poniedziałek, 30 września 2013

Chevron na szydełku - Szalik WZÓR

Chevron to ciekawy wzór, a jego wykonanie nie jest trudne.
Mam dla Was wzór na szalik, gdzie szewronowe fale ze słupków grają główną rolę i myślę, że całkiem ładnie to wygląda. Taki szydełkowy zygzak jest fajną alternatywą dla prostych słupków, a szydełkowanie wcale nie jest dłuższe niż szydełkowanie słupków prosto:)

Szydełko 5,5mm lub jakieś inne, które pozwoli uzyskać pożądaną szerokość szalika bez zmiany ilości oczek.
























INSTRUKCJA:

1. 40oł. +3 (43 w sumie)

2. Sł.w trzecim oczku łańcuszka od szydełka, sł. w trzech kolejnych oczkach łańcuszka (mamy na razie 5 słupków - cztery zrobiliśmy jak to słupki, a pierwszy słupek powstał nam z początkowych oczek łańcuszka, które pominęliśmy od szydełka).
*Pomijamy 2oł. i sł. w 4 kolejnych oł. i robimy 2oł. i 4sł oł.* Powtarzamy *...* przez całą długość i na koniec też pomijamy 2oł. i robimy 2oł., ale robimy po jednym sł. w 3 kolejnych oł. i 2sł. w ostatnim. Na końcu rządka mamy więc 5 słupków pod rząd.

(Na brzegach mamy zawsze 5sł. i oznacza to, iż najbardziej brzeżne oczka mają w sobie dwa słupki)

3. 3oł. i odwracamy pracę. Będziemy robić kolejny rządek. 3 oł. liczą się jako słupek. Do tego słupka dorabiamy jeszcze jeden w tą samą przestrzeń i 3sł. w kolejnych oczkach (mamy w sumie 5sł.). *Pomijamy 2 oczka i robimy 3sł. w kolejnych oczkach i jeszcze jeden słupek w przestrzeni z dwóch oł. z poprzedniego rzędu. Robimy 2oł. i słupek w tą samą przestrzeń z dwóch oł. z poprzedniego rzędu. Robimy 3sł. w kolejnych oczkach.* Powtarzamy *...* do końca rzędu, ale na samej końcówce znów musimy mieć 5sł., a więc po zrobieniu ostatniej przestrzeni z pominięciem dwóch oczek i 2oł. i trzech sł. w kolejne oczka, robimy jeszcze 2sł. w ostatnie oczko.

Powtarzamy rządek 3 dowolną ilość razy i nasz szaliczek gotowy.


W moim szaliku użyłam włóczki Dora Madame Tricote 080 i szydełka 5,5mm i uzyskałam szerokość 17cm.


PEACE

czwartek, 26 września 2013

Szeroka opaska na jesień i zimę

Bardzo polubiłam nakrycia głowy i nie tylko sięgam jesienią i zimą po czapki, ale również i po opaski. Pod wpływem chwili powstała taka oto szeroka opaska z kwiatuszkiem. Do jej wykonania użyłam włóczki Bergere de France HIGHLANDS w wersji kolorystycznej Sherlock.



























Opaskę nawet mało wprawne ręce są w stanie szybko wyszydełkować. Wzór jest bardzo prosty i nadaje się z powodzeniem na jedną z pierwszych prac szydełkowych.
Jeśli macie ochotę samemu pobawić się w zrobienie tej konkretnej opaski, to zapraszam Was do sklepiku internetowego, gdzie czeka na Was wzór po angielsku i po polsku na prostą, szeroką opaskę.





























Jak tam Wasze przygotowania do jesieni i zimy? Macie cieplutkie rękawice i czapki?

PEACE

środa, 25 września 2013

Foliowy tunel




Zabawa folią może być niezwykle podniecająca i wystarczy spojrzeć na oczy Panny Miau:) Foliowy tunel jest świetną kocią zabawką! Można go składać i rozstawiać bez trudu, a samo jego przechowywanie jest mało kłopotliwe, ponieważ zajmuje on niewiele miejsca. Przez taki tunel fajnie się przebiega i fajnie się w nim czai. Można na niego wskakiwać i tarzać się bezpiecznie.













Panna Miau szaleje na punkcie tunelu i mimo iż jest ona starszym kotkiem, to tunel wyzwala w niej niesamowitą energię.

PEACE:)



sobota, 21 września 2013

Najlepsi przyjaciele:)

Czy zastanawialiście się kiedyś, jakie cechy ma najlepszy przyjaciel?

Na pewno liczy się bardzo bezinteresowność i empatia oraz chęć niesienia pomocy. Przyjaciel zawsze gotów będzie nas wysłuchać i nie będzie nas osądzać. Prawdziwy przyjaciel będzie powiernikiem naszych największych sekretów i nigdy nie zawiedzie naszego zaufania. Odda nam swoje serce i przyjmie nasze.


Najlepszego przyjaciela wiele z nas ma w swoich  domach.
Nasi mali najlepsi przyjaciele rozweselają nas sztuczkami i mruczą na naszych kolanach. Są naszymi towarzyszami na dobre i złe.
























Moja najlepsza przyjaciółka często asystuje mi przy szydełkowaniu i przychodzi, kiedy nic nie robię, ot tak poprzytulać się. W jej futerko zawsze mogę się wypłakać, kiedy jest mi smutno. Cieszy się kiedy wracam do domu i jest dla mnie zawsze, kiedy jej potrzebuję.


PEACE








piątek, 20 września 2013

Sznurek! Sznurek! - Kolczyki















Sznurek! Sznurek!!! Więcej sznurka!!!! Sznurek, sznurek, sznurek, sznuuurek?:)

Ile razy pod rząd dacie radę szybko powiedzieć 'sznurek?:P Znów wykorzystałam sznurek i tym razem powstały dwie pary dość dużych kolczyków.

Większe koła okręcone są sznurkiem lekko włochatym, a mniejsze koła powstały przy użyciu cieńszego i gładkiego sznureczka.

Kamyczki i koraliczki są z paczki od Justyny i wydaje mi się, że bardzo fajnie łączą się ze sznurkiem.

























Kolczyki nie są ciężkie, ale nie należą do tych lekkich jak piórko. Dlatego właśnie samo ozdobienie mniejszej pary jest dość minimalistyczne. Tradycyjnie nie użyłam kleju i końcówki sznurka są przyszyte. Wszystko się trzyma jak należy:)

Do tej pory na blogu pojawiła się taka sznurkowa biżuteria:

- Sznurek i drewno, - Sznurkowa kolia, - Sznurek, koraliki i avocado,  - Baśniowa kraina, - Sznurek i kości, - Sznurek napięty na kołach, - Sznurek na patyczkach

Muszę Wam powiedzieć, że sznurek w ogóle mi się nie nudzi i jakoś tak samo mi się sięga po niego:) Niby sznurkowe ozdoby bardziej kojarzą się z latem, ale mi to zupełnie nie przeszkadza w cieszeniu się kolczykami jesienią i zapewne będę je nosić również w zimie.

Co powiecie na te kolczyki?

PEACE

wtorek, 17 września 2013

Letnie ubrania przez cały rok!!!! - 8 sposobów na letnią garderobę jesienią

Ubrania letnie można nosić przez cały rok i wcale nie trzeba trząść się z zimna nawet, jeśli temperatura za oknami jest niska. Spisałam dla Was moje osobiste triki, które stosuję, aby dostosować letnie ubrania do chłodu i deszczu.


☁☂ Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak nosić letnie ubrania jesienią, a właściwie jak nosić letnie ubrania przez cały rok, to zapraszam na resztę posta:) ❀☃ Mam dla Was również przykładową stylizację i z pewnością więcej takich zestawów ubraniowych zagości u mnie w najbliższym czasie, ponieważ pogoda jest już typowo jesienna.




1. Sweterek to dodatek magiczny, dzięki któremu  letnie ubranie szybko przemienia się w jesienne. Sweterek może być rozpinany lub zakładany przez głowę, a na niego zawsze możemy założyć jeszcze kurtkę.

2. Rajtuzy! Uwielbiam rajtuzy ponieważ dzięki nim mogę swobodnie nosić sobie letnie spódniczki i sukienki przez cały rok. Kiedy jest chłodno, sięgam po grube rajtuzy bawełniane.

3. Ocieplacze na ręce i na nogi są wspaniałym wynalazkiem. Z nimi trampki zamienimy w buty całoroczne, a koszulka z krótkim rękawkiem świetnie sprawdzi się dzięki ocieplaczom nawet w chłodną, jesienną pogodę.

4.  Ciepłe i masywne buty pasują moim zdaniem nawet do delikatnych sukienek i spódnic. W takich bucikach stopy nie marzną i nawet jesienna ulewa jest mniej straszna.

5. Chusty i chusteczki pomagają osłonić gardło i zmniejszają duży, letni dekolt.

6. Ciepłe skarpety założone do delikatnych połówek czy trampek sprawiają, że nie przemarzam od spodu.

7. Na cebulkę zawsze jest cieplej i dwie podkoszulki są niewątpliwie lepsze niż jedna, a letnia bluzeczka zestawiona z podkoszulką nosi się jesienią idealnie.

8. Ponczo to fajna alternatywa dla swetra.


✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂

Czy podoba się Wam zestawienie leniej sukienki z traperkami i ciepłymi rajtuzami?

Jeśli chcecie sobie porównać i zobaczyć tą samą sukienkę w letnim wydaniu, to zapraszam na wspominki na smoczą farmę:)




Pod sukienkę założyłam prostą, bawełnianą podkoszulkę w cielistym kolorze i od razu zrobiło mi się cieplej. Jestem ogromną fanką podkoszulek:) Wydaje mi się, że są one prostym i szybkim kluczem do transformacji letnich ubrań.


































Niezależnie od tego, jak się ubieramy jesienią, najważniejsze jest niewątpliwie to, aby w naszym stroju było nam ciepło i abyśmy się w nim dobrze czuli. Jeśli nie lubimy ciemnych kolorów, to wcale nie musimy wprowadzać ich do naszej jesiennej garderoby. Uważam, że warto eksperymentować z materiałami i wzorami bez względu na porę roku.


Cieplutko Was pozdrawiam i życzę dużo wewnętrznego ciepła.

PEACE

niedziela, 15 września 2013

Kolczyki z tajemniczych kulek...


Nie znam niestety nazwy tajemniczego drzewa, z którego spadają takie oto kulki, ale ususzyłam parę, przebiłam i zrobiłam  z nich kolczyki.

Podobają mi się te owocki, bo są dość lekkie, a przy tym wcale nie takie małe. Urzeka mnie też ich faktura.


Od Justyny dostałam spody w kształcie listeczków i tymi właśnie spodami dodatkowo ozdobiłam kolczyki. Perłowe, szklane koraliki dopełniły całości.

Muszę Wam powiedzieć, że jestem zadowolona z efektu końcowego.

Opłaciło się misterne wiercenie dziurek szpikulcem do szaszłyków...wierzcie mi, że to była najtrudniejsza część. Mój luby śmiał się, że jeszcze mi się uda ogień rozpalić:P Ognia nie rozpaliłam, ale zrobiłam sobie odciski:)

W każdym razie, przy okazji tej małej prezentacji naturalnej biżuterii, zachęcam Was do kreatywnego recyklingu i do wykorzystywania darów natury oraz tego, co pozornie jest niepotrzebne. Przyjemnie jest zrobić coś z niczego:)


PEACE






piątek, 13 września 2013

World War Z - obejrzany

Miałam okazję obejrzeć World War Z i powiem Wam, iż uczucia mam mieszane. Jak wiecie uwielbiam filmy z zombie i jestem fanem twórczości Romero.
Kiedy w World War Z zobaczyłam Brada Pitta w roli zwykłego ojca rodziny, to pomyślałam, że może być ciekawie. Owszem, było ciekawie i tylko tyle. Brad Pitt walczył wraz z ONZ przeciw hordom zombie i biegał to tu to tam, a chwilami latał i pływał.
Ideą filmu było ponoć pokazanie zmagań z kryzysem. Ja miałam wrażenie, iż w dobie kryzysu można było zużyć mniej taśmy filmowej, aby pokazać dokładnie to samo.
Jeśli ktoś lubi filmy akcji, to obecność zombie w World War Z nie zepsuje mu frajdy z oglądania. Jeśli lubicie filmy z zombie, to warto obejrzeć, bo film nie jest zły.
Daję filmowi World War Z siedem na dziesięć słoni i są to słonie mocno różowe...

PEACE

czwartek, 12 września 2013

Bransoletka z obrabianych koralików



Przedstawiam Wam bransoletkę z obrabianych, szklanych koralików i z drewnianych ziarenek kawy. Jej wykonanie zajęło mi sporo czasu, a rezultat oceńcie sami. Mam nadzieję, że da się lubić:) Na moim chudziutkim nadgarstku sprawdza się wyśmienicie:)

Przesyłam Wam typowo jesienne pozdrowienia, bo u mnie jest zwyczajnie zimno. Wybieram się za chwil parę na zakupy i szczerze mówiąc, nie chce mi się iść z powodu paskudnej pogody. Deszcz wisi w powietrzu i jest okrutnie ponuro. Czy u Was też aura straszy?

PEACE

środa, 11 września 2013

Powitanie jesieni - sweterkowo

No i lato się skończyło. Jesień polewa nas deszczem, smaga wiaterkiem i cieplejszy strój staje się koniecznością. Mimo iż do kalendarzowej jesieni zostało jeszcze parę dni, to spokojnie można już zacząć się przestawiać na sweterki.



























Wyciągnęłyście już z szafy jesienne odzienie?
Ja cały czas cieszę się jeszcze sandałkami, ale to chyba ostatnie podrygi. Już niebawem jedynie kolczyki w gorących klimatach będą przypominały mi o lecie.






















Powiem Wam, że czekam z radością na pierwsze kolorystyczne oznaki jesieni i z całą pewnością wybiorę się do parku na małe szuranie pośród liści. Choć lata troszkę mi szkoda, to jesień jest niewątpliwie moją ulubioną porą roku, ponieważ zawsze niesie mi ona spokój i ukojenie. Lubię deszcz, a jego z pewnością nie zabraknie jesienią na północy Francji i cieszę się jak dziecko, kiedy mam okazję schylić się po świeżutkie kasztany. Krótsze, jesienne dni pozostawiają więcej czasu na ciche wieczory, a ja takie wieczory bardzo lubię, nawet jeśli spędzam je samotnie. Życzę sobie i Wam miłych i kolorowych, jesiennych chwil.

PEACE

PS.
Piosenka Hubert-Félix Thiéfaine'a Mathématiques Souterraines ode mnie dla Was z Youtube, a ja biegnę posłuchać na gramofonie:) Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo ja słucham i słucham i słucham:) A może już znacie?

wtorek, 10 września 2013

Yes Love kontra Inglot - czerwona walka

Uwielbiam czerwony lakier do paznokci i mogę śmiało powiedzieć, iż jestem od niego uzależniona.

Zakupiłam jakiś czas temu czerwony lakier do paznokci Yes Love 285 i muszę o nim opowiedzieć.



Po pierwsze, jest to lakier dla cierpliwych.

Ten YES LOVE wymaga nałożenia minimum dwóch warstw (kiedy już się nieco zestarzeje, to wystarczają dwie), ponieważ kryje koszmarnie. Ja nakładam dwie warstwy i niektóre paznokcie uzupełniam jeszcze o trzecią warstwę.

Kolor jest soczysty, ale nieco pozbawiony głębi. Dodatkowo na YES LOVE widać pociągnięcia pędzelka i po prostu nie poziomuje się ten lakier tak rewelacyjnie jak INGLOT.

Trwałość YES LOVE jest naprawdę wyjątkowa. Lakier spokojnie wytrzymuje tydzień na paznokciach i to przy dość intensywnym zmywaniu i sprzątaniu. Nie odpryskuje tak, jak ma to miejsce w przypadku INGLOT'a, a ściera się. Dla mnie taki sposób schodzenia lakieru jest o wiele przyjemniejszy niż odpryski.

Reasumując, stwierdzam, iż YES LOVE 285 jest świetnym zastępcą INGLOT'a 21. Oba kolory są blisko, a minusy jakie ma YES LOVE maskuje jego świetna cena. Mój YES LOVE kupuję na ryneczku za około 1 euro, a na lakier INGLOT o tej samej pojemności muszę wydać około 20zł w Polsce. Minusem jest, iż INGLOT nie ma sklepu we Francji i zawsze kupuję sobie buteleczkę na zapas podczas wizyt w Polsce. Wygodniej byłoby móc dostać go gdzieś w okolicy.

Przygotowałam porównanie YES LOVE i INGLOT w skali dziesięciopunktowej, gdzie 10 to super, a 1 to absolutne dno.


INGLOT 21:

Krycie: 10
Trwałość: 8
Głębia koloru: 10
Usuwanie: 10
Schnięcie: 9
Widoczne pociągnięcia: NIE


YES LOVE 285:

Krycie: 5
Trwałość: 10
Głębia koloru: 8
Usuwanie: 10
Schnięcie: 9
Widoczne pociągnięcia: TAK



TUTAJ O YES LOVE K027 (soczysta zieleń) i o YES LOVE z cekinami D5.

PEACE

poniedziałek, 9 września 2013

Przygarnęłam niechciane:) - przed i po

Uwielbiam grzebanie w śmieciach po Braderie de Lille:) Sprzedawcy zostawiają cudne wspaniałości i wiele osób tylko czeka na ten właśnie moment. Znaleźć na ulicach można dosłownie wszystko włącznie z meblami, duperelkami, zabawkami i wyposażeniem AGD.
W tym roku nie przygarnęłam żadnych mebli, ponieważ nie bardzo miał mi je kto nosić i nie miałabym miejsca na nowy stoliczek ani krzesła, ale złapałam trochę małych różności.


Wśród nich znalazły się takie oto dwie, oszklone ramki, które obecnie czekają sobie odświeżone na wypełnienie i również tablica magnetyczna.
Zawsze chciałam mieć tablicę magnetyczną i w końcu mam:) Do czyściutkiej tablicy przyczepiłam mój ukochany magnesik, który już dawno temu nabyłam na straganie ze starymi magnesami: "Oink if you love me" (Chrumknij, jeśli mnie kochasz) :)


























Mój luby wypatrzył mi taki oto świecznik z gałęzi wina. Przed wyczyszczeniem bidulek prezentował się dość tragicznie, ale trochę wody, mydła i kremu uczyniło cuda:) Świecznik został osobistym wieszakiem na bransoletki i uważam, że jest absolutnie fantastyczny.



Wygrzebałam sobie też takie oto twarze. Żałuję, że nie są ze szkła a z mydła, ale i tak stanowią ciekawą ozdobę.
Z tej samej kupki sierotek przygarnęłam jeszcze kufelek, w którym trzymam długopisy i śmieszną czapkę, którą sprułam i przerobiłam na koraliki:D
Gdybym dała radę więcej udźwignąć, to pewnie przytaszczyłabym do domu jeszcze inne sierotki. Cóż, czekam do przyszłego roku i zaczynam trenowanie mięśni:)

PEACE

piątek, 6 września 2013

Ślub we Francji

Francuzi chętnie się pobierają, ale z moich obserwacji wynika, iż skupiają się głównie na ślubie cywilnym. Szczególnie młode pokolenie rodziców zazwyczaj pozostawia potomstwu wolną rękę w ewentualnej kwestii wyboru wyznania. Na francuskich ulicach spotkamy islamskie stroje i również żydowskie, a także i ludzi, którzy na piersi noszą sobie krzyżyk.
Jutro wybieram się na cywilny ślub koleżanki mojego lubego i cieszę się, że nie będę musiała uczestniczyć w weselnej uczcie. Podobnie jak w Polsce tak i we Francji weselnicy bawią się często do białego rana, a ja fanem tak długich posiedzeń zdecydowanie nie jestem.
Ranek po weselu goście czasem spędzają razem i zbierają się jeszcze raz w sali weselnej na dojadanie pozostałości.
Co do samego wesela, to jest ono uboższe w weselne zwyczaje niż weselisko w Polsce. Nie znaczy to oczywiście, że nie ma w ogóle żadnych zabaw. Goście tańczą, jedzą i piją szampana i wino, a w między czasie na przykład  pokazywane są na rzutniku zdjęcia z lat młodości młodej pary. Takiemu pokazowi towarzyszyć może quiz ze znajomości upodobań nowożeńców.
Na francuskim stole nie znajdziemy wódki, ale zazwyczaj mamy do wyboru różne wina i wodę. Samo przyjęcie rozpoczyna mały poczęstunek z szampanem.
Goście, którzy zaproszeni zostali tylko na ślub biorą udział właśnie w tym poczęstunku. Podczas poczęstunku może nastąpić przerwa na łapanie welonu panny młodej i na tym kończą się znane Polakom zwyczaje weselne. Nie ma zabawy z muszką ani z podwiązką itp.
Przedweselny poczęstunek trwać może kilka godzin. Dopiero po nim następuje właściwa, weselna impreza.

W kwestii ubioru panuje całkowita dowolność, chyba że państwo młodzi zdecydują się na urządzenie imprezy tematycznej typu 'każdy gość ma kapelusz', 'lata 80' itp. Niektórzy goście idą na całość i prezentują mega elegancję. Kobiety potrafią pokazać się w szeleszczących sukniach, a panowie w garniturach.Nie jest to jednak żadna reguła.
Ja będę prezentować się następująco:)













































Mam tylko nadzieję, że pogoda dopisze i nie będę musiała w ostatniej chwili wybierać innych ciuszków. Pogodynka zapowiada do 14 stopni rano i do 22 po południu, a do tego zero deszczu, a więc powinno być ok:)









































Jak widzicie zamierzam wystąpić w zielonej, bawełnianej sukience z cekinami, a włosy zostawię rozpuszczone i jedynie wyprostuję. Będzie więc bez szaleństwa i ekstrawagancji:) W najgorszym razie do całości dorzucę kabaretkowe rajtuzki w cielistym kolorze. Wiem, że moje buty mają odkryte palce i pięty, ale i tak uparcie będę stała przy tych rajtuzach, ponieważ nie są to typowe sandałki i myślę, że będzie pasowało.





































Ciekawostką jest to, iż jutrzejszy pan młody jest Polakiem:) Czy to znaczy, że wesele będzie miało polskie akcenty? Tego niestety się nie dowiem, ponieważ zostaję tylko na poczęstunku, ale mam nadzieję, że zobaczę chociażby weselne zdjęcia.

PEACE

A jednak lato - 6 sposobów na przedłużenie lata



Lato powróciło! Obecnie za oknem mam ponad dwadzieścia stopni i jest najzwyczajniej w świecie gorąco.




Taka pogoda strasznie mnie rozleniwia. Chciałabym znaleźć się na kocyku gdzieś nad wodą, ale póki co mogę jedynie zasiąść na mojej niebieskiej wykładzinie dywanowej.
Marna to alternatywa dla plaży, ale chociaż skwar mi nie dokucza:)


W obliczu nadchodzącej jesieni z całych sił chcę zatrzymać lato. Choć lubię jesień, to jednak z latem rozstać mi się jest ciężko.




































































✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂
Spodnie w koła są jednym z moich nowych nabytków i muszę Wam powiedzieć, że wyśmienicie przepuszczają powietrze i jest mi w nich bardzo przyjemnie podczas upałów. Ogromnie polubiłam się z opuszczonym krokiem i z całą pewnością, jeśli będę miała okazję, to kupię sobie jeszcze choćby z jedną parę tego rodzaju spodni.

Naszyjnik również nabyłam niedawno. Jest zrobiony ze szklanych koralików i do kompletu są jeszcze kolczyki, ale że ja kompletów nosić nie lubię, to w uszach mam malachity i czerwone kuleczki.
✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂✂

Przygotowałam dla Was 6 sposobów na przedłużenie lata:

☼ Ubieramy się kolorowo

☼ Słuchamy letniej muzyczki takiej jak na przykład: In the Summer Time -Mungo Jerry, Walking in the Sun - The Zombies, Sunny- Bobby Hebb

☼ Pijemy drinka z parasolką

☼ Kupujemy kwiatka doniczkowego lub nawet dwa i budujemy domowe tropiki

☼ Na monitorze komputera ustawiamy sobie letnią tapetę z plażą, palmami, rybkami itp.

☼ Jemy zdrowo i kolorowo, czyli dbamy o to, aby w naszej diecie znalazły się warzywa i owoce oraz świeże soki (co właściwie dobrze jest praktykować przez cały rok dla zdrówka i dobrego samopoczucia:))

Czy Wy macie jakieś sposoby na zatrzymanie lata?

PEACE

środa, 4 września 2013

Życie z Francuzem

Mój chłopak jest Francuzem i jesteśmy razem już od ponad dwóch lat. Związek z obcokrajowcem może więc być trwały i nie musi wcale być trudny. Wystarczy podejść do siebie jak człowiek do człowieka, a nie jak Polak do Francuza.
Kiedy zostawimy za sobą wszelkie uprzedzenia, to dostrzeżemy osobę taką jak my, pełną indywidualnych cech charakteru i ze swoimi własnymi przyzwyczajeniami i zainteresowaniami.

Francuzi mają opinie bardzo różne. Istnieje na przykład przekonanie, iż używają perfum gdyż się nie myją i maskują nimi swój smród. Poza tym, Francuzi uważani są za nadętych bufonów, którzy wiedzą wszystko najlepiej i dla których Francja to kraj najlepszy i najpiękniejszy, a język francuski to język jedyny i święty. Panuje powszechna opinia, iż Francuzi nie chcą uczyć się innych języków i mimo iż znają język angielski, to nie lubią się nim posługiwać. Sama Francja jest często widziana jako ociekająca seksem stolica wszelkiego rozpasania. Jest również symbolem dobrego jedzenia, sera i wina.
Mogę śmiało stwierdzić, iż Francuzi rzeczywiście lubią się perfumować. W życiu mojego mężczyzny perfumy także są ważne, ale nie dlatego bo się nie myje, a zwyczajnie lubi się perfumować. Zarówno w Polsce jak i we Francji spotkamy śmierdzących ludzi z problemami, ale z moich węchowych doświadczeń wynika, że w lecie potem śmierdzi bardziej w polskim tramwaju niż we francuskim.
Co do popadania w samozachwyt nad kulturą, to nie zauważyłam tego zjawiska w ogóle. Francuzi są dumni z Paryża i jego zabytków, ponieważ faktycznie jest to powód do dumy, ale potrafią  również docenić dziedzictwo kulturowe innych państw. Mój luby chętnie zwiedza Polskę i wiele rzeczy robi na nim bardzo pozytywne wrażenie.
Jeśli chodzi o upór, to w pełni sobie z mym lubym dorównujemy. Jesteśmy oboje uparci i oboje mamy swoje zdania na różne tematy. Nie rzucamy się sobie z tego powodu do gardeł i szanujemy naszą odmienność.
Między sobą rozmawiamy po angielsku. Jest to język, który daje nam równe szanse na wypowiedzenie się. Ja cały czas planuję wziąć się za mój francuski, a mój luby bez trudu łapie polski i coraz lepiej się nim posługuje. Wielu Francuzów nie chce rozmawiać po angielsku, a wiąże się to z tym, iż oni się po prostu wstydzą. Na szczęście najbliższa rodzina mojego lubego zna angielski i możemy się porozumieć bez większego problemu. Faktem jest jednak, iż przy rodzinnym stole rozmowa zawsze toczy się po francusku i mój luby zostaje wtedy tłumaczem.
Francuska rozwiązłość jest na szczęście mitem. To czy nasz francuski partner jest nam wierny, zależy tylko i wyłącznie od jego charakteru i jest cechą bardzo indywidualną.  Francuzi całują w policzek na powitanie i na pożegnanie. Mój luby całuje się zarówno z koleżankami jak i z kolegami i nie ma w tym nic dziwnego. Mnie osobiście zaskakuje jedynie rozwiązanie w toaletach koedukacyjnych, gdzie pisuary znajdują się centralnie na widoku i aby dostać się do kabinki z muszlą, musimy, chcąc czy nie chcąc, przyjrzeć się użytkownikom pisuarów.
Prawdą jest, iż Francuzi lubią jedzenie. Mój luby chętnie gotuje i muszę przyznać, iż robi to świetnie. Ja w naszym związku gotuję mniej niż on, choć moje polskie potrawy są w większości bardzo lubiane. Furorę robią na przykład placki ziemniaczane i kopytka. Francuzi w kuchni używają mniej tłuszczu i ich jedzenie jest lżejsze dla żołądka i to właśnie często mój luby mi wytyka. Nie mogę się z nim nie zgodzić w tej kwestii, choć uważam iż ja i tak nie gotuję bardzo tłusto. Kuchnia polska różni się od francuskiej, choć możemy znaleźć także potrawy, które są w obu tych kuchniach bardzo podobne. Oboje z mym lubym mamy własne upodobania żywieniowe i ulubione potrawy.W naszym związku to ja jestem miłośniczką ślimaków i pleśniowych serów. Mój luby nie jada ani ślimaków ani żabich udek ani małży. Zgodnie uwielbiamy Raclette i serowe Fondue. Dobór wina zawsze pozostawiam memu lubemu, ponieważ on na winach zna się wyśmienicie. Nie każdy jednak Francuz jest fanem tego trunku i nie można generalizować. Niewątpliwie jednak Francuzi szczycą się swoimi winami i serami, ponieważ  niewątpliwie jest czym.

Nie szukałam sobie francuskiego chłopaka. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, iż będę mieszkała we Francji. Mieszkanie zagranicą nie było moim żadnym marzeniem i gdybym już miała wybierać, to z pewnością padłoby na jakiś kraj anglojęzyczny. Mogę Wam tylko powiedzieć, iż miłość pokonuje wszelkie bariery. Bez kompromisów nie przetrwa żaden związek i to zawsze obie strony muszą starać się, aby wspólne relacje rozwijały się i aby były satysfakcjonujące. Między polską a francuską kulturą nie istnieje jakaś wielka przepaść. Ludzie we wszystkich krajach różnią się między sobą i z pewnością nasz charakter kształtuje środowisko, w którym się wychowaliśmy. Sami jednak mamy ostateczny wpływ na to, jak wygląda nasze życie. Dzięki samolotom, samochodom,
internetowi i telefonom nie musimy szukać sobie partnerów życiowych w naszym najbliższym otoczeniu. Możemy iść za głosem serca bez względu na to, jak daleko serce nas wzywa.



PEACE


wtorek, 3 września 2013

Demon w słoiku - diorama recyklingowa






























Mały demon jest niezwykle przebiegłym stworzeniem. Choć wygląda dość niewinnie, to na chwilę spuszczony z oczu, potrafi nieźle narozrabiać.

Powstał z kości kurczaka, korka, włóczki i koralików oraz z papieru mache. Najlepiej czuje się w słoju, gdzie siedzi wygodnie na kamyczkach i gra na swoim miniaturowym flecie.

To moja ulubiona diorama w słoiku. Jej wykonanie zajęło mi dużo czasu i można powiedzieć, że jesteśmy z demonem naprawdę zżyci:)

Przy robieniu dioramy nie użyłam kleju. Wszystkie elementy są ręcznie zszyte. Zapraszam Was do obejrzenia 30 sekundowego filmiku:


Czy podobają się Wam dioramy? Mnie bardzo i na pewno jeszcze jakąś zrobię:) Być może będzie to coś podświetlanego z papieru? Papierowe dioramy kojarzą mi się z teatrzykiem cieni, w który bawiłam się jako dziecko.

PS. Na filmiku oprócz słoika widać świecznik. Jest to jeden z łupów z Braderie de Lille. Jeszcze pokażę Wam go dokładniej. Zobaczycie jak ten bidulek wyglądał przed oczyszczeniem.

PEACE

poniedziałek, 2 września 2013

Braderie de Lille 2013

W tym roku przez całe dwa dni dane było mi cieszyć się największym pchlim targiem w Europie. Nie mogło zabraknąć mnie na Braderie de Lille, zwłaszcza że pogoda była bardzo zachęcająca i do tego mam przecież niedaleko.

Jak zwykle na straganach znaleźć można było wiele wspaniałości. Pośród niezliczonej masy gratów i bibelotów czekały na szczęśliwego nabywcę ciekawe meble, płyty winylowe, książki, mapy, obrazy, rzeźby i wiele innych fantastycznych rzeczy.
Szperaczy i w tym roku nie brakowało i niektóre ulice Lille były całkiem nie do przejścia, a inne pozwalały jedynie na powolne człapanie. Ciężko sobie wyobrazić, co by było, gdyby z okazji targu nie wstrzymano ruchu ulicznego.
Na szczęście samochody przez dwa dni omijały teren Braderie de Lille i ustąpiły miejsca pieszym z całego świata.


Przygotowałam dla Was małą fotorelację z tegorocznej wyprawy.



Zapraszam Was również na dokłądny opis wydarzenia i zeszłoroczne wspominki z Braderie de Lille (jeśli foty się nie wczytują, to klikajcie na nich prawym przyciskiem myszy i 'Otwórz grafikę w nowej karcie') TUTAJ.

















































































Jak widzicie, w tym roku także nie zabrakło wypchanych zwierząt:) Były również misie i wiele zabawek nie tylko kolekcjonerskich.

Od czasu do czasu spotkać można było orkiestry dęte, mimów i różnego rodzaju innych artystów, którzy prezentowali swoje umiejętności w zamian za symboliczne wynagrodzenie.
Restauracje tradycyjnie wyprodukowały tony śmieci, wśród których oczywiście były muszelki po mulach.








Odwiedziliśmy z mym lubym wesołe miasteczko i muszę się Wam pochwalić moimi wygranymi pluszakami:) Z całą pewnością poświęcę im chwilę w którymś z następnych postów. Wesołe miasteczko, które rozkładane jest z okazji Braderie de Lille, ma wiele atrakcji dla dużych i małych. Można bawić się na karuzelach, strzelać do celu, łowić plastikowe kaczuszki czy też wyruszyć na przejażdżkę po nawiedzonym domu. Każdy znajdzie coś dla siebie i bez wątpienia warto jest do tego wesołego miasteczka zawitać.




Wieczór bynajmniej nie oznacza końca Braderie de Lille. Noc z soboty na niedzielę wielu przyjezdnych sprzedawców spędziło w namiotach i samochodach, aby z samego rana rozłożyć stoisko. Nocne życie kwitło także dzięki turystom. Noc z niedzieli na poniedziałek to już mniejszy ruch. Wiele osób wraca do domu. Około godziny 20.00 zaczyna się składanie straganów i polowanie na śmieci.


W śmieciach znaleźć można prawdziwe cuda. Są drewniane stoły i krzesła oraz szafy. Złowić można książki, płyty, abażury, lalki Barbie i talerze, kubki, kufle, lustra i wiele innych fantastycznych rzeczy.
Prawie uległam wdziękowi jednego z ręcznie rzeźbionych krzeseł, ale w końcu powróciłam z mniejszymi łupami, które na pewno Wam pokażę. Polujących, na pozostawione przez sprzedawców przedmioty, ludzi nie brakuje. Z całą pewnością można się pięknie umeblować, nie wydając ani centa, jeśli ma się kogoś, kto nasze znalezione meble i dodatki pomoże przetransportować.

Na koniec mam dla Was jeszcze zdjęcia toalety:) Automatyczna toaleta nie tylko gada i automatycznie otwiera i zamyka drzwi, ale również sama się czyści. Widzieliście coś takiego?:)

Maksymalny czas pobytu w automatycznej toalecie to 20 minut. Mnie skojarzyła się ta toaleta trochę z budką samobójczą z Futuramy:) Ogólnie polecam:)

Jeśli podczas Braderie de Lille zachce się nam siusiu, to powinniśmy szukać takiej toalety. Wstąpić możemy również na piwo do pubu i tam skorzystać z ubikacji.

Nad bezpieczeństwem całej imprezy czuwa policja, ale oczywiście powinniśmy uważać na nasz portfel i pilnować zakupów.

Nie spodziewajmy się również wybitnie smacznego jedzenia. Przy tak ogromnym popycie na ciepłe posiłki, restauracje i budki oferują potrawy robione na szybko.

Bez wątpienia warto wybrać się na Braderie de Lille ot tak, żeby tylko sobie pochodzić i popodziwiać. Być może uda się nam upolować jakieś cudeńko, a z całą pewnością zgromadzimy sobie wiele miłych wspomnień.

Relacja z zeszłego roku: Braderie de Lille

PEACE