piątek, 29 czerwca 2012

Szydełkowy Dabbo i przygoda w jaskini

-Jak to jest mieć wielkie oczy?- zapytało lustro
-Nie wiem- odparł właściciel wielkich oczu i wielka łza stoczyła się mu po policzku a następnie z hukiem roztrzaskała się na zimnej, lustrzanej powierzchni.
-Mazgaj, mazgaj, mazgaj- zahuczało echo.
Jaskinia stęknęła wymownie. Nieduży blady kształt spełzł z lustra i  przesunął się pod ścianę jaskini, powłócząc nogami. W jaskini było ciemno i jedynie smużka księżycowego światła wpadała nieśmiało przez szczelinę w sklepieniu.
Nieduży blady kształt przyglądał się świetlnej smudze swymi wielkimi oczami i kolejne wielkie łzy staczały mu się po policzkach. Tym razem, aby nie narażać się na drwiny echa, mały blady kształt łapał łzy w dłonie i starał się oddychać cichutko. W końcu jeśli nie mógł zniknąć zupełnie to mógł stać się jeszcze bardziej niewidzialny. I siedział tak sobie skulony blady kształt i popłakiwał aż w końcu jego wielkie oczy zamknęły się. Blady kształt zapadł w sen.

***

Nagle blady kształt drgnął i poderwał się na równe nogi. 
Noc się skończyła. Przez szczelinę w sklepieniu wpadało teraz nieco silniejsze światło słoneczne.Ktoś poza lustrem i poza echem był w jaskini.
Blady kształt zapiszczał żałośnie. W końcu nikt nigdy wcześniej nie był w jaskini. Blady kształt nigdy nikogo nie widział ani nawet kogoś. Blady kształt nie chciał nikogo widzieć a tym bardziej nie chciał widzieć kogoś. Dobrze mu było w jaskini. Przynajmniej tak czuł teraz, gdy kroki wielu stóp dudniły coraz bliżej.
***
-Słyszycie coś? Jakby piszczenie czy..hmmm- Nasłuchiwał mały szydełkowy miś swoimi uszkami.
-Eee, nie, to pewnie konik parsknął- ściągnęła usteczka Loda Upiornicka przez co stała się jeszcze upiorniejsza.
-To nie ja- odparł szydełkowy konik po czym spojrzał na małego szydełkowego misia, który ze wszystkich miał największe uszka i który niewątpliwie najlepiej słyszał. Tak przynajmniej pomyślał konik i szydełkowa grzywa stanęła mu dęba ze strachu.-Jeśli miś słyszał to znaczy, że ktoś tu jest- wyszeptał.
-Farmerku, a ty coś słyszałeś?- zapytał miś miniaturowego farmerka. Farmerek stwierdził, iż nic nie słyszał bo cały czas na uszy naciągnięty miał kapelusz.
-Może jednak powinniśmy zawrócić?- dodał po chwili farmerek i wszyscy stanęli.
-Słuchaj, ja się nie boję. Cokolwiek tu jest to z pewnością mogę to wystraszyć- Loda Upiornicka uśmiechnęła się przebiegle i pchnęła farmerka, aby na wszelki wypadek jednak szedł przed nią. 
I tak ruszyli wszyscy znowu powoli odkrywając dalszą część jaskini. Nagle ich oczom ukazała się komnata przecięta smużką światła słonecznego, które sprytnie utorowało sobie drogę przez sklepienie jaskini. Na przeciwko wejścia do komnaty, pod ścianą stał olbrzymiooki kształt i piszczał.
-Boi się mnie- Z dumą wypięła pierś Loda Upiornicka po czym znów pchnęła farmerka, aby ten poszedł się przywitać.
Farmerek zdjął kapelusz i pokłonił się przed wielkooką postacią.
Postać spojrzała na farmerka i zaczęła piszczeć jeszcze dobitniej.
-Nie bój się- nieśmiało zaczął farmerek- Ja jestem Farmerek a to moi przyjaciele-Wskazał na grupkę, czkających na rozwój sytuacji maluchów. Nastąpiła chwila na wymienianie imion i wielkooki kształt przestał piszczeć.
- Nie widziałem jeszcze nikogo a raz tylko kogoś- Skłamał kształt bo w końcu nie chciał żeby sobie przybysze pomyśleli, że on nie widział ani nikogo ani kogoś i to w ogóle.- Mam na imię Dabbo
-Egzotycznie- powiedziała Loda Upiornicka- ale ładnie- dodała po chwili.
-Eksplorujemy jaskinię i nie wiedzieliśmy, że ktoś tu mieszka-Zastukał kopytkami konik
-Szukamy skarbów-Loda Upiornicka rozejrzała się po komnacie.
Dabbo uśmiechnął się i przywołał wspomnienie, które usiadło na jego dłoni i przybrało piękny kształt złotego, puchatego kwiatka.




-Weźcie ze sobą ten widok-wyszeptał urzeczony jasnością i kwietnością kwiatu- jako skarb. To moje ulubione wspomnienie.
-Dziękujemy-odparli chórem wszyscy równie urzeczeni nie tyle samą jasnością i kwietnością kwiatu co samym jego pojawieniem się. Poza tym wszyscy byli pod wrażeniem faktu, iż Dabbo porozumiewa się z nimi mimo, iż nie ma wcale ust.
Nagle kwiatek zrobił pufff i zniknął a Dabbo posmutniał.
-Wiesz, jeśli chcesz wyjść z jaskini to niedaleko, o tam jest wyjście- Wskazał rączką farmerek. Pomyślał bowiem, iż Dabbo sam w jaskini musi czuć się bardzo samotny nawet jeśli raz kogoś widział. 
Dabbo zapiszczał i łzy stanęły mu w oczach. Strasznie chciał wyjść z jaskini i myślał o tym wiele razy, ale jakoś sam nie miał nigdy odwago. Teraz gdy nadarzała się okazja, nie był pewien co robić.
-Jeśli wyjdę to już nie wrócę-powiedział.-Jedynie raz mogę przejść przez wrota. Jeśli przejdę to jaskinia zniknie.
Wszyscy popatrzyli po sobie i poczuli sympatię do wielkookiego Dabbo, który wyraźnie walczył sam ze sobą.
-Jeśli zostaniesz, będziemy cię odwiedzali-Loda Upiornicka poklepała Dabbo po łydce gdyż do ramienia stanowczo nie dałaby rady dosięgnąć. Wszyscy przytaknęli i Dabbo rozpromienił się.
I w tym momencie jaskinia zadrżała. Nikła smużka światła przemieniła się w potężny świetlisty snop i oderwawszy się od sklepienia zawirowała i wypełniła blaskiem całą komnatę. Kamienne ściany jaskini stawały się coraz cieńsze aż w końcu stały się zupełnie przezroczyste i całkowicie zniknęły.

Dabbo był wolny i wszyscy razem oddalili się czym prędzej z miejsca gdzie niegdyś stała potężna, ciemna jaskinia.

***

Dabbo postanowił zamieszkać obok kwiatka i wraz z nowymi przyjaciółmi spędził resztę dnia na porządkowaniu jego listków. 







PEACE

czwartek, 28 czerwca 2012

Kot też człowiek :) Moja najlepsza przyjaciółka...

Mój kot ma taką słodką buziulkę, że nie mogę przestać robić jej zdjęć. Powoli powstaje moje obsesyjne wręcz zainteresowanie kocim noseczkiem, języczkiem i wąsikami i uszkami...












...i oczkami:)

A tu następuje wąchanie obiektywu:)...po chwili jakże dumnej zadumy widocznej na poprzednim zdjęciu:)










Nie sądziłam, iż kot potrafi być takim przyjacielem. W końcu powszechnie panuje przekonanie, iż kot jest niezależny i samowystarczalny i że tak naprawdę to nie garnie się zbytnio do człowieka.

Odkąd mieszkamy razem z panną kizią to wiem już, iż kot jest owszem niezależny, ale również jest stworzeniem bardzo przywiązanym do ludzi, z którymi mieszka.



Panna kizia często przychodzi do mnie, kiedy jest mi źle. Wskakuje na łóżko i przytula się. Pozwala się wypłakać w futerko i sprawia, że jest mi lepiej.

Dzięki niej odkryłam oblicze kota pełnego empatii i oczywiście znawca kociej psychiki powie pewnie, iż nie należy kota personalizować, że kocie zachowania, na które patrzymy przez pryzmat zachowania ludzkiego, można źle zrozumieć... itp, itd.

Przysięgam jednak, iż mój kot jest bardziej 'ludzki' w swoich emocjach niż niektórzy ludzie... i do tego strzela takie miny, że ho ho:)

Kocie ludzkie zachowania?...

Choć panna kizia to nie człowiek, kiedy przed wyjazdem widzi spakowaną walizkę państwa to wskakuje na nią i cały dzień na niej siedzi i zejść nie chce... w końcu wie, iż państwo bez bagażu nie wyjadą.

Panna kizia lubi również papierową torebką przykrywać miseczkę z jedzonkiem na później... po co ma żarełko wietrzeć i po co muchy mają nakupkać?:)

Panna kizia lubi świeżutką wodę, więc podobnie jak mamusia popija ją sobie chętnie z kranu:)

Panna kizia je z miski śniadanie, kiedy mamusia je swoje tosty:) W końcu wspólne śniadania są fajne:)

Panna kizia wie, iż mamusia źle widzi w ciemnościach i dlatego panna kizia zawsze czeka, aż mamusia przejdzie a czasem nawet panna kizia miauknie na wszelki wypadek i da znać o swojej obecności... logiczne:) Kto chciałby być nadepnięty przez gigantyczną stopę?:)

Panna kizia wyciera łapki po wyjściu z kociej toalety...Pomyśleć, że większość osób nie myje rąk po wizycie w WC...:)

...i jest tego więcej, ale już nie przynudzam...bo panna kizia przyszła się głaskać:)

W każdym razie... Kot też człowiek:)

PEACE


To nie lody dla ochłody:)

Dziś piękny dzień i dość słoneczny mieliśmy na północy. Oczywiście już zbiera się na burzę i jest parno a mnie pęka głowa. Jak to w krainie deszczowców....:)

W każdym razie podzielić chciała się super wynalazkiem, jakim jest lodowy Mr. Freeze, którego skonsumowałam właśnie z okazji jako takiego upału.
Mr. Freeze występuje w wielu smakach i ja mam smak o taki..niebieski:) Woda i sok i ot cała tajemnica Mr. Freeze. To połączenie orzeźwia, że hej. Taki prosty wynalazek a jaki fajny:)

W każdym razie Mr. Freeze - lodowa pałeczka nie tylko chłodzi i fajnie smakuje, ale jeszcze barwi jęzor:) ... i tak siedzieliśmy z wywieszonymi jęzorami z moim ukochanym jak te dwa głupolki i zaśmiewaliśmy się

Mała rzecz a cieszy:))

PEACE

sobota, 23 czerwca 2012

Zabawy o zmroku

Kawałeczek karteczki najlepszą zabawką dla małej koteczki...:)













PEACE

Sutaszowa niespodzianka

Oto i moja wyczekiwana niespodzianka od kolczyk.wisiorek. Dziś pan listonosz zabuczał domofonem i miałam takie przeczucie, że to właśnie do mnie:)

W paczuszce nie tylko znalazłam słodkie słodkości, ale również i te przepiękne sutaszowe kolczyki. Jakość ich wykonania powalić może na kolana. Są po prostu prześliczne.

Jupiiiii!!!!:) Mam swoje pierwsze w życiu sutaszowe kolczyki!!!:)))) ...i to jakie:)))))


PEACE

piątek, 22 czerwca 2012

Francuskie Wina

Francuzi produkują wspaniałe wina i chętnie wina piją. Prawie każdy Francuz kolekcjonuje wina i mój ukochany również. Przedstawiam więc bohaterkę wieczoru - butelkę pysznego, czerwonego wina z winogron Merlot.

Wino to odleżało kilka lat i z 14% zrobiło się więcej. Dwa kieliszki tego winka to dla mnie było wystarczająco dużo choć chciałoby się je pić i pić i pić...

14% to normalna moc dla wina z południa Francji. Stamtąd właśnie pochodzi tak butelka.


W każdym razie Francuzi nie tylko wina spożywają, ale również znają się na nich i potrafią ich kosztować.

Podawanie butelek win w restauracji francuskiej zawsze przebiega wzorowo i nie ma mowy o na przykład nie otworzeniu butelki przy kliencie lub też nie daniu mu najpierw odrobinki do posmakowania i sprawdzenia.


Tu na zdjęciu starałam się uchwycić wspaniałą barwę wina. Mimo zaledwie kilu odleżakowanych lat wino to miało bowiem piękny, ciemny, brązowawy kolorek.




PEACE









czwartek, 21 czerwca 2012

Farmerek Miniaturowy


Widzieliście horror Dzieci Kukurydzy?... To ten, w którym dzieci z Gatlin postanawiają pozbyć się dorosłych i podążają za Tym, który chodzi między rzędami i budują swoją własną społeczność.

Otóż, cała ta historia zdarzyła się naprawdę....

....a może nie do końca naprawdę, ale z pewnością się zdarzyła....


Tak przynajmniej twierdzi mały, szydełkowy Farmerek, który co prawda w wiosce Gatlin nie był nigdy, ale widział film swoimi własnymi, szydełkowymi oczami.

Kiedy Farmerek zasnął na końcówce filmu, który odrobinę mu się dłużył, Ten, który chodzi między rzędami przemówił do Farmerka i nawet podarował mu specjalne widełki... i w sumie nawet jeśli nie do końca tak właśnie było, to Farmerek zatrzymał widełki, obok których się obudził bo uważał, że były fajne.

***

Mały szydełkowy Farmerek pozował nawet ze swoimi widełkami do zdjęcia...

Tak sobie pozując, przekonany był mały Farmerek o swojej niepowtarzalności i był z niej dumy, ale jednocześnie czuł się samotny w świecie olbrzymów. 
Ściskając rondo swego szydełkowego kapelusza, marzył o bratniej duszy i nieśmiało uśmiechał się do obiektywu.




















Nagle na planie zdjęciowym pojawił się konik. Farmerek wskoczył na grzbiet konika i zapiał aż z zachwytu, czując pod pupą szydełkową powierzchnię. 


Jakże cudownie było przytulić się do drugiego szydełczaka!!!


- Jestem Farmerek- przedstawił się Farmerek
-A ja jestem Szydełkowym Konikiem-  Konik zatrzymał się na chwilę i zapozował do zdjęcia po czym znów zaczął podskakiwać wesoło, podrzucając na swym grzbiecie Farmerka.
-Zawsze chciałem mieć szydełkowego przyjaciela i cieszę się bardzo z naszego spotkania- kontynuował Farmerek, choć od całego tego podrzucania trochę go zemdliło i ciężko było mu zebrać myśli.
Konik odwrócił główkę i spojrzał Farmerkowi głęboko w oczy po czym zaparskał radośnie i rzekł: Jeśli chcesz, to przedstawię ci mojego przyjaciela Szydełkowego Misia.
-Ależ oczywiście, że chcę- wykrzyknął uradowany Farmerek.

I tak odjechał Farmerek na Szydełkowym Koniku ku zachodzącemu słońcu, myśląc że nie jest sam jeden szydełkowy na tym świecie i ciesząc się na spotkanie nowego szydełczaka.










PEACE

środa, 20 czerwca 2012

Twarz mego kota:)

Wiele osób na swoich blogach zamieszcza fotografie swoich zwierzątek. Uważam, że zrobiłam wreszcie zdjęcie mego kota, które zasługuje na pasek boczny:)
Moja słodka kotka pieszczotka ze swoją mordeczką zagości więc choćby na pewien czas na mym pasku bocznym.

PEACE

niedziela, 17 czerwca 2012

La Voix Du Rock - Festiwal muzyki rockowej w Tourcoing

Mój ukochany wypatrzył, że w Tourcoing organizowany jest festiwal muzyki rockowej i to z wolnym wstępem. Postanowiliśmy więc się wybrać na niego.
Tuż przed stacją metra, naprzeciwko kościoła, rozłożona została pokaźnych rozmiarów scena na, której występowali:


16h00 : Let it Bleed
16h55 : Rocky
17h55 : Absynthe Minded
18h55 : Moriarty
20h20 : Pony Pony Run Run
21h50 : The Shoes
23h20 : C2C





<-- Dzwony kościoła biły podczas koncertów wielokrotne, ale prawie nie było ich słychać :)


<-- Po obu stronach sceny duże ekrany, na których między koncertami pojawiały się reklamy.








<-- Let It Bleed jako pierwsi udeptują deski sceny...












...Chłopaki przygrywają i umilają czas a na placu robi się coraz cieplej. Słonko przygrzewa i czas jest ochłodzić się piwkiem z pobliskich straganików, otwartych specjalnie na tę okazję, ale o tym za chwilę...






...póki co, kolejne ujęcie  Let It Bleed


<-- Odpocząć między koncertami można na przykład przy ślicznej fontannie.











<-- Panienka fontannowa w całej krasie:)











<--Tutaj już śpiewa Rocky...












..Tłum nie szaleje, ale niektórzy przytupują sobie i kiwają główkami w rytm muzyki.

























<--- Panowie z Absynthe Minded i ich instrumenty...





































<-- Na festiwalu było sporo dzieci, ale odpowiedzialni rodzice montowali im w uszach stopery. Żal mi było pewnego pudla, który niestety stoperów nie miał a stał dość blisko sceny ze swoją panią...


































<-- Na scenie Moriarty i zaczyna się totalne rozluźnienie...











Klaskanie i kołysanie się publiczności przez cały koncert Moriarty świadczy o tym, iż nie tylko mnie występ tego zespołu wybitnie się podobał:)




































Gitara rezofoniczna i kontrabas a do tego tamburyn... jest super... tradycyjne przygrywanie gitarzysty także oczywiście docenić należy no i ten głos...



































<-- Bardzo podoba mi się aura jaką tworzy wokół siebie Moriarty...
















...Mimo, iż słońce już tak nie praży to atmosfera jest gorąca.
Do ostatnich chwil koncertu Moriarty ludzie poklaskują siarczyście i piszczą a niektórzy nawet robią 'iiiiha':)







































































<--A teraz refleksja na temat piwa a raczej super kubeczka. Otóż, kubeczek do piwa kosztował 1Euro, które podlegało zwrotowi przy oddaniu kubka. Bardzo mi się ten pomysł podobał. Przy każdym podejściu do straganów z piwem, kubek był wymieniany na nowy. Należało jedynie pamiętać, aby go nie wyrzucić niechcący lub gdzieś nie zapomnieć a po definitywnym skończeniu spożywania można było odzyskać pieniążek:)

...Jak widać, ja swego kubeczka nie oddałam i będę miała go na pamiątkę:)

Zdjęć pozostałych zespołów nie ma gdyż po Moriarty wróciłam do domku i zwieńczyłam dzień pyszniutkimi frytkami:) Bardzo miło było i spałam jak zabita:)

PEACE