Zapraszam Was na małą wycieczkę:) Do kanału La Manche mamy z Lille dość blisko. Po parogodzinnej podróży pociągiem można ułożyć się wygodnie na plaży, zbierać muszelki i podejrzeć foki.
Pojechaliśmy do Berck i trafiliśmy na pogodę w kratkę, ale nawet przy niesprzyjającej aurze udało się nam miło spędzić czas.
Zachwyciła mnie szeroka plaża i mimo wiatru postanowiłam pospacerować brzegiem morza. Upolowałam sporo muszelek, które na pewno Wam pokażę.Mam nadzieję, że uda mi się z nich zrobić coś fajnego:) Póki co muszelki suszą się po kąpieli w pianie, a ja wspominam wiatr we włosach i piasek w oczach:) (Staram się nie myśleć o zgubionym kolczyku:D)
Trochę tego piasku przytaszczyłam ze sobą z powrotem:)
Po raz pierwszy widziałam foki na wolności i ciężko było od nich oderwać wzrok. Nie tylko wylegiwały się na utworzonej przez morze piaszczystej wysepce, ale również pluskały się w wodzie i bawiły między sobą. Do tej pory widziałam te słodkie grubaski jedynie w fokarium i stadko niczym nieskrępowanych fok zrobiło na mnie duże wrażenie. Widzieliście kiedyś foki na dziko?:)
Nie byłabym sobą gdybym nie wybrała się na nadmorski zachód słońca:) Czasem bywam romantyczna choć mój luby do romantycznych osobników nie należy. Podczas zachodu słońca moja wyobraźnia szalała. Byłam w innej galaktyce, na niemal bezludnej planecie. Stałam na wyspie, patrzyłam w splecione z wodą niebo i oddychałam orzeźwiającym powietrzem.
Słońce zachodziło, a ja czekałam na smukłe istoty uformowane z morskiego błękitu:)
Niestety fantastyczne istoty nie wyłoniły się spośród fal, ale za to kolejny dzień przyniósł bardzo miłą wycieczkę do pobliskiej miejscowości.
Pochodziłam w deszczu, zobaczyłam starodawne mury miasta i wiekowy kościół, w którym akurat odbywał się koncert.
Kościół był pełen zakamarków i czuć było w nim ducha przeszłości. Krzyżowo- żebrowe sklepienie i liczne obrazy, rzeźby i figurki tworzyły średniowieczny klimat.
Wyobrażałam sobie jak setki lat temu po kamiennych posadzkach kroczyły stopy obute w trzewiki. Panie w rozkloszowanych sukniach klękały przy konfesjonałach i z wypiekami na twarzy zwierzały się z wstydliwych tajemnic.
. . . . . . . . . . . . .
Morski czas minął szybko. Jutro zamiast kufelka piwa w pubie pod mewami chwycę za odkurzacz w mieszkaniu, a dzisiaj jeszcze się lenię, popijając czerwone winko:) Czy i Was po dniach sielanki nachodzi ochota na porządki?:)
Bardzo lubię morze i idealnym miejscem na wypoczynek jest dla mnie także las.
A Wy gdzie najchętniej się relaksujecie?
. . . . . . . . . . . . .
Przesyłam Wam słoneczne pozdrowienia:)
PEACE
niedziela, 31 maja 2015
wtorek, 26 maja 2015
Ziemniaki z miętą + Co zrobić ze starym ziemniakiem? + Link-up party u Natalii
Cześć Kochani! Jak Wam mija dzień? U mnie za oknem chłodek i do tego wieje wiatr. Pogoda jest zdecydowanie mało wyjściowa. Przyjemnie pisze się do Was z ciepłego kącika w sypialni.
Widzieliście niedawno, jak słoneczko przez szybę łapie Panna Miau, a teraz pora na słonecznego ziemniaczka:)
Leżał taki samotny, pomarszczony, nieszczęśliwy. Nie chciałam pana ziemniaka wyrzucać i postanowiłam go zasadzić:)
Obecnie rośnie sobie przy oknie, w doniczce zrobionej z puszki i cieszy moje oczy:) Z malutkiego ziemniaczka zamienia się w wybujałą roślinę.
Okazuje się, że zwykły ziemniak w doniczce nawet niewielkich rozmiarów może bez trudu się zaaklimatyzować:)
Jak Wam się podoba taka zielona dekoracja?:)) Czy próbowaliście sadzić ziemniaka dla ozdoby? Dla mnie to całkowity eksperyment i muszę Wam powiedzieć, że jestem zadowolona.
✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎
Ostatnio nie tylko oddaję się ziemniaczanemu hobby, ale również udało mi się napisać, krótki tekst na pisarskie link-up party u Natalii. Inspiracja przyszła do mnie tego samego wieczora, którego dowiedziałam się o linkowaniu i historia napisała się praktycznie sama. Nic nie zmieniałam, nie poprawiałam i postanowiłam pokazać tak, jak jest:) Majowa fraza to: 'I opened my eyes. It was pitch dark around me.' Jeśli ktoś z Was miałby ochotę dołączyć do zabawy, to jest już fraza na czerwiec:)
- The Little Man -
The day was with no doubt too hot to leave the house. The Little Man wiggled his toes in his slippers and scratched his wrinkled forehead. It was time for breakfast and a cuckoo clock mercilessly ticked and ticked and ticked.The Little Man had got up from his big soft sofa and waddled to the kitchen throwing an annoyed glimpse at the cuckoo clock. He had planned to go shopping today but the heat outside was so discouraging. He decided to please his stomach with a nice hard boiled egg and a drop of whisky. He grabbed the egg and slammed the door of an empty fridge. The fridge moaned and so did the old door of an old cupboard as the man was reaching for his whisky. 'Just a drop won't kill me'- he whispered to himself and took an appreciable sip out of the bottle still holding the egg in his hand which was becoming more and more sweaty. Suddenly the egg became extremely slippery and fell down on the tiled floor making a yellow splash.
'Damn. What will I eat now?'- The Little Man decided to calm down with another sip or two and carefully bypassing the egg went back to his living room which was also his bedroom and for some time now also a closet and a very messy one. There were pieces of clothing scattered all over the carpet.
It's been four months and eleven days since the black old fashion jacket took a very unglamorous pose on the chair back support. Matching pair of trousers was lurking shyly under the table drained with smelly cat pee and so was the previously white shirt still having a tie wrapped around it.
The cat was no longer present. Maybe it just run away looking for a better place to live. The Little Man wish to do the same but there was no better place for him. Not anymore. The rooms grew bigger, the corridor leading to the front door seemed to be unbearably long to conquer. The Little Man moved his hand across the coarse upholstery of the sofa. He used to like the patchwork blanket but now it seemed so irrelevant. No comfort can cover the feeling of emptiness, can it? Maybe it can but he just didn't know what to do with all the memories bumping inside his head. They were there to make him suffer. The whisky did not really help even though there was no more left in the bottle.
The Little Man has not always been so little. He started getting smaller four months and six days ago when the clock cuckoo happily declared six in the morning. That day for the first time he woke up all alone. He opened his eyes and it was pitch dark around him and in the bed there was noone to turn to or away, for that matter. Since that day the bed stopped being a bed and the darkness was always around even during the daylight.
For four months and six days The Little Man wants to disappear and the hump on his back grows bigger his arms grow longer and his legs get weak. Only his eyes sparkle up when he reaches to the top drawer of his nightstand. There is a photo in a brass frame hidden there deep under the bundle of handkerchiefs glass down. The Little Man caresses the curvy edges of the frame and that's when the sparkles come and then get carried away by tears down to the floor where they soak into the striped rug and stop to exist.
✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎
Ziemniaki nie tylko ładnie rosną, ale i dobrze smakują:) Na koniec przygotowałam dla Was szybki przepis na ziemniaki z miętą i jajkiem.
SKŁADNIKI:
- jajka ugotowane na twardo
- ugotowane w osolonej wodzie ziemniaki (wystudzone)
- cebulka pokrojona w cieniutkie talarki
- posiekanie liście mięty
- tłusta śmietana ( u mnie 30%)
- czosnek, pieprz, ostra papryka
Ziemniaki kroimy w sporą kostkę i wrzucamy do miski. Dodajemy parę łyżek śmietany, cebulę, miętę, czosnek, pieprz i ostrą paprykę. Wszystko razem delikatnie mieszamy i wykładamy na talerz.
Jajka kroimy w cząstki i układamy na talerzu obok ziemniaków.
Takie wiosenne, miętowe ziemniaczki z jajkiem jem na zimno i są naprawdę pyszne.
Przygotowanie jest szybkie, a składniki kosztują niewiele. Same plusy:)
Polecam Wam to danie. A może już robicie coś podobnego?
Przesyłam Wam uściski i pozytywne wibracje:) Miłego dnia:)
PEACE
Widzieliście niedawno, jak słoneczko przez szybę łapie Panna Miau, a teraz pora na słonecznego ziemniaczka:)
Leżał taki samotny, pomarszczony, nieszczęśliwy. Nie chciałam pana ziemniaka wyrzucać i postanowiłam go zasadzić:)
Obecnie rośnie sobie przy oknie, w doniczce zrobionej z puszki i cieszy moje oczy:) Z malutkiego ziemniaczka zamienia się w wybujałą roślinę.
Okazuje się, że zwykły ziemniak w doniczce nawet niewielkich rozmiarów może bez trudu się zaaklimatyzować:)
Jak Wam się podoba taka zielona dekoracja?:)) Czy próbowaliście sadzić ziemniaka dla ozdoby? Dla mnie to całkowity eksperyment i muszę Wam powiedzieć, że jestem zadowolona.
✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎
Ostatnio nie tylko oddaję się ziemniaczanemu hobby, ale również udało mi się napisać, krótki tekst na pisarskie link-up party u Natalii. Inspiracja przyszła do mnie tego samego wieczora, którego dowiedziałam się o linkowaniu i historia napisała się praktycznie sama. Nic nie zmieniałam, nie poprawiałam i postanowiłam pokazać tak, jak jest:) Majowa fraza to: 'I opened my eyes. It was pitch dark around me.' Jeśli ktoś z Was miałby ochotę dołączyć do zabawy, to jest już fraza na czerwiec:)
- The Little Man -
The day was with no doubt too hot to leave the house. The Little Man wiggled his toes in his slippers and scratched his wrinkled forehead. It was time for breakfast and a cuckoo clock mercilessly ticked and ticked and ticked.The Little Man had got up from his big soft sofa and waddled to the kitchen throwing an annoyed glimpse at the cuckoo clock. He had planned to go shopping today but the heat outside was so discouraging. He decided to please his stomach with a nice hard boiled egg and a drop of whisky. He grabbed the egg and slammed the door of an empty fridge. The fridge moaned and so did the old door of an old cupboard as the man was reaching for his whisky. 'Just a drop won't kill me'- he whispered to himself and took an appreciable sip out of the bottle still holding the egg in his hand which was becoming more and more sweaty. Suddenly the egg became extremely slippery and fell down on the tiled floor making a yellow splash.
'Damn. What will I eat now?'- The Little Man decided to calm down with another sip or two and carefully bypassing the egg went back to his living room which was also his bedroom and for some time now also a closet and a very messy one. There were pieces of clothing scattered all over the carpet.
It's been four months and eleven days since the black old fashion jacket took a very unglamorous pose on the chair back support. Matching pair of trousers was lurking shyly under the table drained with smelly cat pee and so was the previously white shirt still having a tie wrapped around it.
The cat was no longer present. Maybe it just run away looking for a better place to live. The Little Man wish to do the same but there was no better place for him. Not anymore. The rooms grew bigger, the corridor leading to the front door seemed to be unbearably long to conquer. The Little Man moved his hand across the coarse upholstery of the sofa. He used to like the patchwork blanket but now it seemed so irrelevant. No comfort can cover the feeling of emptiness, can it? Maybe it can but he just didn't know what to do with all the memories bumping inside his head. They were there to make him suffer. The whisky did not really help even though there was no more left in the bottle.
The Little Man has not always been so little. He started getting smaller four months and six days ago when the clock cuckoo happily declared six in the morning. That day for the first time he woke up all alone. He opened his eyes and it was pitch dark around him and in the bed there was noone to turn to or away, for that matter. Since that day the bed stopped being a bed and the darkness was always around even during the daylight.
For four months and six days The Little Man wants to disappear and the hump on his back grows bigger his arms grow longer and his legs get weak. Only his eyes sparkle up when he reaches to the top drawer of his nightstand. There is a photo in a brass frame hidden there deep under the bundle of handkerchiefs glass down. The Little Man caresses the curvy edges of the frame and that's when the sparkles come and then get carried away by tears down to the floor where they soak into the striped rug and stop to exist.
✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎ ✎
SKŁADNIKI:
- jajka ugotowane na twardo
- ugotowane w osolonej wodzie ziemniaki (wystudzone)
- cebulka pokrojona w cieniutkie talarki
- posiekanie liście mięty
- tłusta śmietana ( u mnie 30%)
- czosnek, pieprz, ostra papryka
Ziemniaki kroimy w sporą kostkę i wrzucamy do miski. Dodajemy parę łyżek śmietany, cebulę, miętę, czosnek, pieprz i ostrą paprykę. Wszystko razem delikatnie mieszamy i wykładamy na talerz.
Jajka kroimy w cząstki i układamy na talerzu obok ziemniaków.
Takie wiosenne, miętowe ziemniaczki z jajkiem jem na zimno i są naprawdę pyszne.
Przygotowanie jest szybkie, a składniki kosztują niewiele. Same plusy:)
Polecam Wam to danie. A może już robicie coś podobnego?
Przesyłam Wam uściski i pozytywne wibracje:) Miłego dnia:)
PEACE
niedziela, 24 maja 2015
Szydełkowy beret z kordonka (schemat) + Jak uformować beret?
Strasznie naszło mnie na beret, a że pogoda lekkim nakryciom głowy sprzyja jak najbardziej, to szydełkowy beret powstał w trybie natychmiastowym:)
Użyłam kordonka Ariadna Maja 8 w kolorze musztardowym i szydełka 1,5mm. Polecam Wam z całego serca ten kordonek. Cudownie mięciutko śmiga między palcami i przepięknie podkreśla przestrzenność splotów. Szydełkowanie tym kordonkiem to absolutna przyjemność i na ażurowy beret jeden moteczek okazał się całkiem wystarczający, a nawet sporo zostało na szpulce.
Co powiecie na taki oto rezultat kilkudniowego machania szydełkiem?:) Mnie się bardzo podoba i cieszę się, że udało mi się znaleźć taki fantastyczny wzór na beret.
Przekopałam sieć wzdłuż i wszerz i poszczęściło mi się. Opisu co prawda nie wydobyłam, ale mam za to schemat na beret i tym schematem pragnę się z Wami podzielić. Może się pokusicie na takie właśnie ażurowe nakrycie głowy?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
( Klikajcie na diagram PPM i 'Otwórz grafikę w nowej karcie', bo wtedy bardzo dobrze widać co i jak:))
Będzie mi bardzo miło, jak się pochwalicie beretem zrobionym z tego schematu. Jestem ciekawa różnych wariacji kolorystycznych i różnych kordonków:)
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Beret wybrał się ze mną do indyjskiej restauracji, gdzie możecie zobaczyć go od przodu:) Zajadaliśmy się z lubym pysznym kurczakiem curry i madras, ryżykiem i serowym naan. Ja do tego na deser pochłonęłam tradycyjne lody indyjskie. Miło siedziało się przy lampce wina i dobrym posiłku.
Klimat restauracji świetny, choć mój luby stwierdził, że wystrój trochę kiczowaty:D Bardzo mi przypadły do gustu zdobione materiały na suficie i ścianach, do tego ciężkie, sute zasłony i elementy rzeźbione na indyjską modłę. Byłam zauroczona też ładnie nakrytym stolikiem z dekoracją w postaci kolorowej posypki, która kolorystycznie pasowała do jedzenia:) Dla mnie była to uczta nie tylko dla żołądka, ale również i dla oczu. Lubię dbałość o detale i w tej indyjskiej restauracji naprawdę czułam się super.
Muszę Wam jeszcze koniecznie napisać o formowaniu beretu. Ostatecznie bowiem to formowanie sprawia, że beret ładniej się na głowie układa. Nie jest to ciężka sprawa i naprawdę warto.
A więc, jak uformować beret? Wystarczy trochę wody, obiadowy talerz i igła z wytrzymałą nicią.
1. Namaczamy nasz wydziergany beret w zimnej wodzie.
2. Odciskamy wodę z beretu i nakładamy go na odwrócony do góry dnem, okrągły talerz obiadowy.
3. Naciągamy beret i ustawiamy środek na środku spodu talerza. Staramy się rozłożyć nasz beret symetrycznie.
3. Bierzemy igłę z nicią i fastrygujemy otwór beretu na około. Z czuciem zaciągamy i raz jeszcze sprawdzamy, czy beret jest na talerzu symetrycznie rozpięty. Ustawiamy talerz z beretem np. na kubku, czy jakimś innym podwyższeniu i czekamy aż wyschnie:)
Tyle tylko wystarczy, aby beret wiele zyskał i w ten sposób da się uformować berety nie tylko z kordonka, ale w ogóle wszystkie dziergane.
Lubię formowanie beretów na talerzu, bo jest szybkie, proste i nieabsorbujące.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Życzę Wam pogody ducha i ślę buziaki!:)
PEACE
Użyłam kordonka Ariadna Maja 8 w kolorze musztardowym i szydełka 1,5mm. Polecam Wam z całego serca ten kordonek. Cudownie mięciutko śmiga między palcami i przepięknie podkreśla przestrzenność splotów. Szydełkowanie tym kordonkiem to absolutna przyjemność i na ażurowy beret jeden moteczek okazał się całkiem wystarczający, a nawet sporo zostało na szpulce.
Co powiecie na taki oto rezultat kilkudniowego machania szydełkiem?:) Mnie się bardzo podoba i cieszę się, że udało mi się znaleźć taki fantastyczny wzór na beret.
Przekopałam sieć wzdłuż i wszerz i poszczęściło mi się. Opisu co prawda nie wydobyłam, ale mam za to schemat na beret i tym schematem pragnę się z Wami podzielić. Może się pokusicie na takie właśnie ażurowe nakrycie głowy?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
( Klikajcie na diagram PPM i 'Otwórz grafikę w nowej karcie', bo wtedy bardzo dobrze widać co i jak:))
Będzie mi bardzo miło, jak się pochwalicie beretem zrobionym z tego schematu. Jestem ciekawa różnych wariacji kolorystycznych i różnych kordonków:)
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Beret wybrał się ze mną do indyjskiej restauracji, gdzie możecie zobaczyć go od przodu:) Zajadaliśmy się z lubym pysznym kurczakiem curry i madras, ryżykiem i serowym naan. Ja do tego na deser pochłonęłam tradycyjne lody indyjskie. Miło siedziało się przy lampce wina i dobrym posiłku.
Klimat restauracji świetny, choć mój luby stwierdził, że wystrój trochę kiczowaty:D Bardzo mi przypadły do gustu zdobione materiały na suficie i ścianach, do tego ciężkie, sute zasłony i elementy rzeźbione na indyjską modłę. Byłam zauroczona też ładnie nakrytym stolikiem z dekoracją w postaci kolorowej posypki, która kolorystycznie pasowała do jedzenia:) Dla mnie była to uczta nie tylko dla żołądka, ale również i dla oczu. Lubię dbałość o detale i w tej indyjskiej restauracji naprawdę czułam się super.
Lubicie indyjskie jedzenie? Ja bardzo lubię takie mniej ostre wersje, bo niestety wyciskające łzy z oczu potrawy, wpływają dziwnie na mój żołądek:)
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -Muszę Wam jeszcze koniecznie napisać o formowaniu beretu. Ostatecznie bowiem to formowanie sprawia, że beret ładniej się na głowie układa. Nie jest to ciężka sprawa i naprawdę warto.
A więc, jak uformować beret? Wystarczy trochę wody, obiadowy talerz i igła z wytrzymałą nicią.
1. Namaczamy nasz wydziergany beret w zimnej wodzie.
2. Odciskamy wodę z beretu i nakładamy go na odwrócony do góry dnem, okrągły talerz obiadowy.
3. Naciągamy beret i ustawiamy środek na środku spodu talerza. Staramy się rozłożyć nasz beret symetrycznie.
3. Bierzemy igłę z nicią i fastrygujemy otwór beretu na około. Z czuciem zaciągamy i raz jeszcze sprawdzamy, czy beret jest na talerzu symetrycznie rozpięty. Ustawiamy talerz z beretem np. na kubku, czy jakimś innym podwyższeniu i czekamy aż wyschnie:)
Tyle tylko wystarczy, aby beret wiele zyskał i w ten sposób da się uformować berety nie tylko z kordonka, ale w ogóle wszystkie dziergane.
Lubię formowanie beretów na talerzu, bo jest szybkie, proste i nieabsorbujące.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Życzę Wam pogody ducha i ślę buziaki!:)
PEACE
środa, 20 maja 2015
Stół odmieniony serwetą i ciepłolubna Panna Miau
Witajcie Kochani:) Udało mi się wreszcie skończyć serwetę szydełkową z Robótki Ręczne Extra nr 6/2012. Zdecydowałam się na grubsze od zalecanego szydełko, inny kordonek, z białego zmieniłam kolor na czarny i dodałam frędzle. Marzyła mi się taka leciutko egzotyczna serwetka i chyba się udało.
Serwetka spoczęła dumnie na stole wczoraj wieczorem i od razu doczekała się zdjęć. Chciałam Wam pokazać efekt końcowy.
Co na nią powiecie? Może być? Czy Wam też się kojarzy z wietnamskimi klimatami?
Wczoraj Panna Miau była trochę niepocieszona, bo obrus to istna ślizgawka, kiedy wskakuje się na stół z całym impetem, a do tego serwetki nie wolno drapać. Dzisiaj już kicia dąsa się mniej i odpuściła sobie brykanie po stole, a zajęła się wpatrywaniem w deszczowe okno.
Niby słonko świeci, ale na dworze jednak jest zimno i w domu siedzi się bardzo przyjemnie zwłaszcza gdy jest się starszym koteczkiem. Panna Miau lubi łapać ciepełko przez szybę.
...i uwielbia myć swoje mięciutkie futerko:) ...nawet między palcami musi być czysto:D
Ściskam Was serdecznie, a Panna Miau robi mru mru. Trzymajcie się cieplutko:)
PEACE
Serwetka spoczęła dumnie na stole wczoraj wieczorem i od razu doczekała się zdjęć. Chciałam Wam pokazać efekt końcowy.
Co na nią powiecie? Może być? Czy Wam też się kojarzy z wietnamskimi klimatami?
Wczoraj Panna Miau była trochę niepocieszona, bo obrus to istna ślizgawka, kiedy wskakuje się na stół z całym impetem, a do tego serwetki nie wolno drapać. Dzisiaj już kicia dąsa się mniej i odpuściła sobie brykanie po stole, a zajęła się wpatrywaniem w deszczowe okno.
Niby słonko świeci, ale na dworze jednak jest zimno i w domu siedzi się bardzo przyjemnie zwłaszcza gdy jest się starszym koteczkiem. Panna Miau lubi łapać ciepełko przez szybę.
...i uwielbia myć swoje mięciutkie futerko:) ...nawet między palcami musi być czysto:D
Ściskam Was serdecznie, a Panna Miau robi mru mru. Trzymajcie się cieplutko:)
PEACE
poniedziałek, 18 maja 2015
Dzień w Lille - zoo, cytadela i drobne przyjemności
Bardzo miło wykorzystać do maksimum pogodę i nacieszyć się naturą. Parę dni temu wybrałam się na długi spacer, okraszony małymi przyjemnościami:)
Zaczęło się od wizyty w cytadeli. Słońce świeciło tak pięknie, ptaki śpiewały, a po wodzie pływały barki. Wszystko cudownie pasowało do siebie.
O idealnej harmonii z całą pewnością przekonane były także kaczki, które pogodnym kwakaniem wypełniały zielone zakątki.
Mój luby pstrykał foty telefonem (to te duże, podłużne), a ja zabrałam mój paropikselowy, mocno wysłużony aparat. Udało mi się uchwycić nie tylko różnych pierzastych mieszkańców parku, ale również i niektórych rezydentów zoo w Lille.
Lubię to zoo, bo wstęp jest darmowy i choć nie ma takich zwierząt jak lew, żyrafa czy słoń, to nie brakuje mniejszych milusińskich. Zoo jest każdego roku odnawiane, niektóre wybiegi są modernizowane, a za wszystko płaci miasto. Fajne jest to, że czasem na jednym wybiegu przebywa kilka gatunków zwierząt. Jedynie okratowane klatki ptaków robią dość ponure wrażenie.
Fotografowałam i całkiem odpłynęłam w egzotyczne klimaty:)) Sami zobaczcie, jak to było.
Nieco śpiąca panda wypoczywała na drzewie, a szop się wypiął:D Surykatki natomiast miały parcie na szkło:) Królową obiektywu postanowiła zostać także kaczusia. Tańcowała i tańcowała i zauroczyła mnie ostatecznie, stając na jednej nóżce.
Czasami zwierzęta wygrzewały się na słonku i ani myślały zwracać uwagę na cokolwiek. Kapibara walczyła z Marami patagońskimi o palmę zwycięstwa w lenistwie i na moje oko wypadło ex aequo:)
Małpy z kolei były niezwykle zamyślone. Trochę jadły, trochę spacerowały po wybiegu i nie bardzo miały ochotę na pozowanie. Tapir harcował z lamą, przebierał szybciutko nóżkami i wyglądało to dość komicznie i słodko zarazem.
Dzielące wodny wybieg z żółwiami potężne pelikany iskały piórka. Czapla przy nich zdawała się strasznie delikatna i zdecydowanie wolała trzymać się na uboczu.
Udało nam się zobaczyć pawia w pełnej krasie i dzikiego jelenia, który stał samotnie i z miną godną filozofa żuł trawę.
Po tym całym spacerku zachciało się nam iść w ślady kapibary i wygodnie się gdzieś uwalić:) Najpierw odpoczęliśmy na trawce, a później ruszyliśmy do miasta.
Przeszliśmy przez odbudowany ostatnio mosteczek z czasów napoleońskich. Poczłapaliśmy kameralnymi uliczkami i wylądowaliśmy w pubie przy kuflu przyjemnie zimnego, odświeżającego piwa.
Wieczorem poszliśmy do restauracji i po raz pierwszy skosztowałam żabich udek:)
Bardzo mi one posmakowały i na bank jeszcze kiedyś się skuszę. Są delikatne w konsystencji i w smaku. Przypominają troszkę kurczaka:) Żabie udka to dla mnie bardzo pyszny symbol Francji. Mój luby ich nie jada i jakoś dopiero po kilku latach mieszkania we Francji, złożyło się tak , że żabie udka wylądowały na moim talerzu:)
Miałam okazję również spróbować sushi, ale żaden z trzech rodzajów mi nie podszedł. Zdjęcia nie ma, bo byłoby bardzo mało apetyczne:) Kiedy coś mi nie smakuje, to od razu to widać, bo nie potrafię zachować kamiennej twarzy:D
Jedliście żabie udka? Spróbowalibyście? Lubicie sushi? Odkryliście ostatnio jakiś nowy przysmak?
Dzień był pełen wrażeń i jak wróciłam do domu, to padłam. Nie chciało mi się nawet paluszkiem ruszyć. To było bardzo przyjemne zmęczenie:)
PEACE
Mój luby pstrykał foty telefonem (to te duże, podłużne), a ja zabrałam mój paropikselowy, mocno wysłużony aparat. Udało mi się uchwycić nie tylko różnych pierzastych mieszkańców parku, ale również i niektórych rezydentów zoo w Lille.
Lubię to zoo, bo wstęp jest darmowy i choć nie ma takich zwierząt jak lew, żyrafa czy słoń, to nie brakuje mniejszych milusińskich. Zoo jest każdego roku odnawiane, niektóre wybiegi są modernizowane, a za wszystko płaci miasto. Fajne jest to, że czasem na jednym wybiegu przebywa kilka gatunków zwierząt. Jedynie okratowane klatki ptaków robią dość ponure wrażenie.
Fotografowałam i całkiem odpłynęłam w egzotyczne klimaty:)) Sami zobaczcie, jak to było.
Nieco śpiąca panda wypoczywała na drzewie, a szop się wypiął:D Surykatki natomiast miały parcie na szkło:) Królową obiektywu postanowiła zostać także kaczusia. Tańcowała i tańcowała i zauroczyła mnie ostatecznie, stając na jednej nóżce.
Czasami zwierzęta wygrzewały się na słonku i ani myślały zwracać uwagę na cokolwiek. Kapibara walczyła z Marami patagońskimi o palmę zwycięstwa w lenistwie i na moje oko wypadło ex aequo:)
Małpy z kolei były niezwykle zamyślone. Trochę jadły, trochę spacerowały po wybiegu i nie bardzo miały ochotę na pozowanie. Tapir harcował z lamą, przebierał szybciutko nóżkami i wyglądało to dość komicznie i słodko zarazem.
Dzielące wodny wybieg z żółwiami potężne pelikany iskały piórka. Czapla przy nich zdawała się strasznie delikatna i zdecydowanie wolała trzymać się na uboczu.
Udało nam się zobaczyć pawia w pełnej krasie i dzikiego jelenia, który stał samotnie i z miną godną filozofa żuł trawę.
Nie pominęliśmy wiwarium. Zauważyłam, że nietoperze najbardziej lubią wisieć pod lampami uv. Zdjęcia niestety nie udało mi się im zrobić, ale za to pięknie zaprezentował się jeden z węży i zieloniutki gekon.
Nosorożce i zebry były w ogromnie zalotnych nastrojach:) Pełno było przytulania i głębokich spojrzeń.
To jak to jest z tymi zebrami? Czarne w białe paski, czy białe w paski czarne?:) Podobno futerko jest czarne, a białe paski są wynikiem braku pigmentacji...ale kto wie, jak to jest naprawdę?:)
Po tym całym spacerku zachciało się nam iść w ślady kapibary i wygodnie się gdzieś uwalić:) Najpierw odpoczęliśmy na trawce, a później ruszyliśmy do miasta.
Przeszliśmy przez odbudowany ostatnio mosteczek z czasów napoleońskich. Poczłapaliśmy kameralnymi uliczkami i wylądowaliśmy w pubie przy kuflu przyjemnie zimnego, odświeżającego piwa.
Wieczorem poszliśmy do restauracji i po raz pierwszy skosztowałam żabich udek:)
Bardzo mi one posmakowały i na bank jeszcze kiedyś się skuszę. Są delikatne w konsystencji i w smaku. Przypominają troszkę kurczaka:) Żabie udka to dla mnie bardzo pyszny symbol Francji. Mój luby ich nie jada i jakoś dopiero po kilku latach mieszkania we Francji, złożyło się tak , że żabie udka wylądowały na moim talerzu:)
Miałam okazję również spróbować sushi, ale żaden z trzech rodzajów mi nie podszedł. Zdjęcia nie ma, bo byłoby bardzo mało apetyczne:) Kiedy coś mi nie smakuje, to od razu to widać, bo nie potrafię zachować kamiennej twarzy:D
Jedliście żabie udka? Spróbowalibyście? Lubicie sushi? Odkryliście ostatnio jakiś nowy przysmak?
Dzień był pełen wrażeń i jak wróciłam do domu, to padłam. Nie chciało mi się nawet paluszkiem ruszyć. To było bardzo przyjemne zmęczenie:)
PEACE
czwartek, 14 maja 2015
Padłam ze śmiechu, ale już jestem:) - Filmowo i deszczowo oraz trochę futerkowo
Kochani! Dosłownie padłam ze śmiechu, bo w ręce wpadł mi film 'What We Do in the Shadows'. Może widzieliście? Film ma formę dokumentalną i przedstawia życie zgranej paczki wampirów. Każdy z nich jest z innej epoki, mieszkają w jednym domu i od czasu do czasu wypadają na miasto. No po prostu mega świetna komedia i inna niż wszystkie. Na mojej skali słoniowej dostaje 10 na 10 bardzo różowych słoni z ostrymi ciosami:) Jak dla mnie absolutny hicior. Film bawi, wzrusza i ani przez chwilę nie nudzi. Bardzo gorąco polecam, nawet jeśli nie jesteście wielkimi fanami filmów o wampirach.
Zdecydowanie również nienudno życie płynęło mi wczoraj, bo wybrałam się do zoo i w ogóle cały dzień spędziłam z lubym poza domem. Było super miło i jak tylko ogarnę zdjęcia to Wam pokażę:) Jadłam po raz pierwszy coś, czego pewnie niektórzy by nie ruszyli, a mnie smakowało...ale nie będę wybiegać przed foto relację.
Póki co, oto ja z wietrzno deszczowej wyprawy po bochenek chleba:) Pogoda naprawdę pozytywnie mnie wczoraj zaskoczyła , bo dziś jest zdecydowanie mniej wycieczkowo.
Całą drogę do sklepu w głowie miałam zabawne wampiry z 'What We Do in the Shadows' i nawet jakieś nietoperze zakręciły mi się we włosach. Kiedy wracałam do domu, to już tylko na grzbiecie miałam mokry twór futerkopodobny:D Po nietoperzach nie było śladu. Pewnie zdecydowały się schronić w jakimś ciepłym i suchym kąciku.
Sztuczne futerko natomiast sprawdziło się idealnie jako towarzysz mokrych wypadów.
Kilka lat temu tak ładnie uśmiechało się do mnie w SH i cieszę się, że trafiło do mojej szafy:)
A Wy macie w swoich garderobach jakieś sztuczne futerka?
Teraz już uciekam pod ciepły kocyk, a Wam życzę miłego dnia i raz jeszcze zachęcam do obejrzenia 'What We Do in the Shadows':) Do zobaczenia wkrótce.
PEACE
Zdecydowanie również nienudno życie płynęło mi wczoraj, bo wybrałam się do zoo i w ogóle cały dzień spędziłam z lubym poza domem. Było super miło i jak tylko ogarnę zdjęcia to Wam pokażę:) Jadłam po raz pierwszy coś, czego pewnie niektórzy by nie ruszyli, a mnie smakowało...ale nie będę wybiegać przed foto relację.
Póki co, oto ja z wietrzno deszczowej wyprawy po bochenek chleba:) Pogoda naprawdę pozytywnie mnie wczoraj zaskoczyła , bo dziś jest zdecydowanie mniej wycieczkowo.
Całą drogę do sklepu w głowie miałam zabawne wampiry z 'What We Do in the Shadows' i nawet jakieś nietoperze zakręciły mi się we włosach. Kiedy wracałam do domu, to już tylko na grzbiecie miałam mokry twór futerkopodobny:D Po nietoperzach nie było śladu. Pewnie zdecydowały się schronić w jakimś ciepłym i suchym kąciku.
Sztuczne futerko natomiast sprawdziło się idealnie jako towarzysz mokrych wypadów.
Kilka lat temu tak ładnie uśmiechało się do mnie w SH i cieszę się, że trafiło do mojej szafy:)
A Wy macie w swoich garderobach jakieś sztuczne futerka?
Teraz już uciekam pod ciepły kocyk, a Wam życzę miłego dnia i raz jeszcze zachęcam do obejrzenia 'What We Do in the Shadows':) Do zobaczenia wkrótce.
PEACE
czwartek, 7 maja 2015
Retro ubranie na szydełku - Doktor Werk
Gdzie nie pomagają czary, tam wkracza medycyna. W Niewielkim Wymiarze pojawiła się Doktor Werk. Żaden wirus jej nie podskoczy, bo rezolutna z niej medyczka. Silne poczucie etyki lekarskiej zawsze prowadzi ją szlachetną drogą.
Doktor Werk ma na sobie dwukolorową sukienkę z falbankowym kołnierzykiem i broszką i dostała również krótką kurtkę. Całość została wykonana na szydełku i nosi się przyjemnie z doktorskim monoklem:)
Co powiecie na ten szydełkowy zestaw? Chciałam, aby było trochę steampunkowo i chyba się udało:) Wzory na Retro Set trafiły do sklepiku, a Doktor Werk jest w trakcie urządzania gabinetu lekarskiego.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Doktor Werk ma na sobie dwukolorową sukienkę z falbankowym kołnierzykiem i broszką i dostała również krótką kurtkę. Całość została wykonana na szydełku i nosi się przyjemnie z doktorskim monoklem:)
Co powiecie na ten szydełkowy zestaw? Chciałam, aby było trochę steampunkowo i chyba się udało:) Wzory na Retro Set trafiły do sklepiku, a Doktor Werk jest w trakcie urządzania gabinetu lekarskiego.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Muszę Wam wspomnieć jeszcze o niesamowicie fajnym filmie. 'Tucker and Dale vs. Evil' to komedia utrzymana w horrorystycznych klimatach. Losy Tucker'a i Dayle'a splatają się z losami grupy nastolatków. Wychodzi z tego niezły bigos, bo pozory często mylą, a nieszczęśliwe wypadki chodzą po ludziach:) Nie będę zdradzać Wam więcej, bo nie chcę psuć niespodzianki. Na mojej skali film ma 9 na 10 makabrycznie zabawnie różowych słoni. Gorąco polecam, jeśli macie ochotę się pośmiać i popatrzeć na słodko misiowatego Tyler'a Labine:)
A może już widzieliście ten film?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Pozdrawiam Was cieplutko i przesyłam moc uścisków!:)
PEACE
A może już widzieliście ten film?
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Pozdrawiam Was cieplutko i przesyłam moc uścisków!:)
PEACE
poniedziałek, 4 maja 2015
Relaksujące dźwięki, ale nie z piosenki:)
Mam wrażenie, że wiosna się obraziła, spakowała manatki i wyniosła się gdzieś daleko.
Na dworze przyjemny chłodek i nieco mniej przyjemny, bo dość zacinający deszcz.
Z mojej majówki nic nie wyszło. Siedziałam w domu i tyle. Trochę byłam zawiedziona, ale dziś na osłodę zafundowałam sobie chipsy i zrobiłam powtórkę z belgijskich wafli:)
Majówkowych zdjęć nie ma, ale zapraszam Was na małą audio wycieczkę. Obiecuję, że będzie bardzo odprężająca, a więc nie obawiajcie się niczego i śmiało zakładajcie słuchawki na uszy:)
Dźwięki na pozór bez znaczenia, zwyczajne i towarzyszące w codziennym życiu posiadają niesamowite moce, z których możemy nawet nie zdawać sobie sprawy. Na pewno o wiele łatwiej jest wychwycić odgłosy, które nas denerwują. Sąsiad szalejący z wiertarką w sobotę rano, bez wątpienia nie pozostanie niezauważony. A co z odgłosami, które działają kojąco?
Relaksuje to, co miarowo buczy i szumi. Suszarka do włosów na wiele osób działa jak kołysanka, a inni lubią sobie posłuchać bomblującej wody w akwarium, czy też drzew na wietrze. Dźwięki o płaskim spektrum towarzyszyły nam już w łonie matki i nazywają się szumem białym.
Niektóre dźwięki są dla nas bardzo szczególne, ponieważ łączymy je z pozytywnymi chwilami w naszym życiu. Działają na zasadzie warunkowania. Stymulują poczucie spokoju, zadowolenia i bezpieczeństwa.
Swoje ulubione odgłosy mam i ja:) Może niektóre Wam się spodobają? Miłego słuchania:)
Na dworze przyjemny chłodek i nieco mniej przyjemny, bo dość zacinający deszcz.
Z mojej majówki nic nie wyszło. Siedziałam w domu i tyle. Trochę byłam zawiedziona, ale dziś na osłodę zafundowałam sobie chipsy i zrobiłam powtórkę z belgijskich wafli:)
Majówkowych zdjęć nie ma, ale zapraszam Was na małą audio wycieczkę. Obiecuję, że będzie bardzo odprężająca, a więc nie obawiajcie się niczego i śmiało zakładajcie słuchawki na uszy:)
Dźwięki na pozór bez znaczenia, zwyczajne i towarzyszące w codziennym życiu posiadają niesamowite moce, z których możemy nawet nie zdawać sobie sprawy. Na pewno o wiele łatwiej jest wychwycić odgłosy, które nas denerwują. Sąsiad szalejący z wiertarką w sobotę rano, bez wątpienia nie pozostanie niezauważony. A co z odgłosami, które działają kojąco?
Relaksuje to, co miarowo buczy i szumi. Suszarka do włosów na wiele osób działa jak kołysanka, a inni lubią sobie posłuchać bomblującej wody w akwarium, czy też drzew na wietrze. Dźwięki o płaskim spektrum towarzyszyły nam już w łonie matki i nazywają się szumem białym.
Niektóre dźwięki są dla nas bardzo szczególne, ponieważ łączymy je z pozytywnymi chwilami w naszym życiu. Działają na zasadzie warunkowania. Stymulują poczucie spokoju, zadowolenia i bezpieczeństwa.
Swoje ulubione odgłosy mam i ja:) Może niektóre Wam się spodobają? Miłego słuchania:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)