płsn razem (a więc z 3płsn robi się jedno oczko do pracy w kolejnym okrążeniu). Na końcu tego okrążenia robimy os z początkowym oczkiem i ł1
b) BL (czyli tylne części oczek): płs na około, ale z przodu i z tyłu dekoltu przerabiamy po 3płs razem i na szczytowych punktach ramion również. Na końcu okrążenia os i ł2
c)BL: powtarzamy okrążenie "a"
d)*BL: powtarzmy okrążenie "b"* x2 i zakończamy
6. Teraz czas na obwódkę dolnej krawędzi naszego poncza:
a) Dołączamy nową włóczkę i robimy pierwsze okrążenie, powtarzając * płsn, oł, pomiń 1 przestrzeń* na około, ale w rogach dajemy 3płsn również oddzielone oczkami łańcuszka. Na końcu os i ł1.
b) Drugie okrążenie to kombinacja półsłupków oddzielonych oczkami łańcuszka. W rogach dajemy półsłupki, ale pomiędzy nimi zamiast jednego oczka łańcuszka, zrobiłam dwa. Na końcu os i ł1
c) Trzecie okrążenie to także kombinacja półsłupków oddzielonych oczkami łańcuszka. W rogach, tam gdzie są 2 oczka łańcuszka, robimy 2 półsłupki oddzielone także dwoma oł. Zakończamy, wciągamy luźne nitki i gotowe.
Jeśli nie jesteście pewni, co to są back loops (tylne części oczek) i jak się z nimi pracuje to możecie zerknąć na ten tutorial: back loops i front loops.
☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁ ☆☁☆☁☆☁ ☆☁☆☁
Życzę Wam wewnętrznej pogody ducha i przesyłam serdeczności!:)
PEACE
piątek, 25 września 2015
Szydełkowa podkładka z Freddym Kruegerem i malutkie książeczki + krzta codzienności
Witajcie Kochani! Dzisiaj macha do Was rączkami Freddy Krueger.
Bohater serii horrorów 'Koszmar z ulicy Wiązów' ('A Nightmare on Elm Street') powstał na szydełku z różnych kolorów kordonka i przybrał formę podkładki:) Bardzo fajnie się go robiło i przyjemnie mi się z niego korzysta.
Mam do tej filmowej serii sentyment i bierze się to zapewne z faktu, że często po nią sięgałam, jak byłam mała. Teraz też lubię sobie nieraz zrobić filmowy maraton z Koszmarami i już nie muszę biegać do wypożyczalni kaset wideo...choć te wyprawy po kasety miały swój urok:)
Wypożyczalnia, do której chodziłam, mieściła się w dużym budynku, ale była dość niewielka. Panował w niej półmrok, a w powietrzu roznosił się zapach wilgoci. To miejsce nie przypominało ani trochę dużych sieciówek, w których obecnie można wypożyczać filmy na płytach. Dużo czasu spędzałam na czytaniu opisów na tyłach prostokątnych opakowań i to dzięki tej małej wypożyczalni odkryłam nie tylko 'Koszmar z ulicy Wiązów', ale również i twórczość Romero. Dzięki temu miejscu narodziła się moja pasja do żywych trupów. W końcu okazało się, że w dziale z horrorami nie zostało już nic, czego nie widziałam. Połknęłam na dobre bakcyla kina grozy i po dziś dzień jest to mój ulubiony gatunek filmowy:)
....ale wracając do Freddyego...
Freddy został przyciśnięty miseczką z orzeszkami w czekoladzie (pychotka ♥). Próbował je podkradać, ale nawet przy pomocy rękawicy zakończonej ostrzami, trochę trudno mu było do miseczki sięgać.
Do wydziergania podkładki skłoniła mnie nagła chęć posiadania czegoś z tą kultową postacią:) Wzór na podkładkę trafił do sklepiku: podkładka z Freddym Kruegerem.
Co powiecie na taki gadżet? Pamiętacie filmy z Freddym?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Chcę Wam jeszcze pokazać malutką książeczkę, gazetę i aktówkę pełną rożnych papierów:)
Do zrobienia tych drobiazgów wykorzystałam kartonowe pudełko, niepotrzebne papiery i Yellow Pages.
Strony zbindowałam nitką i jako całość wkleiłam do okładek.
To taki malutki projekt recyklingowy, ale bardzo był przyjemny w wykonaniu:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Na sam koniec mam dla Was jeszcze kilka migawek z mojej dzisiejszej codzienności:)
Codzienny zaokiennik jest miejscem wielkich zmian nie tylko pogodowych, ale również i ja przy zaokienniku zmieniam się nieustannie. Raz jestem zmarznięta, raz mi gorąco, a innymi razy jest mi w sam raz:) Czasami się zapatrzę i znajdę się poza czasem. Później muszę ze zdwojoną siłą nadrabiać zaległości w domowych obowiązkach:) Czasami z kolei patrzeć wcale mi się nie chce, ale zaokiennik uparcie zwraca na siebie uwagę a to krakaniem wron, a to śpiewem jakichś innych ptaków.
Jak dziś rano otworzyłam oczy, to za oknem było szaro i bardzo buro, a teraz rozpogodziło się i jest przyjemnie chłodno.
Miło mi się siedzi w domu z szydełkiem w ręku w taką pogodę. Fajnie też się brzdęka na gitarze, choć dłonie lodowate, bo wyobraźcie sobie, że mimo chłodu jeszcze u nas nie grzeją. To właśnie przez ten brak ogrzewania do domu wkrada się wilgoć, od której płacze szyba w zaokienniku i której ściany bardzo nie lubią:) W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego jak wielkie wietrzenie.
Powietrze strzela w nosie mroźnymi iskierkami, a uszy przyjemnie pieszczą mi dźwięki piosenki:
Co słychać w Waszej codzienności? Co widzicie teraz za oknem?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Życzę Wam miłego dnia i pozdrawiam Was bardzo serdecznie!:))
PEACE
Bohater serii horrorów 'Koszmar z ulicy Wiązów' ('A Nightmare on Elm Street') powstał na szydełku z różnych kolorów kordonka i przybrał formę podkładki:) Bardzo fajnie się go robiło i przyjemnie mi się z niego korzysta.
Mam do tej filmowej serii sentyment i bierze się to zapewne z faktu, że często po nią sięgałam, jak byłam mała. Teraz też lubię sobie nieraz zrobić filmowy maraton z Koszmarami i już nie muszę biegać do wypożyczalni kaset wideo...choć te wyprawy po kasety miały swój urok:)
Wypożyczalnia, do której chodziłam, mieściła się w dużym budynku, ale była dość niewielka. Panował w niej półmrok, a w powietrzu roznosił się zapach wilgoci. To miejsce nie przypominało ani trochę dużych sieciówek, w których obecnie można wypożyczać filmy na płytach. Dużo czasu spędzałam na czytaniu opisów na tyłach prostokątnych opakowań i to dzięki tej małej wypożyczalni odkryłam nie tylko 'Koszmar z ulicy Wiązów', ale również i twórczość Romero. Dzięki temu miejscu narodziła się moja pasja do żywych trupów. W końcu okazało się, że w dziale z horrorami nie zostało już nic, czego nie widziałam. Połknęłam na dobre bakcyla kina grozy i po dziś dzień jest to mój ulubiony gatunek filmowy:)
....ale wracając do Freddyego...
Freddy został przyciśnięty miseczką z orzeszkami w czekoladzie (pychotka ♥). Próbował je podkradać, ale nawet przy pomocy rękawicy zakończonej ostrzami, trochę trudno mu było do miseczki sięgać.
Do wydziergania podkładki skłoniła mnie nagła chęć posiadania czegoś z tą kultową postacią:) Wzór na podkładkę trafił do sklepiku: podkładka z Freddym Kruegerem.
Co powiecie na taki gadżet? Pamiętacie filmy z Freddym?
ŹRÓDŁO: REACTIONGIFS |
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Chcę Wam jeszcze pokazać malutką książeczkę, gazetę i aktówkę pełną rożnych papierów:)
Do zrobienia tych drobiazgów wykorzystałam kartonowe pudełko, niepotrzebne papiery i Yellow Pages.
Strony zbindowałam nitką i jako całość wkleiłam do okładek.
To taki malutki projekt recyklingowy, ale bardzo był przyjemny w wykonaniu:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Na sam koniec mam dla Was jeszcze kilka migawek z mojej dzisiejszej codzienności:)
Codzienny zaokiennik jest miejscem wielkich zmian nie tylko pogodowych, ale również i ja przy zaokienniku zmieniam się nieustannie. Raz jestem zmarznięta, raz mi gorąco, a innymi razy jest mi w sam raz:) Czasami się zapatrzę i znajdę się poza czasem. Później muszę ze zdwojoną siłą nadrabiać zaległości w domowych obowiązkach:) Czasami z kolei patrzeć wcale mi się nie chce, ale zaokiennik uparcie zwraca na siebie uwagę a to krakaniem wron, a to śpiewem jakichś innych ptaków.
Jak dziś rano otworzyłam oczy, to za oknem było szaro i bardzo buro, a teraz rozpogodziło się i jest przyjemnie chłodno.
Miło mi się siedzi w domu z szydełkiem w ręku w taką pogodę. Fajnie też się brzdęka na gitarze, choć dłonie lodowate, bo wyobraźcie sobie, że mimo chłodu jeszcze u nas nie grzeją. To właśnie przez ten brak ogrzewania do domu wkrada się wilgoć, od której płacze szyba w zaokienniku i której ściany bardzo nie lubią:) W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego jak wielkie wietrzenie.
Powietrze strzela w nosie mroźnymi iskierkami, a uszy przyjemnie pieszczą mi dźwięki piosenki:
Co słychać w Waszej codzienności? Co widzicie teraz za oknem?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Życzę Wam miłego dnia i pozdrawiam Was bardzo serdecznie!:))
PEACE
niedziela, 20 września 2015
La Fete de la Biere czyli kawałek belgijskiego raju:)
Z Lille do Belgii jest zaledwie około dwadzieścia kilometrów. Po kilkudziesięciu minutach podróży autobusem dotarłam do granicy, przeszłam przez most, oddzielający Francję od Belgii i znalazłam się w piwnym raju:)
Trafiliśmy z mym lubym na festiwal piwa w Comines i mogliśmy napić się piw z najróżniejszych zakątków Belgii. Poznałam nowe smaki, takie jak: Lions Blonde, Baptiste, Brunehaut Triple, Kwaremont, Gulden Draak, Filou i Oscar. Skosztowałam również piwa Kwak, o którym pisałam Wam tu: kwaczące piwo Kwak w specjalnym kuflu oraz cudownie smakowitego Queue de Charrue Blonde.
Siedząc nad pełnym kufelkiem, myślałam sobie, jak cudownie jest otwierać się na inne kultury. Z każdej jednej bowiem można to i owo zaczerpnąć i nie chodzi mi oczywiście tylko o browarnicze i kulinarne specjały, których zarówno we Francji jak i w Belgii znajdziemy bardzo wiele.
Na mojej drodze stanęło dużo osób z różnych zakątków świata. Część z nich poznałam w moim nowym, francuskim domu i właśnie w Belgii. Słyszałam najróżniejsze historie. Niektóre były wesołe a inne bardzo smutne. Jedne długie a inne krótkie. Wiele rzeczy przydarzyło się mnie samej.
Mogę śmiało stwierdzić, że multikulturowość to przepiękne zjawisko, które otwiera na siebie ludzi.
Bardzo się cieszę, że w nowoczesnym świecie możemy tak sprawnie podróżować i że mimo barier komunikacyjnych, wciąż możemy się porozumieć:)
Jak wiadomo muzyka łączy ludzi i przy brzmieniach bluesowych i rockowych przyjemnie się siedziało i gawędziło.
W Comines jest na świeżym powietrzu całkiem spora hala i to w niej właśnie odbywają się często różnego rodzaju eventy. Zadaszenie pozwala się dobrze bawić nawet, jeśli pogoda akurat nie za bardzo dopisuje:)
Wszyscy uczestnicy festiwalu piwa byli w świetnych humorach i ja sama do domu wróciłam, naładowana pozytywną energią.
Wysyłam wam moi Kochani pozytywne wibracje i życzę Wami miłości do siebie i do innych ❤ Trzymajcie się cieplutko!:)
PEACE
Trafiliśmy z mym lubym na festiwal piwa w Comines i mogliśmy napić się piw z najróżniejszych zakątków Belgii. Poznałam nowe smaki, takie jak: Lions Blonde, Baptiste, Brunehaut Triple, Kwaremont, Gulden Draak, Filou i Oscar. Skosztowałam również piwa Kwak, o którym pisałam Wam tu: kwaczące piwo Kwak w specjalnym kuflu oraz cudownie smakowitego Queue de Charrue Blonde.
Siedząc nad pełnym kufelkiem, myślałam sobie, jak cudownie jest otwierać się na inne kultury. Z każdej jednej bowiem można to i owo zaczerpnąć i nie chodzi mi oczywiście tylko o browarnicze i kulinarne specjały, których zarówno we Francji jak i w Belgii znajdziemy bardzo wiele.
Na mojej drodze stanęło dużo osób z różnych zakątków świata. Część z nich poznałam w moim nowym, francuskim domu i właśnie w Belgii. Słyszałam najróżniejsze historie. Niektóre były wesołe a inne bardzo smutne. Jedne długie a inne krótkie. Wiele rzeczy przydarzyło się mnie samej.
Mogę śmiało stwierdzić, że multikulturowość to przepiękne zjawisko, które otwiera na siebie ludzi.
Bardzo się cieszę, że w nowoczesnym świecie możemy tak sprawnie podróżować i że mimo barier komunikacyjnych, wciąż możemy się porozumieć:)
Jak wiadomo muzyka łączy ludzi i przy brzmieniach bluesowych i rockowych przyjemnie się siedziało i gawędziło.
W Comines jest na świeżym powietrzu całkiem spora hala i to w niej właśnie odbywają się często różnego rodzaju eventy. Zadaszenie pozwala się dobrze bawić nawet, jeśli pogoda akurat nie za bardzo dopisuje:)
Wszyscy uczestnicy festiwalu piwa byli w świetnych humorach i ja sama do domu wróciłam, naładowana pozytywną energią.
Wysyłam wam moi Kochani pozytywne wibracje i życzę Wami miłości do siebie i do innych ❤ Trzymajcie się cieplutko!:)
PEACE
piątek, 18 września 2015
Miniaturowe palenisko w skali 1:6 (playscale) - Projekt recyklingowy
Witajcie Kochani! Pamiętacie ostatnią przygodę z Laleczkowa? W Niewielkim Wymiarze pojawiła się elfka Haga. Wraz z przybyciem elfki, która prowadzi w lesie koczowniczy tryb życia, w Niewielkim Wymiarze zaczęły pojawiać się różne nowe elementy.
Dziś chcę Wam pokazać palenisko, które niewątpliwie uprzyjemni Hadze leśne życie:)
Ognisko pod kociołkiem zostało zrobione z patyczków, które podmalowałam. Także z patyczków powstały elementy do zawieszenia kociołka. Te długie patyczki zespoliłam ze sobą przy pomocy taśmy klejącej, którą później ukryłam pod sznurkiem.
Sztuczne kamienie powstały z kawałków papieru toaletowego, a sztuczna ziemia zrobiona jest z kawowych fusów.
Kamienny okrąg jest naklejony na okrągłą tekturkę. W ten sposób 'ziemia' się nie wysypuje i kamienie się nie przemieszczają.
Sztuczne kamienie pomalowałam plakatówkami i nie zabezpieczałam lakierem do paznokci, ale oczywiście można to zrobić.
Jak zrobić sztuczne kamienie?
We wrzątku rozrabiamy troszkę mąki i soli. W lepkiej cieczy moczymy kawałki papieru toaletowego i formujemy z nich kamienie. Później czekamy aż przeschną i gotowe.
Jeśłi nie chce się nam czekać, aż sztuczne kamienie wyschną naturalnie, to można przyspieszyć schnięcie papieru mache.
Do suszenia sztucznych kamieni można użyć mikrofalówki. Wystarczy podgrzewać kamienie na niewielkiej mocy. Podgrzewamy wiele razy i czekamy za każdym razem aż papier mache ostygnie. Ja każdorazowo podgrzewam przez około minutę. W sumie proces powtórzyłam może z pięć razy.
Suszenie sztucznych kamieni w mikrofalówce ma przy tym projekcie swoje plusy. Kamienie suche na zewnątrz wciąż są leciutko miękkie wewnątrz i można je jeszcze trochę formować przy układaniu okręgu.
Ten recyklingowy projekt był szybki i bardzo przyjemny w wykonaniu. Kociołek udało mi się zakupić już gotowy na Braderie de Lille, ale można też zrobić własny kociołek na przykład z zakrywki po przyprawach, modeliny itp.
Ja do mojego kociołka dorobiłam z kawałka drucika łańcuch i hak do powieszenia.
Jak podoba Wam się to miniaturowe palenisko? Zauważyliście malutką kopystkę? Tą kopystkę wyrzeźbiłam już jakoś czas temu z patyczka po lodzie i okazało się, że do mieszania w kociołku pasuje jak znalazł:))
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ W najbliższej przyszłości zobaczycie jeszcze kilka malutkich przedmiotów, nad którymi teraz pracuję i pewno niedługo pokaże się nowa historia w Laleczkowie.
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
...a taka rymowanka powstała pod wpływem chwili. Słuchałam sobie tej tu pod spodem piosenki i tak jakoś mi się napisało:P
Zwierzątka leśne zrobiły sobie wielką imprezę. Biegają między drzewami, machają łapkami i drą się ile wlezie. Uwarzyły w kociołku zielny browarek i nie straszne im nawet skoki ze skarpy. Miś spadł na jeża, a lis na łosia. Ktoś zrzucił jelenia wprost na jenota. Kuna się szczerzy, jeżozwierz leży. Mrówkojad wciąż pije, a bocian się wije. Skąd w leśnych ostępach trampolina? Zaraz, to przecież jest pajęczyna! Stop! Hej, nie skakać! Oj...już za późno. Wilk się przykleił, a za nim wiewiórka. Obok wiewiórki ląduje sójka. Niech kret nie skacze! Niech ktoś go trzyma! Kret skoczył, nie widzi.. TRACH pajęczyna!
Ktoś wpadł na pomysł kąpania się w rzece. "Wszyscy na golasa!"- nornica drze się. Po chwili część zwierzątek skacze ogolona. Koszatka macha brzytwą już nieco jest zmęczona. Wśród piór i futra nie wiadomo, gdzie kończy się przód, a gdzie się tył zaczyna. Zając staje na uszach, a suseł się wygina. Sowa huczy i przewraca wielkimi oczyskami. Czkając, spada z gałęzi wprost na plecy łani. Ta wdzięczy się do żubra o wielkich kopytach. Łasica goni konia, a koń rży do księżyca.
Nietoperz z mysiej norki wywlókł wszystkie żołędzie. Wąż się na nich pośliznął, pełznąc w dzikim pędzie. Orzeł uwił z bzu wianek i udaje nimfę. Dzik gwiazd wypatruje, lecz widzi tylko liście.
Wielka leśna impreza dobiega końca nad ranem. Myszka chce wrócić do norki, ale tam narzygane. Sowa ma za to problem całkiem innej natury, w jej dziupli wciąż jeszcze tańczą wielkie, pijane szczury. U sójki w gnieździe spokój, lecz odpocząć się nie da. Kropla za kroplą rosa kapie do gniazda z drzewa. Łoś na przecieki nie cierpi i tylko ciężko wzdycha. Wraca do swojej kotliny i trochę się potyka. Za łosiem człapie misio, a obok niego wilki. Jeż też by chętnie poczłapał, ale zapodział gdzieś szpilki. Wiewiórce ogon ciąży, a kret w ogóle się zgubił. Kuna płacze w krzakach, bo jenot jej nie lubi. Jenota nie ma w pobliżu, bo wciąż się pluska w wodzie. Nie może wrócić do domu, bo kręci mu się w głowie. Nietoperz legł gdzieś przy pniu, zasnął i głośno chrapie. Suseł mu się przygląda i po nosie się drapie. Z kupy liści przy lesie wyłania się łania. Za nią, ziewając przeciągle, zmęczony żubr się wyłania. Z tej samej kupy liści wystawia łebek nornica. Tą imprezę pamiętać będzie do końca życia. Wąż za to doznał amnezji i nic nie pamięta. "Nie mam nóg!"- krzyczy w trwodze, wciąż zagrzebany w żołędziach. Koń chciałby zapomnieć, co było, ale niestety nie może. Łasica się z niego podśmiewa-"Nie martw się, mogło być gorzej". Orzeł uważa jednak, że gorzej już być nie mogło. Zeżarcie kwietnego wianka, ogromnie go ubodło. Dzikowi kark zesztywniał od patrzenia się w górę. Nie widział końskiej wpadki i teraz trochę żałuje.
Za parę dni zapewne wszystko wróci do normy. Pijąc zielny browarek, nie da się być przezornym...
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
Ściskam Was serdecznie:)
PEACE
Dziś chcę Wam pokazać palenisko, które niewątpliwie uprzyjemni Hadze leśne życie:)
Ognisko pod kociołkiem zostało zrobione z patyczków, które podmalowałam. Także z patyczków powstały elementy do zawieszenia kociołka. Te długie patyczki zespoliłam ze sobą przy pomocy taśmy klejącej, którą później ukryłam pod sznurkiem.
Sztuczne kamienie powstały z kawałków papieru toaletowego, a sztuczna ziemia zrobiona jest z kawowych fusów.
Kamienny okrąg jest naklejony na okrągłą tekturkę. W ten sposób 'ziemia' się nie wysypuje i kamienie się nie przemieszczają.
Sztuczne kamienie pomalowałam plakatówkami i nie zabezpieczałam lakierem do paznokci, ale oczywiście można to zrobić.
Jak zrobić sztuczne kamienie?
We wrzątku rozrabiamy troszkę mąki i soli. W lepkiej cieczy moczymy kawałki papieru toaletowego i formujemy z nich kamienie. Później czekamy aż przeschną i gotowe.
Jeśłi nie chce się nam czekać, aż sztuczne kamienie wyschną naturalnie, to można przyspieszyć schnięcie papieru mache.
Do suszenia sztucznych kamieni można użyć mikrofalówki. Wystarczy podgrzewać kamienie na niewielkiej mocy. Podgrzewamy wiele razy i czekamy za każdym razem aż papier mache ostygnie. Ja każdorazowo podgrzewam przez około minutę. W sumie proces powtórzyłam może z pięć razy.
Suszenie sztucznych kamieni w mikrofalówce ma przy tym projekcie swoje plusy. Kamienie suche na zewnątrz wciąż są leciutko miękkie wewnątrz i można je jeszcze trochę formować przy układaniu okręgu.
Ten recyklingowy projekt był szybki i bardzo przyjemny w wykonaniu. Kociołek udało mi się zakupić już gotowy na Braderie de Lille, ale można też zrobić własny kociołek na przykład z zakrywki po przyprawach, modeliny itp.
Ja do mojego kociołka dorobiłam z kawałka drucika łańcuch i hak do powieszenia.
Jak podoba Wam się to miniaturowe palenisko? Zauważyliście malutką kopystkę? Tą kopystkę wyrzeźbiłam już jakoś czas temu z patyczka po lodzie i okazało się, że do mieszania w kociołku pasuje jak znalazł:))
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ W najbliższej przyszłości zobaczycie jeszcze kilka malutkich przedmiotów, nad którymi teraz pracuję i pewno niedługo pokaże się nowa historia w Laleczkowie.
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
...a taka rymowanka powstała pod wpływem chwili. Słuchałam sobie tej tu pod spodem piosenki i tak jakoś mi się napisało:P
Zwierzątka leśne zrobiły sobie wielką imprezę. Biegają między drzewami, machają łapkami i drą się ile wlezie. Uwarzyły w kociołku zielny browarek i nie straszne im nawet skoki ze skarpy. Miś spadł na jeża, a lis na łosia. Ktoś zrzucił jelenia wprost na jenota. Kuna się szczerzy, jeżozwierz leży. Mrówkojad wciąż pije, a bocian się wije. Skąd w leśnych ostępach trampolina? Zaraz, to przecież jest pajęczyna! Stop! Hej, nie skakać! Oj...już za późno. Wilk się przykleił, a za nim wiewiórka. Obok wiewiórki ląduje sójka. Niech kret nie skacze! Niech ktoś go trzyma! Kret skoczył, nie widzi.. TRACH pajęczyna!
Ktoś wpadł na pomysł kąpania się w rzece. "Wszyscy na golasa!"- nornica drze się. Po chwili część zwierzątek skacze ogolona. Koszatka macha brzytwą już nieco jest zmęczona. Wśród piór i futra nie wiadomo, gdzie kończy się przód, a gdzie się tył zaczyna. Zając staje na uszach, a suseł się wygina. Sowa huczy i przewraca wielkimi oczyskami. Czkając, spada z gałęzi wprost na plecy łani. Ta wdzięczy się do żubra o wielkich kopytach. Łasica goni konia, a koń rży do księżyca.
Nietoperz z mysiej norki wywlókł wszystkie żołędzie. Wąż się na nich pośliznął, pełznąc w dzikim pędzie. Orzeł uwił z bzu wianek i udaje nimfę. Dzik gwiazd wypatruje, lecz widzi tylko liście.
Wielka leśna impreza dobiega końca nad ranem. Myszka chce wrócić do norki, ale tam narzygane. Sowa ma za to problem całkiem innej natury, w jej dziupli wciąż jeszcze tańczą wielkie, pijane szczury. U sójki w gnieździe spokój, lecz odpocząć się nie da. Kropla za kroplą rosa kapie do gniazda z drzewa. Łoś na przecieki nie cierpi i tylko ciężko wzdycha. Wraca do swojej kotliny i trochę się potyka. Za łosiem człapie misio, a obok niego wilki. Jeż też by chętnie poczłapał, ale zapodział gdzieś szpilki. Wiewiórce ogon ciąży, a kret w ogóle się zgubił. Kuna płacze w krzakach, bo jenot jej nie lubi. Jenota nie ma w pobliżu, bo wciąż się pluska w wodzie. Nie może wrócić do domu, bo kręci mu się w głowie. Nietoperz legł gdzieś przy pniu, zasnął i głośno chrapie. Suseł mu się przygląda i po nosie się drapie. Z kupy liści przy lesie wyłania się łania. Za nią, ziewając przeciągle, zmęczony żubr się wyłania. Z tej samej kupy liści wystawia łebek nornica. Tą imprezę pamiętać będzie do końca życia. Wąż za to doznał amnezji i nic nie pamięta. "Nie mam nóg!"- krzyczy w trwodze, wciąż zagrzebany w żołędziach. Koń chciałby zapomnieć, co było, ale niestety nie może. Łasica się z niego podśmiewa-"Nie martw się, mogło być gorzej". Orzeł uważa jednak, że gorzej już być nie mogło. Zeżarcie kwietnego wianka, ogromnie go ubodło. Dzikowi kark zesztywniał od patrzenia się w górę. Nie widział końskiej wpadki i teraz trochę żałuje.
Za parę dni zapewne wszystko wróci do normy. Pijąc zielny browarek, nie da się być przezornym...
♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
Ściskam Was serdecznie:)
PEACE
wtorek, 15 września 2015
Co zrobić z głąbem od kapusty? - Placuszki głąbuszki:)) + Nowy dział w Laleczkowie
Zakupiłam na rynku 4 kilogramową, pyszną kapustę prosto z farmy. Jeden słoik zakisiłam z kminkiem, jeden z marchewką i listkiem laurowym i jeden z samym listkiem. Nie mogę się już doczekać, jak kapusta się zakisi:) Uwielbiam kiszoną kapustę, a Wy? Kisicie, czy kupujecie?
(Jak kisić kapustę w słoikach? - Zachęcam do przeczytania posta. Kapusta kiszona tym sposobem zawsze wychodzi i można ją przechowywać w lodówce, okrytą kapuścianym sokiem, przez długie miesiące.)
W każdym razie, po skrojeniu kapusty został mi głąb i szkoda mi go było wyrzucić. Część spałaszowałam ot tak, a z części postanowiłam zrobić placuszki. Nie spodziewałam się, że wyjdą takie pyszne i bardzo się cieszę, że mogę się z Wami podzielić moim autorskim przepisem na placuszki z głąba kapusty:)
SKŁADNIKI:
- starty na grubych oczkach głąb kapuściany
-pokrojona na drobniutko cebula
- mąka
- jajko
- cukier
- kminek (nawet jeśli nie lubicie kminku, to w tym połączeniu warto spróbować)
- sól i pieprz
PRZEPIS:
Mieszamy startego głąba z cebulą, mąką, jajkiem i dodajemy troszkę wody, aby zrobiła się lepka, ale nie lejąca masa. Dosypujemy trochę kminku, cukru i pieprzu i soli.
Kiedy wszystko mamy wymieszane, to można smażyć. Placuszki nakładamy łyżką na rozgrzany olej i smażymy na złoty kolor po obu stronach.
Placuszki z głąba od kapusty smakują wybornie na ciepło i na zimno. Można jeść je same lub na przykład z kremem z awokado.
KREM Z AWOKADO:
Bierzemy 2 awokado, przekrawamy, ściągamy skórę i mielimy je na gładki krem. Gotowe:))
Dacie szansę takim placuszkom i wypróbujecie przepis? Jeśli nie macie pomysłu, jak wykorzystać głąba od kapusty, to te placuszki bardzo Wam polecam:)) Są mięciutkie, delikatne i po prostu przepyszne.
♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤
W Niewielkim Wymiarze jest wielu mieszkańców i oczywiście nie sposób o każdym wszystkiego napisać, ale to i owo o większości Niewielkowymiarowian znajdziecie teraz w nowym dziale "Profile", do którego dostać można się z zakładki POPULACJA. Jeśli tylko macie ochotę poznać bliżej miniaturowe grono, to zapraszam Was serdecznie do Laleczkowa:)
♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤
Trzymajcie się cieplutko moi Kochani! Życzę Wam miłego dnia i przesyłam uściski:)
PEACE
(Jak kisić kapustę w słoikach? - Zachęcam do przeczytania posta. Kapusta kiszona tym sposobem zawsze wychodzi i można ją przechowywać w lodówce, okrytą kapuścianym sokiem, przez długie miesiące.)
W każdym razie, po skrojeniu kapusty został mi głąb i szkoda mi go było wyrzucić. Część spałaszowałam ot tak, a z części postanowiłam zrobić placuszki. Nie spodziewałam się, że wyjdą takie pyszne i bardzo się cieszę, że mogę się z Wami podzielić moim autorskim przepisem na placuszki z głąba kapusty:)
SKŁADNIKI:
- starty na grubych oczkach głąb kapuściany
-pokrojona na drobniutko cebula
- mąka
- jajko
- cukier
- kminek (nawet jeśli nie lubicie kminku, to w tym połączeniu warto spróbować)
- sól i pieprz
PRZEPIS:
Mieszamy startego głąba z cebulą, mąką, jajkiem i dodajemy troszkę wody, aby zrobiła się lepka, ale nie lejąca masa. Dosypujemy trochę kminku, cukru i pieprzu i soli.
Kiedy wszystko mamy wymieszane, to można smażyć. Placuszki nakładamy łyżką na rozgrzany olej i smażymy na złoty kolor po obu stronach.
Placuszki z głąba od kapusty smakują wybornie na ciepło i na zimno. Można jeść je same lub na przykład z kremem z awokado.
KREM Z AWOKADO:
Bierzemy 2 awokado, przekrawamy, ściągamy skórę i mielimy je na gładki krem. Gotowe:))
Dacie szansę takim placuszkom i wypróbujecie przepis? Jeśli nie macie pomysłu, jak wykorzystać głąba od kapusty, to te placuszki bardzo Wam polecam:)) Są mięciutkie, delikatne i po prostu przepyszne.
♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤
W Niewielkim Wymiarze jest wielu mieszkańców i oczywiście nie sposób o każdym wszystkiego napisać, ale to i owo o większości Niewielkowymiarowian znajdziecie teraz w nowym dziale "Profile", do którego dostać można się z zakładki POPULACJA. Jeśli tylko macie ochotę poznać bliżej miniaturowe grono, to zapraszam Was serdecznie do Laleczkowa:)
♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤ ♥ ❤
Trzymajcie się cieplutko moi Kochani! Życzę Wam miłego dnia i przesyłam uściski:)
PEACE
sobota, 12 września 2015
Po lecie:) + golenie ubrań
Lato dobiegło końca i jestem już jak najbardziej gotowa na jesień:) Uwielbiam jesień i muszę się z Wami podzielić moją pierwszą jesienną kreacją:))
Pamiętacie, jak pisałam o torbie ubrań z Braderie de Lille? Miałam szyć z nich lalkowe ubranka, ale zdecydowałam się odratować jeden ze swetrów. Pierwotnie przydać miały mi się kolorowe cekiny, ale po gruntownym ogoleniu i wielokrotnym praniu sweter odzyskał dawną świetność.
Strasznie spodobał mi się fason z wąskimi rękawami i szerokim środkiem.
A Wy co powiecie na ten sweter i jak podoba Wam się całość z marszczoną spódniczką i pluszową marynarką?:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Gdyby nie golarka do odzieży, to mojego 'nowego' swetra by nie było. No więc wspomnę Wam jeszcze o tym cudownym wynalazku:)
Golarka do swetrów pozbędzie się wszelkich bobków i zmechaceń. To cudowna rzecz, którą warto mieć i z całego serca Wam polecam.
Moją dostałam już jakiś czas temu w prezencie i jest zasilana prądem z gniazdka, ale można znaleźć także golarki na baterie.
Myślę jednak, że przewodowa golarka do odzieży jest wygodniejsza, ponieważ nie trzeba pamiętać o bateriach i jest gotowa do użycia, kiedy tylko zapragniemy podratować zbobioną część garderoby.
Golarka do odzieży Easy Life spisuje się u mnie rewelacyjnie, jeśli chodzi nie tylko o szybkie, ale i bezpieczne golenie. Kiedy używa się tego rodzaju urządzeń, to o zrobienie dziureczki w golonej rzeczy jest dość łatwo. Poprzednia golarka, którą miałam lubiła wcinać materiał i nie wychapywała jakiegoś wielkiego dziurska, ale po jej użyciu trzeba było czasem mikroskopijne uszkodzenia zeszyć, aby się nie pruło. Przy Easy Life golenie jest wygodniejsze i oczywiście może się zdarzyć, że zrobi się uszkodzenie, ale wierzcie mi, że naprawdę jest to sprawa sporadyczna. Przy goleniu tego konkretnego swetra nic się nie wydarzyło, a był w stanie tragicznym.
Jeśli mamy golarkę do ubrań z tendencjami do wcinania materiału, to materiał należy bezwzględnie napinać w miarę golenia i ledwo co przykładać do niego golarkę. W przypadku tej golarki żadne napinanie nie jest konieczne. Wystarczy ułożyć nasze ubranie na płaskiej powierzchni, wygładzić i delikatnie przesuwać golarkę.
Ubrania, które nie nadają się już do założenia, można doprowadzić do stanu idealnego i jeśli zdarzy się przy tym jakieś mikro uszkodzenie, to dla mnie jest to lepsze niż miliony szpetnych bobków:)
Wiecie, że uwielbiam buszowanie po lumpeksach. Wielokrotnie zdarzyło mi się przynieść cudny łup w stanie opłakanym i dzięki golarce mogłam oddać mu stracone piękno:)
Znacie golarki do ubrań? Używacie? A może macie inne sposoby na usuwanie zmechaceń?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Popijając cieplutki napar z werweny, życzę Wam moi Kochani, aby Wasz weekend upływał pod znakiem relaksu i radości:) Ściskam Was serdecznie!:))
PEACE
Pamiętacie, jak pisałam o torbie ubrań z Braderie de Lille? Miałam szyć z nich lalkowe ubranka, ale zdecydowałam się odratować jeden ze swetrów. Pierwotnie przydać miały mi się kolorowe cekiny, ale po gruntownym ogoleniu i wielokrotnym praniu sweter odzyskał dawną świetność.
Strasznie spodobał mi się fason z wąskimi rękawami i szerokim środkiem.
A Wy co powiecie na ten sweter i jak podoba Wam się całość z marszczoną spódniczką i pluszową marynarką?:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Gdyby nie golarka do odzieży, to mojego 'nowego' swetra by nie było. No więc wspomnę Wam jeszcze o tym cudownym wynalazku:)
Golarka do swetrów pozbędzie się wszelkich bobków i zmechaceń. To cudowna rzecz, którą warto mieć i z całego serca Wam polecam.
Moją dostałam już jakiś czas temu w prezencie i jest zasilana prądem z gniazdka, ale można znaleźć także golarki na baterie.
Myślę jednak, że przewodowa golarka do odzieży jest wygodniejsza, ponieważ nie trzeba pamiętać o bateriach i jest gotowa do użycia, kiedy tylko zapragniemy podratować zbobioną część garderoby.
Golarka do odzieży Easy Life spisuje się u mnie rewelacyjnie, jeśli chodzi nie tylko o szybkie, ale i bezpieczne golenie. Kiedy używa się tego rodzaju urządzeń, to o zrobienie dziureczki w golonej rzeczy jest dość łatwo. Poprzednia golarka, którą miałam lubiła wcinać materiał i nie wychapywała jakiegoś wielkiego dziurska, ale po jej użyciu trzeba było czasem mikroskopijne uszkodzenia zeszyć, aby się nie pruło. Przy Easy Life golenie jest wygodniejsze i oczywiście może się zdarzyć, że zrobi się uszkodzenie, ale wierzcie mi, że naprawdę jest to sprawa sporadyczna. Przy goleniu tego konkretnego swetra nic się nie wydarzyło, a był w stanie tragicznym.
Jeśli mamy golarkę do ubrań z tendencjami do wcinania materiału, to materiał należy bezwzględnie napinać w miarę golenia i ledwo co przykładać do niego golarkę. W przypadku tej golarki żadne napinanie nie jest konieczne. Wystarczy ułożyć nasze ubranie na płaskiej powierzchni, wygładzić i delikatnie przesuwać golarkę.
Ubrania, które nie nadają się już do założenia, można doprowadzić do stanu idealnego i jeśli zdarzy się przy tym jakieś mikro uszkodzenie, to dla mnie jest to lepsze niż miliony szpetnych bobków:)
Wiecie, że uwielbiam buszowanie po lumpeksach. Wielokrotnie zdarzyło mi się przynieść cudny łup w stanie opłakanym i dzięki golarce mogłam oddać mu stracone piękno:)
Znacie golarki do ubrań? Używacie? A może macie inne sposoby na usuwanie zmechaceń?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Popijając cieplutki napar z werweny, życzę Wam moi Kochani, aby Wasz weekend upływał pod znakiem relaksu i radości:) Ściskam Was serdecznie!:))
PEACE
czwartek, 10 września 2015
Wydziergałam, uszyłam i napisałam:) - Co ma elf do krasnoluda?
Witajcie Kochani! Dzisiaj uszyłam malutką spódniczkę i ocieplacze i zrobiłam zdjęcia, a wczoraj wieczorem dokończyłam dzierganie elfickiego kubraczka i postanowiłam spisać historię Mushki i Hagi.
Zapraszam Was bardzo serdecznie do obejrzenia zdjęć i przeczytania opowiadania tu: "Z mroku"
Jestem bardzo ciekawa, jak spodoba się Wam elfowe wdzianko, które po części jest szyte a po części zrobione na szydełku i co powiecie na ubranko krasnoludzkie?:)
Tutaj tylko taka mała zajawka tego, co ujrzycie po przejściu przez bramę Niewielkiego Wymiaru:))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Na polu folklorystycznym poczyniłam już pewne postępy:) Znaleziska z Braderie de Lille zostały odmalowane lakierami do paznokci:)
Niestety para talerzyków, w trakcie czyszczenia, całkowicie straciła oryginalną farbę, ale starałam się bardzo, aby nowe wzory pasowały stylistycznie do całości:)
Już niedługo pokażę Wam bliżej, jak to wszystko się udało:))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Raz jeszcze zapraszam Was do obejrzenia zdjęć i przeczytania historii Mushki i Hagi i pozostawiam Was z taką oto piękną melodią, przy której dźwiękach uwielbiam puszczać wodze fantazji:)
Symfonia "Z Nowego Świata" działa na mnie niesamowicie (szczególnie w wykonaniu Columbia Symphony Orchestra) i mam nadzieję, że i Was dziś Bruno Walter oderwie od rzeczywistości i zaniesie wprost do świata przygód:))
PEACE
Zapraszam Was bardzo serdecznie do obejrzenia zdjęć i przeczytania opowiadania tu: "Z mroku"
Jestem bardzo ciekawa, jak spodoba się Wam elfowe wdzianko, które po części jest szyte a po części zrobione na szydełku i co powiecie na ubranko krasnoludzkie?:)
Tutaj tylko taka mała zajawka tego, co ujrzycie po przejściu przez bramę Niewielkiego Wymiaru:))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Na polu folklorystycznym poczyniłam już pewne postępy:) Znaleziska z Braderie de Lille zostały odmalowane lakierami do paznokci:)
Niestety para talerzyków, w trakcie czyszczenia, całkowicie straciła oryginalną farbę, ale starałam się bardzo, aby nowe wzory pasowały stylistycznie do całości:)
Już niedługo pokażę Wam bliżej, jak to wszystko się udało:))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Raz jeszcze zapraszam Was do obejrzenia zdjęć i przeczytania historii Mushki i Hagi i pozostawiam Was z taką oto piękną melodią, przy której dźwiękach uwielbiam puszczać wodze fantazji:)
Symfonia "Z Nowego Świata" działa na mnie niesamowicie (szczególnie w wykonaniu Columbia Symphony Orchestra) i mam nadzieję, że i Was dziś Bruno Walter oderwie od rzeczywistości i zaniesie wprost do świata przygód:))
PEACE
wtorek, 8 września 2015
Ciało w paczce :) + Knedle z farszem szpinakowo cebulowym
Wyobraźcie sobie, że niedawno skończyłam reroot główki pewnej disneyowej panienki, a wczoraj listonosz zaskoczył mnie paczką od Mimiwoo:) Znów wszystko poszło szybko i sprawnie i po niespełna kilkunastu dniach od złożenia zamówienia stałam się posiadaczką ciała Obitsu 21cm fleshtone i zapasowego 27cm fleshtone.
Mniejsze ciałko zamówiłam dla disneyowej główki, którą kupiłam już dawno i której ostatnio zafundowałam nowe włosy. Oryginalna żółć bardzo mi nie pasowała, a do tego te oryginalne, żółte włosy były w stanie mocno opłakanym, a więc nie żałowałam ich ani przez chwilkę:)
Nałożenie główki okazało się dość proste. Otwór był tak duży, że po dopasowaniu odpowiedniego dzyndzelka szyjnego, główka opadała na ramiona. Wystarczyło jednak wyciąć z twardego plastiku kółeczko, przedziurawić je i nałożyć pod szyjnym dzyndzelkiem. Wspomogłam się gumką, która pozwoliła mi na zachowanie przestrzeni w momencie nakładania główki, tak aby wewnętrzna dziura w główce mogła wokół tej przestrzeni ułożyć się. Po wszystkim odcięłam gumkę i narodziła się nowa mieszkanka Niewielkiego Wymiaru.
Losy tej nowej osóbki splatają się z losami pewnej krasnoludki, ale o tym będzie już wkrótce:)
( Jak przebiegał reroot lalki możecie zobaczyć tu: reroot lalki )
( O moim pierwszym doświadczeniu ze sklepem Mimiwoo napisałam tutaj: zakupy u Mimiwoo )
☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮
Póki co zapraszam Was na pyszne knedelki z nadzieniem cebulowo szpinakowym:))
Przygotowałam dla Was prosty przepis. Ciasto na knedle jest standardowe, a farsz cebulowo szpinakowy powstał specjalnie dla mojego lubego. Mam nadzieję, że również Wam przypadnie do gustu.
PRZEPIS NA KNEDLE Z FARSZEM CEBULOWO SZPINAKOWYM:
Składniki farszu:
- kilka cebul drobniutko posiekanych
- trochę mrożonego szpinaku
- do przyprawienia: czosnek granulowany, ostra papryka w proszku, pieprz, oregano
- olej do smażenia
Składniki ciasta na knedle:
- ugotowane w mundurkach, obrane, ugniecione na gładziutko i dobrze ostudzone ziemniaki
- jajko
- mąka pszenna
Farsz:
Smażymy cebulkę na oleju na mięciutko i dodajemy szpinak. Całość smażymy. Doprawiamy przyprawami.
Odstawiamy farsz. Gotujemy w garnku osoloną wodę. i zabieramy się za ciasto. Ciasto trzeba wyrabiać szybko, bo inaczej będzie się robiło coraz rzadsze i szybko trzeba je również wykorzystać, bo też nam zrzednie.
Ciasto:
Wykładamy na blat nasze ugniecione, zimne ziemniaki i robimy w nich dziurkę. Do dziurki wbijamy jajko i zasypujemy całość mąką.
Wyrabiamy ciasto. W razie potrzeby dodajemy mąki i podsypujemy blat, aby ciasto się nie kleiło. Ciasto powinno odchodzić ładnie od palców, nie kleić się.
Z ciasta formujemy wałki, które tniemy na koliste cząstki (trochę jak kopytka).
Każdą cząstkę rozgniatamy sobie na placek na dłoni. Placek musi być nie za cienki, żeby się nie przebił przy nakładaniu farszu.
Nakładamy trochę farszu na środek placka i zlepiamy jak pierożka, a następnie kulamy w dłoniach. Robimy tak tyle knedli, ile na raz zmieści się wygodnie do garnka.
Porcjami wkładamy knedle do garnka i gotujemy ze 3-4 minuty od wypłynięcia.
Do wody można dodać odrobinkę oleju.
Knedle w tym wydaniu smakują wybornie polane bułką tartą. Wystarczy zrumienić na patelni bułkę tartą i dodać parę łyżek masła, a następnie mieszać aż masło się rozpuści. Pychotka:))
Tak oto knedle robię ja, a Wy macie jakieś inne sposoby na udane knedle? A może nie lubicie knedli?
Ja to danie polecam wszystkim kluskowym miłośnikom:) Spróbujecie zrobić?
Knedle nadają się do odgrzania w mikrofalówce i spokojnie można je dać ukochanemu do pracy:))
☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮
Tym smacznym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Ściskam Was serdecznie! Trzymajcie się cieplutko:)
PEACE
Mniejsze ciałko zamówiłam dla disneyowej główki, którą kupiłam już dawno i której ostatnio zafundowałam nowe włosy. Oryginalna żółć bardzo mi nie pasowała, a do tego te oryginalne, żółte włosy były w stanie mocno opłakanym, a więc nie żałowałam ich ani przez chwilkę:)
Nałożenie główki okazało się dość proste. Otwór był tak duży, że po dopasowaniu odpowiedniego dzyndzelka szyjnego, główka opadała na ramiona. Wystarczyło jednak wyciąć z twardego plastiku kółeczko, przedziurawić je i nałożyć pod szyjnym dzyndzelkiem. Wspomogłam się gumką, która pozwoliła mi na zachowanie przestrzeni w momencie nakładania główki, tak aby wewnętrzna dziura w główce mogła wokół tej przestrzeni ułożyć się. Po wszystkim odcięłam gumkę i narodziła się nowa mieszkanka Niewielkiego Wymiaru.
Losy tej nowej osóbki splatają się z losami pewnej krasnoludki, ale o tym będzie już wkrótce:)
( Jak przebiegał reroot lalki możecie zobaczyć tu: reroot lalki )
( O moim pierwszym doświadczeniu ze sklepem Mimiwoo napisałam tutaj: zakupy u Mimiwoo )
☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮
Póki co zapraszam Was na pyszne knedelki z nadzieniem cebulowo szpinakowym:))
Przygotowałam dla Was prosty przepis. Ciasto na knedle jest standardowe, a farsz cebulowo szpinakowy powstał specjalnie dla mojego lubego. Mam nadzieję, że również Wam przypadnie do gustu.
PRZEPIS NA KNEDLE Z FARSZEM CEBULOWO SZPINAKOWYM:
Składniki farszu:
- kilka cebul drobniutko posiekanych
- trochę mrożonego szpinaku
- do przyprawienia: czosnek granulowany, ostra papryka w proszku, pieprz, oregano
- olej do smażenia
Składniki ciasta na knedle:
- ugotowane w mundurkach, obrane, ugniecione na gładziutko i dobrze ostudzone ziemniaki
- jajko
- mąka pszenna
Farsz:
Smażymy cebulkę na oleju na mięciutko i dodajemy szpinak. Całość smażymy. Doprawiamy przyprawami.
Odstawiamy farsz. Gotujemy w garnku osoloną wodę. i zabieramy się za ciasto. Ciasto trzeba wyrabiać szybko, bo inaczej będzie się robiło coraz rzadsze i szybko trzeba je również wykorzystać, bo też nam zrzednie.
Ciasto:
Wykładamy na blat nasze ugniecione, zimne ziemniaki i robimy w nich dziurkę. Do dziurki wbijamy jajko i zasypujemy całość mąką.
Wyrabiamy ciasto. W razie potrzeby dodajemy mąki i podsypujemy blat, aby ciasto się nie kleiło. Ciasto powinno odchodzić ładnie od palców, nie kleić się.
Z ciasta formujemy wałki, które tniemy na koliste cząstki (trochę jak kopytka).
Każdą cząstkę rozgniatamy sobie na placek na dłoni. Placek musi być nie za cienki, żeby się nie przebił przy nakładaniu farszu.
Nakładamy trochę farszu na środek placka i zlepiamy jak pierożka, a następnie kulamy w dłoniach. Robimy tak tyle knedli, ile na raz zmieści się wygodnie do garnka.
Porcjami wkładamy knedle do garnka i gotujemy ze 3-4 minuty od wypłynięcia.
Do wody można dodać odrobinkę oleju.
Knedle w tym wydaniu smakują wybornie polane bułką tartą. Wystarczy zrumienić na patelni bułkę tartą i dodać parę łyżek masła, a następnie mieszać aż masło się rozpuści. Pychotka:))
Tak oto knedle robię ja, a Wy macie jakieś inne sposoby na udane knedle? A może nie lubicie knedli?
Ja to danie polecam wszystkim kluskowym miłośnikom:) Spróbujecie zrobić?
Knedle nadają się do odgrzania w mikrofalówce i spokojnie można je dać ukochanemu do pracy:))
☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮ ☮
Tym smacznym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Ściskam Was serdecznie! Trzymajcie się cieplutko:)
PEACE
poniedziałek, 7 września 2015
Braderie de Lille 2015
Cześć Kochani! Dwa dni spędzone na największym w Europie pchlim targu zaowocowały nie tylko bólem nóg, ale również i malutkimi nowościami w moim domu:)
Udało mi się kupić za 50 centów świetny porcelanowy czajniczek i również w tej samej cenie zestaw czechosłowackich bodajże drobiazgów. Kolejne 50 centów wydałam na miniaturowy miedziany dzbanuszek i na malutki kociołek:)
Mogę chyba powiedzieć, że w tym roku rynek Braderie de Lille upłynął mi pod znakiem pięćdziesięciu centów:D
Nie szalałam z kupowaniem, a prawdziwe szaleństwo miało zacząć się już po rynku, kiedy ci nieprofesjonalni sprzedawcy zwijają stragany i część rzeczy porzucają. Profesjonaliści rzadko decydują się na oddanie za darmo tego, co się nie sprzedało, ale zwykli ludzie to co innego. Nie mają często większych obiekcji przed odstąpieniem najróżniejszych różności, które w domu tylko im zawadzały.
W tym roku uzbierałam całą siatę ubrań...ale nie dla mnie:)) Z tych ubrań planuję moim lalom poszyć różne kreacje:) Znalazłam też fajną miskę, która kolorystycznie pasuje do dużego pokoju:)
Mój Luby natomiast ustrzelił mi na strzelnicy węża:D
Pogoda nie zachęciła mnie do robienia zdjęć plenerowych. Trochę padało i było chłodno. Przyjemnie było od czasu do czasu przysiąść pod daszkiem, napić się piwa, posłuchać muzyki na żywo i doładować bateryjki.
Rozglądając się bacznie dokoła, można było wytropić niewielkie gratisy, takie jak okulary przeciwsłoneczne czy butelkową wodę lub herbatkę.
Czym ten Braderie de Lille różnił się od poprzednich, na których byłam? W powietrzu tak samo roznosił się zapach muli, słychać było języki z różnych zakątków świata i znaleźć można było różne ciekawe starocie, ale w tym roku chyba sprzedawcy wyrzucili mniej. Nie widziałam żadnych mebli i drobiazgi rzadko ukrywały się w stertach śmieci. Nawet fanów dumpster divingu zdawało się być mniej. Być może czekali na definitywny koniec rynku? Napotkaliśmy zaledwie kilka osób aktywnie grzebiących. Z pewnością pogoda była mało zachęcająca dla łowców darmowego. Czyżby za sprawą kryzysu te rzeczy które wcześniej nie były warte nic, stały się bardziej atrakcyjne i warte zatrzymania do następnego roku?
Wrażenia z poprzednich lat znajdziecie w tagu: Braderie de Lille i oczywiście zapraszam serdecznie
do oglądania i czytania, a ja już z Wami się żegnam:) Dziś wieczorem będę się lenić przy odświeżaniu czechosłowackich dzbanuszków i talerzyków:)
Buziaki!:))
PEACE
Udało mi się kupić za 50 centów świetny porcelanowy czajniczek i również w tej samej cenie zestaw czechosłowackich bodajże drobiazgów. Kolejne 50 centów wydałam na miniaturowy miedziany dzbanuszek i na malutki kociołek:)
Mogę chyba powiedzieć, że w tym roku rynek Braderie de Lille upłynął mi pod znakiem pięćdziesięciu centów:D
Nie szalałam z kupowaniem, a prawdziwe szaleństwo miało zacząć się już po rynku, kiedy ci nieprofesjonalni sprzedawcy zwijają stragany i część rzeczy porzucają. Profesjonaliści rzadko decydują się na oddanie za darmo tego, co się nie sprzedało, ale zwykli ludzie to co innego. Nie mają często większych obiekcji przed odstąpieniem najróżniejszych różności, które w domu tylko im zawadzały.
W tym roku uzbierałam całą siatę ubrań...ale nie dla mnie:)) Z tych ubrań planuję moim lalom poszyć różne kreacje:) Znalazłam też fajną miskę, która kolorystycznie pasuje do dużego pokoju:)
Mój Luby natomiast ustrzelił mi na strzelnicy węża:D
Pogoda nie zachęciła mnie do robienia zdjęć plenerowych. Trochę padało i było chłodno. Przyjemnie było od czasu do czasu przysiąść pod daszkiem, napić się piwa, posłuchać muzyki na żywo i doładować bateryjki.
Rozglądając się bacznie dokoła, można było wytropić niewielkie gratisy, takie jak okulary przeciwsłoneczne czy butelkową wodę lub herbatkę.
Czym ten Braderie de Lille różnił się od poprzednich, na których byłam? W powietrzu tak samo roznosił się zapach muli, słychać było języki z różnych zakątków świata i znaleźć można było różne ciekawe starocie, ale w tym roku chyba sprzedawcy wyrzucili mniej. Nie widziałam żadnych mebli i drobiazgi rzadko ukrywały się w stertach śmieci. Nawet fanów dumpster divingu zdawało się być mniej. Być może czekali na definitywny koniec rynku? Napotkaliśmy zaledwie kilka osób aktywnie grzebiących. Z pewnością pogoda była mało zachęcająca dla łowców darmowego. Czyżby za sprawą kryzysu te rzeczy które wcześniej nie były warte nic, stały się bardziej atrakcyjne i warte zatrzymania do następnego roku?
Wrażenia z poprzednich lat znajdziecie w tagu: Braderie de Lille i oczywiście zapraszam serdecznie
do oglądania i czytania, a ja już z Wami się żegnam:) Dziś wieczorem będę się lenić przy odświeżaniu czechosłowackich dzbanuszków i talerzyków:)
Buziaki!:))
PEACE
piątek, 4 września 2015
Morska kapsuła
Witajcie Kochani! Dzisiaj chciałam pokazać Wam morską kapsułę z muszlami. Kiedy przyłoży się do niej ucho, to posłuchać można śpiewu delfinów i tajemniczych historii prosto z morskich głębin:)
Kapsuła była kiedyś pojemniczkiem pełnym słodyczy...Po słodyczach nie ma już śladu:)) Wystarczyła garść muszelek i odrobina dziergania, aby nadać kapsule nowe oblicze:)
Co powiecie na taki recyklingowy projekt?
Życzę Wam miłego i pięknego dnia:) PEACE
Kapsuła była kiedyś pojemniczkiem pełnym słodyczy...Po słodyczach nie ma już śladu:)) Wystarczyła garść muszelek i odrobina dziergania, aby nadać kapsule nowe oblicze:)
Co powiecie na taki recyklingowy projekt?
Życzę Wam miłego i pięknego dnia:) PEACE
Subskrybuj:
Posty (Atom)