Natura zdecydowanie eksploduje zielenią i już nie sposób ukryć faktu, iż jest wiosna:)
Przygotowałam dziś dla Was małą relację z wypadu do pobliskiego parku dookoła Cytadeli.
Promienie słoneczne zwabiły nie tylko mnie, ale również setki innych spacerowiczów. Pojawił się nawet cyrk.
Każdy włącznie z małpkami z zoo chciał się nacieszyć przyjazną aurą.
Pelikany puszyły się, iskały piórka i łowiły achy i ochy rozentuzjazmowanego tłumu zwiedzających.
Ja sfotografowałam je zza ogrodzenia, po drodze do ławeczek przy kanale, który przepływa przez park.
Bardzo przyjemnie odpoczywa się obok wody, popijając kolorowe granity (moja była czerwona, a lubego?...niebieska:))
Leniwie nie ruszając się z miejsca, spotkałam mewy:
...i kaczki:
...i kępy, kąpiących się w słońcu, kwiatów:
Aż szkoda było wracać do domu:)
Kaczuszki zakwakały na pożegnanie i wycieczka dobiegła końca. Zostało mi na pamiątkę tych kilka zdjęć i lekko kwaskowy posmak granity:D
................................................................................................................................................................W Niewielkim Wymiarze za to jest zimowo. Terra wybrała się bowiem na wyprawę w Góry Wiecznieśnieżne . Od samego patrzenia na jej strój można się schłodzić:)
Lala potrzebowała odpowiedniego odzienia, a więc dostała ode mnie cieplutki szydełkowy sweterek, buciki i ocieplacze na nogi. Do tego jeszcze puchaty szalik, czapkę i czarno czerwoną torbę.
Tak ubrana, Terra wcale nie zmarzła i mogła cieszyć się zimowymi widokami, maszerując po ośnieżonych szlakach:)
Jak podoba się Wam zimowa garderoba Terry?:)
................................................................................................................................................................
Ściskam Was serdecznie i przysyłam cieplutkie pozdrowienia!:))
PEACE
środa, 30 marca 2016
piątek, 25 marca 2016
Szydełkowa sukienka wiosenna dla lalki:)
W ostatnim poście pokazałam Wam laleczkę Draculaurę, która przyszła do mnie pocztą. Dziś chcę Wam zaprezentować ją w nowym, szydełkowym ubranku:)
Lalka dostała żółciutką sukienkę. Ten kolor pasuje do jej żółtego cienia do powiek i jakoś tak pogodnie łączy się z wiosną.
Jak podoba się Wam nowe wcielenie Draculaury? No i czujecie już wiosnę?:) U mnie się pojawiła i nie sposób jej nie zauważyć. Robi się zielono, słońce jasno świeci i wszystko przybiera takie wyraźne kolory. Już brakuje mi jesiennego spokoju i przytulnej zimy, a przecież ciepłe dni dopiero nadchodzą:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Wzór na sukienkę trafił do sklepiku: LovelySpring dress.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Życzę Wam moi Kochani miłego weekendu i udanej Wielkanocy:)
Buziaki!:)
PEACE
Lalka dostała żółciutką sukienkę. Ten kolor pasuje do jej żółtego cienia do powiek i jakoś tak pogodnie łączy się z wiosną.
Jak podoba się Wam nowe wcielenie Draculaury? No i czujecie już wiosnę?:) U mnie się pojawiła i nie sposób jej nie zauważyć. Robi się zielono, słońce jasno świeci i wszystko przybiera takie wyraźne kolory. Już brakuje mi jesiennego spokoju i przytulnej zimy, a przecież ciepłe dni dopiero nadchodzą:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Wzór na sukienkę trafił do sklepiku: LovelySpring dress.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Życzę Wam moi Kochani miłego weekendu i udanej Wielkanocy:)
Buziaki!:)
PEACE
środa, 23 marca 2016
Miniaturowa kuchnia, gabinet lekarski i nowe lalki i akcesoria ❤
Witajcie Kochani, Cały czas ledwo zipię i żyję w zwolnionym tempie:) W Niewielkim Wymiarze za to wiele się dzieje.
Po pierwsze, Doktor Werk dostała wreszcie nowy gabinet lekarski.
Z kartonu zrobiłam ściany, które pomalowałam na zielono. Dodałam do nich pikowane panele. Powstały również stojące półki, na których Doktor Werk trzyma lekarskie akcesoria. W miniaturowym gabinecie znalazła się też figurka sowy.
Miniaturowe krzesło z gabinetu pokazywałam już kiedyś tutaj: miniaturowe krzesło 1:6. A jeśli macie ochotę przyjrzeć się bliżej zielonemu regałowi, to jest tu: miniaturowy regał 1:6. Mikroskop, który stoi na zielonym regale prezentowałam przy okazji przepisu na cebulowy makaron z białym sosem: miniaturowy mikroskop DIY 1:6. Biurko z komputerem pojawiło się tu: miniaturowe biurko i steampunkowy komputer, a maszyna lekarska tu: steampunkowa maszyna 1:6.
Dodam jeszcze, że pikowane części ścian, są pokryte materiałem ze starych spodni i wypchane torebkami foliowymi. Strasznie długo je robiłam i powiem Wam, że moje palce były bardzo niezadowolone, bo przebicie się przez materiał, folię i warstwę tektury jest ciężkie:) Z pomocą przyszły mi kombinerki, ale i tak nie było to super przyjemne doznanie. Starałam się zachować równie odległości między poszczególnymi pikowaniami, ale nawet mimo szablonu, który podłożyłam sobie pod lewą stronę, idealnie równo to wszystko nie wyszło:D Jestem zadowolona, ale z pewnością są to moje pierwsze i ostatnie pikowane ściany...no chyba, że któryś z Niewielkowymiarowian bardzo zapragnąłby mieć jakieś takie podobne:)
Jak podoba się Wam całość?
Zmiany zaszły również w kuchni na statku kosmicznym kapitana Snapa. Przeniosłam ją z małego kartonu, do pomieszczenia bardziej przestronnego i dzięki temu udało mi się w niej zmieścić jeszcze duży okrągły stół i aż cztery krzesła, oraz półkę z patyczków po lodach.
Część ścian wytapetowałam białym papierem i pokryłam u dołu dwoma rządkami kartonowych kafelków. Jedną ścianę pomalowałam na kolor żółto pomarańczowy i ozdobiłam 'drewnianymi' belkami.
Starą lodówkę DIY, zastąpiłam lodówką dla Barbie i również dodałam tu i ówdzie nowe akcesoria.
Te wszystkie zmiany zapoczątkowała paczka z Polski, w której znalazłam różne akcesoria lalkowe i nawet parę laleczek:)
Wszystko to sprawiło mi przeogromną radość! Po prostu aż skakałam jak kangur:)
Retro lodówka dla Barbie urzekła mnie. Nie dość, że nie jest różowa to działa wzorowo i wystarczyło zmyć naklejki i dorobić półeczkę, aby stała się mebelkiem idealnym:)
Lodówka (Mattel INC. 2000 China) pochodzi z zestawu Barbie Cozy Home Kitchen, podobnie, jak część akcesoriów, które do mnie trafiły.
Barbie z paczki ma się już świetnie. Jej artykułowane ciałko jest super i bardzo podoba mi się buzia:)
Wszelkim namalowanym ubrankom mówię stanowcze nie, ale to konkretne nie jest strasznie tragiczne i lala zostanie niewielkowymiarową dziewczyną robotem:D
Po kąpieli moja robotka przebrała się w luźne gatki i tutu i tak sobie siedzi na półce i mogę powiedzieć, że jest niezwykle zadowolona.
Macie może pojęcie, jak się ta lalka nazywa? Szukałam w Google baletnic i piosenkarek, ale takiej w gorsecie w gwiazdki nie znalazłam. Przypuszczam, że kiedy jeszcze lalka miała dobre baterie, to wydawała jakieś odgłosy lub świeciła, bo wnętrza gwiazdek gorsetu są lekko przejrzyste.
W moje ręce trafiła także Draculaura:) Wcale nie planowałam tej lali i pewnie nie trafiłaby do mnie nigdy, gdyby nie cena promocyjna 10zł! W taki to sposób dołączyła do paczki i kiedy ją zobaczyłam to zaraz przykro mi się zrobiło, że początkowo mało entuzjastycznie do niej podeszłam:) Jest absolutnie fantastyczna i milutka:)
Posiada też śliczne malutkie akcesoria. Różowa tacka w kształcie trumienki całkowicie mnie rozbroiła:D
Buty Draculaury mają szalone detale i sama lala jest po prostu bardzo ładnie wykonana.
To wszystko bardzo poprawia mi samopoczucie i stwierdzam, że hobby na prawdę potrafi czynić cuda. Mimo, że większość czasu spędzam w łóżku, to mi się wcale nie nudzi i mogę spokojnie dochodzić do siebie.
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i że jesteście zdrowi. Życzę Wam miłego dnia:) Trzymajcie się ciepło!:))
PEACE
Po pierwsze, Doktor Werk dostała wreszcie nowy gabinet lekarski.
Z kartonu zrobiłam ściany, które pomalowałam na zielono. Dodałam do nich pikowane panele. Powstały również stojące półki, na których Doktor Werk trzyma lekarskie akcesoria. W miniaturowym gabinecie znalazła się też figurka sowy.
Miniaturowe krzesło z gabinetu pokazywałam już kiedyś tutaj: miniaturowe krzesło 1:6. A jeśli macie ochotę przyjrzeć się bliżej zielonemu regałowi, to jest tu: miniaturowy regał 1:6. Mikroskop, który stoi na zielonym regale prezentowałam przy okazji przepisu na cebulowy makaron z białym sosem: miniaturowy mikroskop DIY 1:6. Biurko z komputerem pojawiło się tu: miniaturowe biurko i steampunkowy komputer, a maszyna lekarska tu: steampunkowa maszyna 1:6.
Dodam jeszcze, że pikowane części ścian, są pokryte materiałem ze starych spodni i wypchane torebkami foliowymi. Strasznie długo je robiłam i powiem Wam, że moje palce były bardzo niezadowolone, bo przebicie się przez materiał, folię i warstwę tektury jest ciężkie:) Z pomocą przyszły mi kombinerki, ale i tak nie było to super przyjemne doznanie. Starałam się zachować równie odległości między poszczególnymi pikowaniami, ale nawet mimo szablonu, który podłożyłam sobie pod lewą stronę, idealnie równo to wszystko nie wyszło:D Jestem zadowolona, ale z pewnością są to moje pierwsze i ostatnie pikowane ściany...no chyba, że któryś z Niewielkowymiarowian bardzo zapragnąłby mieć jakieś takie podobne:)
Jak podoba się Wam całość?
Zmiany zaszły również w kuchni na statku kosmicznym kapitana Snapa. Przeniosłam ją z małego kartonu, do pomieszczenia bardziej przestronnego i dzięki temu udało mi się w niej zmieścić jeszcze duży okrągły stół i aż cztery krzesła, oraz półkę z patyczków po lodach.
Część ścian wytapetowałam białym papierem i pokryłam u dołu dwoma rządkami kartonowych kafelków. Jedną ścianę pomalowałam na kolor żółto pomarańczowy i ozdobiłam 'drewnianymi' belkami.
Starą lodówkę DIY, zastąpiłam lodówką dla Barbie i również dodałam tu i ówdzie nowe akcesoria.
Te wszystkie zmiany zapoczątkowała paczka z Polski, w której znalazłam różne akcesoria lalkowe i nawet parę laleczek:)
Wszystko to sprawiło mi przeogromną radość! Po prostu aż skakałam jak kangur:)
Retro lodówka dla Barbie urzekła mnie. Nie dość, że nie jest różowa to działa wzorowo i wystarczyło zmyć naklejki i dorobić półeczkę, aby stała się mebelkiem idealnym:)
Lodówka (Mattel INC. 2000 China) pochodzi z zestawu Barbie Cozy Home Kitchen, podobnie, jak część akcesoriów, które do mnie trafiły.
Barbie z paczki ma się już świetnie. Jej artykułowane ciałko jest super i bardzo podoba mi się buzia:)
Wszelkim namalowanym ubrankom mówię stanowcze nie, ale to konkretne nie jest strasznie tragiczne i lala zostanie niewielkowymiarową dziewczyną robotem:D
Po kąpieli moja robotka przebrała się w luźne gatki i tutu i tak sobie siedzi na półce i mogę powiedzieć, że jest niezwykle zadowolona.
Macie może pojęcie, jak się ta lalka nazywa? Szukałam w Google baletnic i piosenkarek, ale takiej w gorsecie w gwiazdki nie znalazłam. Przypuszczam, że kiedy jeszcze lalka miała dobre baterie, to wydawała jakieś odgłosy lub świeciła, bo wnętrza gwiazdek gorsetu są lekko przejrzyste.
W moje ręce trafiła także Draculaura:) Wcale nie planowałam tej lali i pewnie nie trafiłaby do mnie nigdy, gdyby nie cena promocyjna 10zł! W taki to sposób dołączyła do paczki i kiedy ją zobaczyłam to zaraz przykro mi się zrobiło, że początkowo mało entuzjastycznie do niej podeszłam:) Jest absolutnie fantastyczna i milutka:)
Posiada też śliczne malutkie akcesoria. Różowa tacka w kształcie trumienki całkowicie mnie rozbroiła:D
Buty Draculaury mają szalone detale i sama lala jest po prostu bardzo ładnie wykonana.
To wszystko bardzo poprawia mi samopoczucie i stwierdzam, że hobby na prawdę potrafi czynić cuda. Mimo, że większość czasu spędzam w łóżku, to mi się wcale nie nudzi i mogę spokojnie dochodzić do siebie.
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i że jesteście zdrowi. Życzę Wam miłego dnia:) Trzymajcie się ciepło!:))
PEACE
piątek, 18 marca 2016
Skarby znad morza i szydełkowe miseczki + przepis na makaron z sosem z cykorii + "Na tropie Katalków cz.4"
Wyobraźcie sobie, że po powrocie znad morza coś mnie dopadło i niemalże wpakowało do łóżka. Myślę, że mój organizm średnio się ucieszył z powrotu do zanieczyszczonego miasta i zaczęło się od drapania w gardle i uczucia piasku w nosie i w ustach, a skończyło na trudnościach z przełykaniem i potężnym bólu głowy. Ostatnie dni spędziłam powolutku myjąc morskie znaleziska i popijając rumianek. Zrobiłam też fotki do kolejnej części opowiadania "Na tropie Katalków".
Jeśli macie ochotę poczytać dalej o losach Zenobii i reszty, to serdecznie zapraszam Was do Laleczkowa: Na tropie Katalków cz.4 - Co kryło się za tajemniczymi drzwiami?
Tu z kolei pokażę Wam moje muszelki i pąkle i dwie nowe szydełkowe miseczki, które na nie zrobiłam.
Dwuwarstwowa szydełkowa miseczka powstała z kordonka i włóczki typu zpagetti. Robiłam ją w około grubego sznurka i jest dzięki temu dość sztywna.
Drugą miseczkę robiłam również w około sznurka, ale tym razem użyłam tylko kordonka w różnych kolorach. Zachciało mi się wzorków i wymyśliłam coś takiego:
A oto małe pąkle, które porastają krabowe muszelki...
...i jeszcze sporo dużych i małych muszelek.
Część z nich zamknęłam w plastikowym jajku:)
Znalazłam także taki mały szkielecik morskiego żyjątka, ale niestety nie wiem jakiego?
Jednego dnia było ich na plaży sporo, ale większość była zniszczona. Ten ma dziurkę tylko od spodu. Spodobał mi się, bo wygląda tak jakoś kosmicznie:)
Skarby ustawiłam obok roślinki, na drewnianej skrzyneczce i od razu poczułam się jak syrenka w podmorskim świecie:D
Jak podoba się Wam taka morska ekspozycja?:)
.................................................................................................................................................................Na sam koniec mam dla Was jeszcze bardzo fajny przepis na makaron z sosem z cykorii. Wymyśliłam go kilka dni temu i strasznie mi zasmakował. Może będziecie mieli ochotę sami go przetestować?
MAKARON Z SOSEM Z CYKORII
Składniki:
-ugotowany makaron (np. świderki)
-ugotowana cykoria (gotujemy ją bardzo długo, do całkowitej miękkości. Jeśli będziemy gotować za krótko, to cykoria będzie gorzka)
-cebula
-cukier
-czosnek granulowany
-sok z cytryny
-jabłko
-masło do smażenia
-do przybrania: plasterki jabłka i np. awokado i pomidorki koktajlowe
Siekamy cebulę i smażymy ją na maśle do miękkości. Dodajemy posiekaną cykorię, posiekane jabłko i trochę czosnku i odrobinę wody i smażymy dalej, aż wszystkie składniki się połączą i stworzą w miarę gładką masę. Dosypujemy odrobinkę cukru i jeszcze przez chwilę smażymy.
Gotowy sos mieszamy z makaronem i wykładamy na talerz. Całość dekorujemy plasterkami jabłka, cząstkami awokado i pomidorkami koktajlowymi.
UWAGA: Cykoria dość długo się gotuje i warto ją sobie przygotować wcześniej. Cykoria gotowana krótko jest gorzka i nic nie pomoże dodawanie do niej miodu lub cukru.
Dacie szansę temu przepisowi? Lubicie w ogóle cykorię, czy raczej nie za bardzo?
Będzie mi bardzo miło, jeśli skorzystacie z przepisu i oczywiście ciekawa jestem, czy Wam sos z cykorii zasmakuje?:)
.................................................................................................................................................................
Trzymajcie się cieplutko moi Kochani. Życzę Wam udanego weekendu i miłych chwil relaksu:)
PEACE
Jeśli macie ochotę poczytać dalej o losach Zenobii i reszty, to serdecznie zapraszam Was do Laleczkowa: Na tropie Katalków cz.4 - Co kryło się za tajemniczymi drzwiami?
Tu z kolei pokażę Wam moje muszelki i pąkle i dwie nowe szydełkowe miseczki, które na nie zrobiłam.
Dwuwarstwowa szydełkowa miseczka powstała z kordonka i włóczki typu zpagetti. Robiłam ją w około grubego sznurka i jest dzięki temu dość sztywna.
Drugą miseczkę robiłam również w około sznurka, ale tym razem użyłam tylko kordonka w różnych kolorach. Zachciało mi się wzorków i wymyśliłam coś takiego:
A oto małe pąkle, które porastają krabowe muszelki...
...i jeszcze sporo dużych i małych muszelek.
Część z nich zamknęłam w plastikowym jajku:)
Znalazłam także taki mały szkielecik morskiego żyjątka, ale niestety nie wiem jakiego?
Jednego dnia było ich na plaży sporo, ale większość była zniszczona. Ten ma dziurkę tylko od spodu. Spodobał mi się, bo wygląda tak jakoś kosmicznie:)
Skarby ustawiłam obok roślinki, na drewnianej skrzyneczce i od razu poczułam się jak syrenka w podmorskim świecie:D
Jak podoba się Wam taka morska ekspozycja?:)
.................................................................................................................................................................Na sam koniec mam dla Was jeszcze bardzo fajny przepis na makaron z sosem z cykorii. Wymyśliłam go kilka dni temu i strasznie mi zasmakował. Może będziecie mieli ochotę sami go przetestować?
MAKARON Z SOSEM Z CYKORII
Składniki:
-ugotowany makaron (np. świderki)
-ugotowana cykoria (gotujemy ją bardzo długo, do całkowitej miękkości. Jeśli będziemy gotować za krótko, to cykoria będzie gorzka)
-cebula
-cukier
-czosnek granulowany
-sok z cytryny
-jabłko
-masło do smażenia
-do przybrania: plasterki jabłka i np. awokado i pomidorki koktajlowe
Siekamy cebulę i smażymy ją na maśle do miękkości. Dodajemy posiekaną cykorię, posiekane jabłko i trochę czosnku i odrobinę wody i smażymy dalej, aż wszystkie składniki się połączą i stworzą w miarę gładką masę. Dosypujemy odrobinkę cukru i jeszcze przez chwilę smażymy.
Gotowy sos mieszamy z makaronem i wykładamy na talerz. Całość dekorujemy plasterkami jabłka, cząstkami awokado i pomidorkami koktajlowymi.
UWAGA: Cykoria dość długo się gotuje i warto ją sobie przygotować wcześniej. Cykoria gotowana krótko jest gorzka i nic nie pomoże dodawanie do niej miodu lub cukru.
Dacie szansę temu przepisowi? Lubicie w ogóle cykorię, czy raczej nie za bardzo?
Będzie mi bardzo miło, jeśli skorzystacie z przepisu i oczywiście ciekawa jestem, czy Wam sos z cykorii zasmakuje?:)
.................................................................................................................................................................
Trzymajcie się cieplutko moi Kochani. Życzę Wam udanego weekendu i miłych chwil relaksu:)
PEACE
sobota, 12 marca 2016
Berck - wspomnienia znad chłodnego morza:)
Witajcie Kochani! Jestem już z powrotem i mam dla Was całkiem sporo zdjęć znad francuskiego morza:) Wyobraźcie sobie, że mimo iż było dość chłodno, to wcale nie padało i każdego dnia mogliśmy spacerować, a to alejką wzdłuż plaży, a to plażą. Wybraliśmy się także na wyprawę szlakiem po wydmach.
Morze wyrzucało najróżniejsze skarby. Zebrałam sporo dużych muszelek i trochę mniejszych. Znalazłam także kilka krabich skorupek, pokrytych przez małe pąkle. Pokażę Wam to wszystko, kiedy będzie już czyściutkie:) Póki co, chcę się z Wami jak najszybciej podzielić zdjęciowymi wspomnieniami i zapraszam Was serdecznie do nieco chłodnego, cudnie cichego o tej porze roku Berck.
Plaża w Berck jest bardzo duża, ale podczas przypływu kurczy się dramatycznie. Trzeba wtedy uważać, aby nie dać się zaskoczyć, bo można wpaść w kłopoty:) Morze próbuje wykradać ląd, ale człowiek bardzo się stara, aby do tego nie dopuścić. Ustawiane są falochrony i kamieniste bariery. Oprócz tego koparki dzielnie przesypują piasek z miejsca w miejsce i dzięki temu plaża nadaje się idealnie do wypoczynku o każdej porze roku.
Falochrony, pokryte zielonymi glonami robią niesamowite wrażenie. Wraz z jeziorami, pozostałymi po przypływie, tworzą scenerię wyjętą z książek fantasy.
Falochrony z drewna też świetnie komponują się z całością i pobudzają wyobraźnię. Idą daleko, daleko w morze i w niemalże pełnej okazałości pokazują się jedynie gry woda się cofa.
Kiedy morze odpływa dojść można dużo dalej niż nawet do boi, która normalnie wyznacza granicę pływania na strzeżonym odcinku plaży.
Woda odsłania jeszcze inne cuda:)
W morzu pluskają się foki i chętnie korzystają z chwili wypoczynku na powstałych podczas odpływu wysepkach.
Tu i ówdzie widać focze główki raz po raz wyłaniające się wesoło spośród fal.
Bardzo podobało mi się spacerowanie po plaży i również alejką wzdłuż. Zdecydowanie więcej ludzi wybierało tą drugą opcję. Za pewne ze względu na wygodę, bo choć po mokrym piasku chodzi się dość łatwo, to większość zejść na plażę była całkiem zasypana i trzeba było się przez te piaszczyste bariery przedostać:)
Mewom podobało się i na plaży i tuż obok. Siadały sobie na murkach i wypatrywały przekąsek. Przy budce z frytkami była codziennie istna mewia kolejka:)
Mewimi śladami mogłam podążyć wprost do morza.
Niektóre mewy, znudzone frykasami barowymi, łowiły świeże rybki:)
Wejście na wydmy jest bardzo skromne, a na wydmach przyroda króluje i tworzy przepiękny pałac form i kolorów. Widoki zapierają dech w piersiach i dla nich warto pokonać nawet największą stromiznę:)
Teren wydm jest chroniony i nie wolno zbaczać z wyznaczonych ścieżek, śmiecić ani niczego zrywać.
Można za to sycić oczy do woli:)
...i zachwycać się ile wlezie:)
Spacer po tych malowniczych wydmach wywołał we mnie ogromne uczucia. Przeniósł do magicznego świata, który bardzo ciężko było opuścić. To był najwspanialszy czas pobytu w nadmorskim Berck.
W samym mieście bywałam rzadko. Marynistyczna atmosfera rzuca się tam w oczy na każdym kroku. Na wystawach sklepowych można obejrzeć na przykład miniaturową łódź podwodną z metalu. Czy to U-Boot pływa sobie obok dziecięcej mody?:)
Znalazł się również polski akcent w postaci ogromnie urokliwego plakatu, informującego o Wielkanocy dla Polonii:)
Już Wam kiedyś wspominałam, że na północy Francji jest całkiem sporo Francuzów o polskich korzeniach i zapewne niejeden chętnie wybierze się na taką Wielkanoc.
Cztery dni minęły błyskawicznie i żałuję tylko, że cudownych miejsc nie dało się spakować do plecaka i zabrać ze sobą do domu:)
Cieszę się, że już jestem z powrotem, ale po zalesionych wydmach mogłabym chodzić sobie codziennie i na bank by mi się to nie znudziło. Pośród zieleni, z dala od zgiełku czuję się zdecydowanie najlepiej.Wtedy jestem jakby u siebie:)
Czasem zastanawiam się, kim byłam w poprzednim życiu? Może jakimś leśnym zwierzątkiem?:)) Gdybym tak miała możliwość sprawdzenia tego, to chętnie bym to uczyniła.
Obecnie trwają w Berck przygotowania do festiwalu latawców. Niedługo do miejscowości zjadą się fani latawców z całego świata. Będzie kupa zabawy, a ja mogłam sobie popatrzeć na plakaty, zapowiadające to wydarzenie. Jeden z takich plakatów wisi właśnie za mną. Na zdjęcie z piwem załapał się przypadkowo. Po prostu bardzo łatwo na to obwieszczenie się natknąć, ponieważ Berck szczyci się latawcowym wydarzeniem. To nie tylko wielka frajda, ale również i korzyści ekonomiczne dla miasta.
Być może w przyszłości uda mi się na własne oczy zobaczyć te pokazy? A Wy lubicie latawce?
Na sam koniec chcę Wam jeszcze pokazać toutou bar dla piesków:)) Ten jest najsłodszy ze wszystkich! Po prostu nie można go zignorować, nawet jeśli jest się bez psa:)
To już koniec foto wspomnień:) Teraz biegnę poczytać Wasze nowe komentarze pod poprzednimi postami!:)
Miłego dnia! Buziaki!:))
PEACE
Morze wyrzucało najróżniejsze skarby. Zebrałam sporo dużych muszelek i trochę mniejszych. Znalazłam także kilka krabich skorupek, pokrytych przez małe pąkle. Pokażę Wam to wszystko, kiedy będzie już czyściutkie:) Póki co, chcę się z Wami jak najszybciej podzielić zdjęciowymi wspomnieniami i zapraszam Was serdecznie do nieco chłodnego, cudnie cichego o tej porze roku Berck.
Plaża w Berck jest bardzo duża, ale podczas przypływu kurczy się dramatycznie. Trzeba wtedy uważać, aby nie dać się zaskoczyć, bo można wpaść w kłopoty:) Morze próbuje wykradać ląd, ale człowiek bardzo się stara, aby do tego nie dopuścić. Ustawiane są falochrony i kamieniste bariery. Oprócz tego koparki dzielnie przesypują piasek z miejsca w miejsce i dzięki temu plaża nadaje się idealnie do wypoczynku o każdej porze roku.
Falochrony, pokryte zielonymi glonami robią niesamowite wrażenie. Wraz z jeziorami, pozostałymi po przypływie, tworzą scenerię wyjętą z książek fantasy.
Falochrony z drewna też świetnie komponują się z całością i pobudzają wyobraźnię. Idą daleko, daleko w morze i w niemalże pełnej okazałości pokazują się jedynie gry woda się cofa.
Kiedy morze odpływa dojść można dużo dalej niż nawet do boi, która normalnie wyznacza granicę pływania na strzeżonym odcinku plaży.
Woda odsłania jeszcze inne cuda:)
W morzu pluskają się foki i chętnie korzystają z chwili wypoczynku na powstałych podczas odpływu wysepkach.
Tu i ówdzie widać focze główki raz po raz wyłaniające się wesoło spośród fal.
Bardzo podobało mi się spacerowanie po plaży i również alejką wzdłuż. Zdecydowanie więcej ludzi wybierało tą drugą opcję. Za pewne ze względu na wygodę, bo choć po mokrym piasku chodzi się dość łatwo, to większość zejść na plażę była całkiem zasypana i trzeba było się przez te piaszczyste bariery przedostać:)
Mewom podobało się i na plaży i tuż obok. Siadały sobie na murkach i wypatrywały przekąsek. Przy budce z frytkami była codziennie istna mewia kolejka:)
Mewimi śladami mogłam podążyć wprost do morza.
Niektóre mewy, znudzone frykasami barowymi, łowiły świeże rybki:)
Wejście na wydmy jest bardzo skromne, a na wydmach przyroda króluje i tworzy przepiękny pałac form i kolorów. Widoki zapierają dech w piersiach i dla nich warto pokonać nawet największą stromiznę:)
Teren wydm jest chroniony i nie wolno zbaczać z wyznaczonych ścieżek, śmiecić ani niczego zrywać.
Można za to sycić oczy do woli:)
...i zachwycać się ile wlezie:)
Spacer po tych malowniczych wydmach wywołał we mnie ogromne uczucia. Przeniósł do magicznego świata, który bardzo ciężko było opuścić. To był najwspanialszy czas pobytu w nadmorskim Berck.
W samym mieście bywałam rzadko. Marynistyczna atmosfera rzuca się tam w oczy na każdym kroku. Na wystawach sklepowych można obejrzeć na przykład miniaturową łódź podwodną z metalu. Czy to U-Boot pływa sobie obok dziecięcej mody?:)
Znalazł się również polski akcent w postaci ogromnie urokliwego plakatu, informującego o Wielkanocy dla Polonii:)
Już Wam kiedyś wspominałam, że na północy Francji jest całkiem sporo Francuzów o polskich korzeniach i zapewne niejeden chętnie wybierze się na taką Wielkanoc.
Cztery dni minęły błyskawicznie i żałuję tylko, że cudownych miejsc nie dało się spakować do plecaka i zabrać ze sobą do domu:)
Cieszę się, że już jestem z powrotem, ale po zalesionych wydmach mogłabym chodzić sobie codziennie i na bank by mi się to nie znudziło. Pośród zieleni, z dala od zgiełku czuję się zdecydowanie najlepiej.Wtedy jestem jakby u siebie:)
Czasem zastanawiam się, kim byłam w poprzednim życiu? Może jakimś leśnym zwierzątkiem?:)) Gdybym tak miała możliwość sprawdzenia tego, to chętnie bym to uczyniła.
Obecnie trwają w Berck przygotowania do festiwalu latawców. Niedługo do miejscowości zjadą się fani latawców z całego świata. Będzie kupa zabawy, a ja mogłam sobie popatrzeć na plakaty, zapowiadające to wydarzenie. Jeden z takich plakatów wisi właśnie za mną. Na zdjęcie z piwem załapał się przypadkowo. Po prostu bardzo łatwo na to obwieszczenie się natknąć, ponieważ Berck szczyci się latawcowym wydarzeniem. To nie tylko wielka frajda, ale również i korzyści ekonomiczne dla miasta.
Być może w przyszłości uda mi się na własne oczy zobaczyć te pokazy? A Wy lubicie latawce?
Na sam koniec chcę Wam jeszcze pokazać toutou bar dla piesków:)) Ten jest najsłodszy ze wszystkich! Po prostu nie można go zignorować, nawet jeśli jest się bez psa:)
To już koniec foto wspomnień:) Teraz biegnę poczytać Wasze nowe komentarze pod poprzednimi postami!:)
Miłego dnia! Buziaki!:))
PEACE
Subskrybuj:
Posty (Atom)