czwartek, 26 marca 2015

Odnalezione dzieci i super fajny serial sf

Witajcie Kochani! Strasznie byłam zadziergana ostatnimi czasy i oto wyniki tego szaleństwa:) ...Ręka boli, ale za to od razu zrobiło się kolorowo...
Wyszydełkowałam malutkie ubranka dla malutkich, od niedawna zamieszkujących Niewielki Wymiar, laleczek typu Kelly i Kelly, a teraz już oficjalnie oswobodzonych z rąk Wodolan sierotek:)

Wzory ubranek dla Kelly trafiły do sklepiku i na sklepowej stronie znajdziecie jeszcze więcej zdjęć.


Powstało 6 fryzur i 6 kreacji i nadanych zostało 6 imion :D

Ciekawe, czy zgadniecie, której lali włosy, uzupełniłam włosami ze szczotki mego lubego?:)))
...opłacało się nie czyścić szczotki i hodować chomika w łazience:)

.................................................................................................................................................................

Laleczki przybyły do mnie w wielkiej paczce i to z pewnością jeszcze nie koniec tak malutkiego dziergania, bo w kolejce stoją już simbowe Evi Love, a sporo lal jeszcze wcale nie opuściło kartonowych pieleszy.

Tą wielką radochę sprawiła mi Kasia i gdyby tylko nasze galaktyki były bliżej siebie, to bez wątpienia lale wskoczyłyby w statek kosmiczny i przeleciały się z wizytą do kasinego sklepu zielarskiego. Przy herbatce uspokajającej opowiedziałyby, jak to zostały porwane przez Wodolan i trafiły na nową planetę.

...ja Wam to wszystko wyjaśnię już za chwilkę, a póki co, chciałam powiedzieć jeszcze słów kilka odnośnie sklepu Kasi.

Otóż sklep nazywa się Laboratorium, ale chemii w nim nie znajdziecie. Kasia stawia na naturę i chętnie każdemu poradzi, jak zdrowo o siebie zadbać i jak się rozpieścić bez sztuczności. Kontakt do Laboratorium znajdziecie na fejsbukowej stronie. Warto polubić i poczytać ciekawe wieści. Sklep polecam, bo naprawdę jest prowadzony z sercem, Kasia dokładnie wybiera asortyment i pomoże Wam się poczuć wyjątkowo.
.................................................................................................................................................................

A teraz czas na lalkową historię.

Wodolanie porwali już w przeszłości Arit. Tym razem jednak ich ofiarą padło kilkanaście sierotek z różnych galaktycznych zakątków.
Występek udałoby się może ukryć, ponieważ Wodolanie wysadzili w powietrze wszystkie planety, z których uprowadzali maluchy. Jednakże, podczas wizyty wodolańskich szpiegów w supermarkecie królików w Niewielkim Wymiarze, szóstce odważnych dzieci udało się wymknąć z niewoli.
Poki, Moki, Laika, Bela, Ghaja i Bip były najmniejsze ze wszystkich sierotek i wydostały się z wodolańskiego statku przez wąską rurę kanalizacyjną.
Uratowane przez Lucy, zamieszkały na statku kosmicznym Kapitana Snapa. Otrzymały wspólny pokój i zapewnienie, że ich koleżanki zostaną odbite z macek międzygalaktycznych opryszków.
Nad bezpieczeństwem nowych niewielkowymiarowych dzieci czuwała Glenda. Kapitan Snap planował atak na Wodolan. Choć radosne okrzyki dzieci rozpraszały go nieco, to nie mógł się doczekać niebezpiecznej misji i obmyślał strategię z ogromnym zapałem.


Odgłosy zabawy zaciekawiły małą Zenobię i Lisię o kasztanowych włosach. Choć obie były dość nieśmiałe, to siedzenie na stryszku w tak wyjątkowych okolicznościach było bardzo trudne.
Dziewczynki jednomyślnie postanowiły dołączyć do reszty. Nigdy jeszcze nie widziały innych dzieci i były bardzo ciekawe, jak inne dzieci mogą wyglądać? Czy będą podobnego wzrostu? Czy będą mieć cienkie głosiki? Czy będą czytać bajeczki i grać w gry?
Decyzja okazała się być bardzo trafną i maluchy od razu przypadły sobie do gustu. Tańcom, uściskom i chichotom nie było końca. Okazało się, że wszystkie dzieci lubią bajeczki i gry i chętnie bawią się ze sobą.





Jeśli macie ochotę poczytać i popatrzeć na więcej to zapraszam do Laleczkowa, gdzie napisałam, jak usuwać klej z lalkowych włosów, jak lalki oczyścić i jak uzupełnić lalkom ubytki we włosach.

.................................................................................................................................................................
Podczas lalkowych ewolucji zdążyłam po raz kolejny obejrzeć wszystkie cztery sezony serialu Lexx. Znacie? Jak nie, to bardzo polecam, szczególnie jeśli lubicie sf.
Będziecie śmiać się, wzruszać i na pewno w przyszłości zatęsknicie i znów wrócicie do żywego statku kosmicznego i jego super załogi.



UWAGA SPOILER ( intro do drugiego odcinka):


Kto będzie Waszym ulubionym głównym bohaterem? Stanley Tweedle, Zev, Kai, a może 790?

Drugiego takiego serialu nie ma. Bez wątpienia dojdziecie do tego właśnie wniosku już po obejrzeniu pierwszego odcinka:)
.................................................................................................................................................................

PEACE

poniedziałek, 16 marca 2015

Strój godny maga + bardzo specjalny kufel do piwa Duvel

Nimarfe jest magiem Niewielkiego Wymiaru i choć często zakłada ciuszki codzienne, to jednak od czasu do czasu lubi ubrać się w strój godny potężnej istoty, znającej wiele niesamowitych zaklęć i potrafiącej miotać kulami energii przy użyciu zaledwie koniuszków palców.
Na szydełkowy strój maga składa się przepaska na biodra i top. Nimarfe ma również laskę zrobioną z pałeczki po chińskim jedzeniu i kawałka pomalowanego kartonika. W jej uchu dynda kolczyk z piórka, które wypadło  mi z poduszki.
Przepaskę ozdabiają koraliki i kordonkowe linie w kontrastującym kolorze. Top jest skromniejszy.
Jak podoba się Wam to umagicznione oblicze Nimarfe? Ja myślę, że czarowanie w tym stroju to podwójna frajda:)
Kiedy szydełkowałam magiczne ubranko dla lalki, to myślami byłam w Niewielkim Wymiarze i przy kolejnych przygodach jego mieszkańców.

Oprócz tego zerkałam nieśmiało na strasznego klauno stwora, skończonego już, ale nie obfotografowanego. Muszę nadrobić zaległości:)

Póki co zrobiłam zdjęcia nowej kreacji Nimarfe i spisałam wzór na ubiór maga, który to wzór można już znaleźć w sklepiku.




Sama nie wiem, dlaczego wcześniej nie podarowałam Nimarfe stroju maga? Być może pomysł musiał dojrzeć w moim umyśle:)
W każdym razie, jeśli chodzi o treści magiczne, to udało mi się ostatnio jakimś cudem napić piwa w niedzielę. Cudem, bo nie byłam na rynku niestety i obecnie żywię się jedzeniem z supermarketu, które nie tylko drogie jest, ale też nie smakuje tak dobrze, jak to z rynku. Bu:((( W każdym razie, nie o jedzeniu chciałam opowiedzieć, a o piwie....

Wyobraźcie sobie, że belgijskie piwo Duvel nie tylko ma moc 8,5%, ale również tkwi w w nim niezwykłą moc bąbelkowa, która uwalnia się pod wpływem sprytnego kufla.

Kufel do piwa Duvel charakteryzuje się  pięknym, złotym napisem i również specyficznym, wydrapanym znaczkiem.
Ten znaczek ma kształt litery D (jak Duvel:)) i umiejscowiony jest na samym dnie kufla. Dzięki niemu piwo pieni się lepiej. Widziałam na własne oczy, jak z dna kufla podrywa się bąbelkowy wir.
Zrobiłam dla Was zdjęcie...
Oto i piwo Duvel i magiczny kufel Duvel:)
Zwróćcie uwagę na bąbelki, które widać pośrodku....

... i na rozmiar i puszystość pianki:)

Pychotka i oczywiście polecam Wam skosztowanie piwa Duvel w oryginalnym kufelku, bo to ciekawostka:)



Piwo Duvel pochodzi z Belgii i jak większość belgijskich piw bardzo mi smakuje.
Picie piwa w odpowiednio dobranym do piwa kuflu, to we Francji i w Belgii po prostu tradycja. Zazwyczaj dostaniemy w pubie piwo w kuflu danej marki i wraz z piwem otrzymamy gwarancję nierozwodnienia:D

...Co kraj to obyczaj...










O ciekawych belgijskich piwach i o kuflach już kiedyś pisałam. Możecie poczytać tutaj:



La Cuvée des Trolls piwo magiczne

Kwak - piwo kwaczące w specjalnym kuflu

Ciekawe kufle do piwa .... istny zawrót głowy


...i jeszcze raz kufel Duvel, ale tym razem od środka, tak aby było trochę widać magiczny znaczek:)


Znaczek jest bardzo delikatny, a robi takie sztuczki:)
Znacie piwo Duvel? Lubicie? Pijacie piwo w kuflach odpowiadającej mu marki, czy raczej jest Wam wszystko jedno? Ja szczerze mówiąc nie przykładam jakiejś wielkiej wagi, chyba że kufel jest bardzo charakterystyczny, urokliwy itp.:)

Na sam koniec chciałam powrócić z Wami do lat mojego dzieciństwa i do dwuczęściowego filmu, który miałam na kasecie wideo i który oglądałam raz za razem. W końcu taśma zaczęła skakać niemiłosiernie, ale mnie to nie przeszkadzało. Teraz film można bez trudu znaleźć w internecie i często do niego powracam. Zarówno pierwsza część jak i druga są niesamowite.
Alicja w Krainie Czarów" i "Alicja w po drugiej stronie lustra" z 1985 roku ("Alice in Wonderland / Alice Through the Looking Glass") to prawdziwa uczta dla oczu, odprężenie dla umysłu i podróż do krainy wyobraźni. Ringo Starr gra w filmie Zółwiciela, a Sammy Davis Jr. wciela się w Pana Gąsienicę i śpiewa i stepuje:) Oczywiście jako dziecko nie miałam pojęcia, kim jest Ringo Starr i tym bardziej nie wiedziałam nic o Sammym Davisie Juniorze. Upajałam się cudowną scenerią, niesamowitymi kostiumami, rekwizytami, piosenkami i przepięknie skomponowaną historią.

Dzisiaj polecam Wam ten film za wszystkie jego walory i jeśli jeszcze nie widzieliście, to zarezerwujcie sobie kilka godzin, a na pewno nie pożałujecie.
Mogę śmiało stwierdzić, że "Alicja w Krainie Czarów" i "Alicja po drugiej stronie lustra" wpłynęły na moją miłość do  niecodzienności i  rozwinęły wyobraźnię. Dla mnie to jeden z filmów kultowych. Ciekawa jestem, czy i Wam się spodoba?:)


Teraz już ślę Wam same serdeczności, ściskam bajecznie mocno i uciekam:)

PEACE

poniedziałek, 9 marca 2015

Wehikuł czasu: Pamela Love lalka Ocean Toys, jedzenie, kosmetyki, sweter z pieskiem

Dzisiaj chciałam się z Wami cofnąć w czasie o dobrych dwadzieścia lat. Pisałam już jakiś czas wcześniej, że z Polski przytaszczyłam po świętach pudełko małych niesamowitości. Do mojego pudełka włożyłam tyle, ile się zmieściło. Wśród wszystkich drobiazgów znalazła się laleczka Pamela Love Ballerina producenta Ocean Toys - Simba (NO. 65163) i jej brązowy koń z zestawu Sport-Holiday. To oni będą najstarszymi bohaterami dzisiejszego wpisu...ehm...nie licząc mnie:D


U.r..u...C....h....a......m........i........a...........M..........Y..........W.e..H....I....k...U.......ł..........C.z..a....S.....u

Pamiętam, jak zobaczyłam Pamelkę w sklepie papierniczym i jak absolutnie zapragnęłam ją mieć. Przez lata była to moja wierna towarzyszka zabaw i będzie mi miło jeśli ciepło ją powitacie.
Laleczka jest mniejsza od Barbie i mimo kilkunastu centymetrów wzrostu posiada aż 10 punktów artykulacji. Zginają jej się kolana i ręce w łokciach. Ręce i nogi są do korpusu przymocowane za pomocą gumki. Guma łączy również tors z miednicą i daje nam ruchomą talię. Główka lali obraca się i rusza w górę i w dół. Rączki uformowane są tak, że Pamelka bez trudu może trzymać różne przedmioty.

Oryginalnie włosy lali były podkręcone na końcach, ale czas zrobił swoje i loki się rozprostowały. Poniżej możecie zobaczyć, jak zapakowałam pamelkowe włoski, aby się nie poniszczyły:)
Po latach, zaledwie parę dni temu, Pamela dostała nową fryzurę z przedziałkiem.
Strój Pameli Balleriny zachował się w całości, ale niestety zestaw do jazdy konnej już nie. Zagubiły się buciki, spodenki i czerwona marynarka. Została jedynie czapeczka i biała bluzka.



Dlatego też malutka Pamela postanowiła wybrać się na przejażdżkę nieskrępowana żadnym strojem...:)


Koń Pameli Love ma wszystko to, co było w zestawie. Nie brakuje mu siodła ani derki i jest bardzo zadowolony ze swego zaplecionego przed laty ogona:)))

Ja jestem z kolei bardzo zadowolona, że te maleństwa są ze mną i stały się częścią Niewielkiego Wymiaru.
Mam do nich bardzo szczególny stosunek, ponieważ są to jedne z moich najstarszych zabawek lalkowych.
Zdaję sobie sprawę, że są to kawałki plastiku, ale dla mnie są one dodatkowo wspomnieniem zabaw, spokoju, istotkami, które szanowałam, kochałam i którym opiekowałam się przez grubo ponad dwie dekady.
Jako dziecko wymyślałam przygody Pameli i mając przed oczami wyobraźni ją i jej wiernego druha-konika, dryfowałam daleko, wprost do krainy marzeń, gdzie byłam szczęśliwa i bezpieczna.
Dzięki Pamelce moje życie było piękniejsze i dlatego jestem do niej ogromnie przywiązana po dziś dzień.

Zabawki nigdy mnie nie zawiodły. W nich zawsze mogłam znaleźć pocieszenie. O ile pisanie dawało upust moim emocjom i pomagało wyrzucić na zewnątrz, co mi grało w duszy, o tyle zabawki oferowały natychmiastową odskocznię, pozwalały myślom iść w całkiem innym kierunku, uciec od problemów, których nie mogłam rozwiązać.
Być może dlatego właśnie lubię zabawki dzisiaj? To cudowna pożywka dla wyobraźni. Kiedy trafia do mnie nowa lalka, miś, konik etc. zawsze jestem wniebowzięta. Nigdy nie wyrzuciłam lalki, zdarzało mi się kupić misie bez łapki, bo było mi ich szkoda. Dla niektórych pewno straszna ze mnie frajerka, a dla innych może nie taka straszna?
Frajerka czy nie, to na pewno jestem szczęśliwsza dzięki moim lalkom, misiom i całej zabawkowej menażerii.
Szydełkowanie przyjemnie idzie w parze z lalkowym hobby i przydają się również moje minimalne umiejętności krawieckie. Budowanie Niewielkiego Wymiaru to świetna zabawa i coś dla mnie ważnego.
Jak podoba się Wam lalka Pamela Love i konik? Może miałyście taką lalę i jeszcze jakieś inne akcesoria dla niej? Może cały czas macie?



Wehikułem czasu zabieram Was również w podróż gastronomiczną. Przedstawiam Wam jedno z pierwszych dań obiadowych, jakie sama robiłam i do tej pory jest to jedno z moich ulubionych.
Oto tłuczone ziemniaki z jajkiem sadzonym. Ziemniaczki gotuję w osolonej wodzie i ugniatam z masłem i tłustą śmietanką. To dla mnie super smakołyk:) Wyobraźcie sobie, że tłuczek do ziemniaków wcale nie jest we Francji jakoś szczególnie popularny. Większość gospodarstw domowych posiada maszynkę do purée. Zanim zaopatrzyłam się w mój pierwszy tłuczek do ziemniaków we Francji, to używałam po prostu widelca. Tłuczkiem jednak jest o wiele szybciej i przyjemniej.

Do smażenia jajka używam masełka i tym to masełkiem polewam sobie jeszcze na koniec ziemniaki. Na zdjęciu powyżej do smaczku domowej roboty papryka ze słoika:)
Lubicie ziemniaczki z jajkiem sadzonym? Ja przyznam się, że nie każde sadzone tak samo mi smakuje. To idealne ma całkowicie ścięte białko, ale płynne żółtko. Czasem moje jajo nakrywam podczas smażenia i wtedy białko otula żółtko, a czasem nie okrywam i tak po prostu sobie smażę. Nieraz na jajko daję plasterek żółtego serka i różne przyprawy. Czasem obok jaja podsmażam też cebulkę, którą później wrzucam na ziemniaczki.
Kiedy patrzę na to danie, to uświadamiam sobie, że tak naprawdę to nigdy nie przepadałam jakoś szczególnie za mięsem. Pierwsze dania, które w życiu samodzielne gotowałam, były bezmięsne. Do tej pory z mięsa najbardziej smakują mi parówki i kabanosy, a kotlety mielone robię bardzo sporadycznie i głównie po to, aby zadowolić mego lubego:)

Lalkami interesowałam się o wiele wcześniej niż gotowaniem, a więc przenieśliśmy się nieco ku chwili obecnej. Podążmy dalej w kierunku teraźniejszości.


Kilka miesięcy temu odkryłam najfantastyczniejszy lakier nude i najapetyczniej pachnącą maskę do włosów.
Zdawało mi się, że dobranie cielistego lakieru do paznokci będzie dla mnie nieosiągalne. Dysponując ograniczonym budżetem, nie mogłam sobie pozwolić na setki eksperymentów. Lakiery z wyższych półek w ogóle mnie nie interesują, bo szkoda mi na nie pieniędzy i to zdecydowanie zawęziło mój krąg poszukiwań. Od czasu do czasu nabywałam buteleczkę lakieru z nadzieją, że być może trafię odcień nie za jasny, nie za ciemny i taki w sam raz. Do tego mój lakier idealny miał równo kryć. Sięgnęłam w końcu po lakiery Golden Rose. Zaopatrzyłam się w 204, 205 i 206. Okazało się, że  numer 205 to absolutny strzał w dziesiątkę. Na paznokciach wygląda pięknie i nie odcina się.
Lekko żółtawy Golden Rose 206 też jest całkiem niezły, a 204 podoba mi się jedynie na paznokciach stóp.
Lakiery nie smużą się i szybko się nimi maluje. Jeszcze je kupię przy najbliższej okazji. Tu w okolicy nie ma, ale Święta w Polsce, to dobry czas do zakupów.
Bez wątpienia sięgnę też po kolejną maskę do włosów Eveline 8w1 Argan Keratin Liquid Silk. Stosuję ją sobie średnio raz w tygodniu i efektów jakichś spektakularnych nie zauważyłam, ale włosy po tej odżywce pachną obłędnie! Maska nie ułatwia rozczesywania, ale mnie to nie przeszkadza, bo jednocześnie stosuję odżywkę bez spłukiwania.
Jeśli chodzi o kosmetyki pielęgnacyjne, jestem zdecydowanie węchowcem i uwielbiam te wyciszające, kojące i pachnące apetycznie. Maska Eveline 8w1 sprawia, że czuję się błogo:)
A Wy odkryliście ostatnio jakieś fajne kosmetyki? Znacie te tutaj? Lubicie? A może wcale Wam się nie podobają takie cieliste lakiery do paznokci?


Ostatnia przejażdżka wehikułem czasu jest zaledwie do dnia wczorajszego. Wyobraźcie sobie, że słoneczko wyjrzało zza chmur i można było porzucić płaszcz i czapkę.

Miałam okazję założyć sweterek z pieskiem i wygrzać się w słonecznych promieniach. Teraz trochę kicham, ale niewątpliwie było warto się naziębić, zwłaszcza że dziś już tak pięknie na dworze nie jest:) Co powiecie na mój psi sweterek?





Wehikuł czasu zamrugał lampkami i tak to nasza wyprawa dobiegła końca:) Życzę Wam miłego dnia i przesyłam uściski! Do zobaczenia w przyszłości:)))

PEACE





czwartek, 5 marca 2015

Nowe życie starej Barbie

Co u Was Kochani? U mnie sesja zdjęciowa:) W roli głównej Barbie, która przybyłą do mnie w paczce razem z Tulisią i która równocześnie z Tulisią przebywała w spa, ale dopiero dziś doczekała się zdjęć.



- Gdzie ja jestem? Jakoś tu ciepło...czy to właściwe słowo? Ciepło? Czuję ciepło -  Mała blond istotka otworzyła oczy i rozglądała się ciekawie dokoła. Nie mogła nie zdziwić się na widok kolorowych iskierek, które wydobywały się z jej rąk.
- Czy to jest życie? Czy to są słowa? Czy ja jestem?- Odezwała się znów, ale tym razem ciszej, wyraźnie zaskoczona własnymi możliwościami wokalnymi.
Po drugiej stronie iskierek znajdowała się postać, nieco niewyraźna i aby zobaczyć ją lepiej trzeba było zadzierać głowę bardzo wysoko i patrzeć w słońce.
Słońce było fenomenem samym w sobie, ale postać na tle słonecznych promieni nadal robiła niemałe wrażenie. W oczekiwaniu na odpowiedzi, mała istotka zaczęła odczuwać dyskomfort. Najpierw niewielki, ale później coraz większy i większy. Wydawało jej się, że niewidzialna siła rozrywa ją od środka. Jej ciało po raz pierwszy przeszył ból i zaczęła szarpać się w panice. Przebiła dłońmi zieloną trawę i kurczowo wczepiła się w ziemię. Wierzgała nogami z całych sił, a kiedy otworzyła usta, stało się coś niesamowitego. Jej płuca wypełnił pierwszy oddech. Był wspaniały, głęboki i świeży. Nagle iskierki zaczęły znikać jedna po drugiej. Wielka postać zniknęła również.
Mała istotka wstała, otrzepała sukienkę i przeczesała palcami włosy. Przyjemnie było oddychać i spotkanie z wielką postacią odeszło na drugi plan. Mała istotka postanowiła wędrować. Tego również nigdy wcześniej nie robiła. Po chwilach błądzenie po trawie, po kamieniach i po piasku, nadeszła chwila odpoczynku. Mała istotka usiadła pod drzewem. Słońce świeciło przyjemnie, po niebie biegły chmurki, gnane delikatnym wietrzykiem, a drzewo szumiało usypiająco. Sielanka trwała stosunkowo niedługo...
- Witaj w Niewielkim Wymiarze. Znam tu każdego lub prawie każdego. Jeśli się pospieszymy, to trafimy na podwieczorek u Arit i uprzedzając twoje pytanie, jestem Szczurek, serwuję czasem drinki w Kocim Wąsiku, lubię nasiona Papiokwiatów i nie mam dziewczyny- Piskliwy głos poderwał małą istotkę na równe nogi.
- Wcale nie zamierzałam zapytać o to wszystko- niewielka istotka zmarszczyła czoło - Co to jest podwieczorek?
- Moje szczęście. Kobiety nie zwracają na  mnie uwagi. Wolą najeść się ciastek.- Szczurek piszczał i mrugał czarnymi oczkami. Zdawał się nieco onieśmielony i małej istotce zrobiło się go jakoś szkoda.
- Możemy najeść się ciastek razem. Niewielki Wymiar bardzo mi się podoba i choć nadal nie wiem, kim jestem, to czuję że ty jesteś miłym stworzonkiem.
- Stworzonkiem?!- Szczurzy pisk osiągnął apogeum- Nie jestem żadnym stworzonkiem, a bynajmniej nie bardziej niż ty. Jestem szczurzym  kawalerem, jedynym w Niewelkim Wymiarze, bardzo wyjątkowym.
- Ach, przepraszam. To znaczy, że tu wszyscy są inni?
- Tak, tak każdy tu jest inny mniej lub bardziej. Mamy mniejszych Niewielkowymiarowian i większych. Dlatego zawsze na przyjęciach są sztućce różnej wielkości i duże i małe kubeczki na herbatkę.
Szczurek udobruchał się nieco i stwierdził, że nowa Niewielkowymiarowianka jest nie tylko piękna, ale też przyjemna w obejściu. Postanowił zabrać ją na herbatkę do Arit i przdstawić innym.
- No tak, ale ja nie mam imienia- Brak imienia zaczynał małej istotce doskwierać i rzeczywiście mógł być problematyczny, jeśli chodzi o przedstawianie.
- No to masz dużo czasu, aby wymyślić sobie jakieś. My tutaj wszyscy mamy wymyślone imiona. Każdy może mieć imię i ty też.
- Ja nie wiem, jakie imię do mnie pasuje?- Małą istotka przygryzła dolną wargę. Frasunek zmarszczył jej czoło i z tego wszystkiego potknęła się o korzeń - Osz, au - krzyknęła.
- Świetne imię. Oszau bardzo do ciebie pasuje. Podoba mi się. Rozmasować ci kostkę?
Niewielka istotka spojrzała na Szczurka i już miała sprostować, powiedzieć, że to nie żadne imię, ale zamiast tego zgodziła się na masowanie kostki, a na jej ustach pojawił się pierwszy uśmiech.
- Masz rację. Mnie to imię również się podoba.
Masowanie kostki przerwało pojawienie się Tulisi. Szczurek wypatrzył ją za drzewami, bo słuch miał świetny i w lesie wychwycić mógł najmniejszy szelest.
- Hej hej - zapiszczał Szczurek, a Oszau zawtórowała mu, zadowolona że będzie mogła się przedstawić.
- Witajcie- W miarę jak Tulisia zbliżała się, oczy Oszau okrąglały. Głos Tulisi był silny i donośny i była dużo wyższa od Szczurka. Wyglądała dość znajomo, ale Oszau nie mogła sobie przypomnieć, gdzie ją wcześniej widziała.

- Czy my się znamy -Tulisia ubiegła pytanie Oszau.
- Nie wiem, ale ty mi też wyglądasz znajomo.
- Ona dopiero pojawiła się w Niewielkim Wymiarze. Na pewno tutaj się nie spotkałyście, ale może w poprzednim życiu?- Szczurek uśmiechnął się i wbił wzrok w ziemię, po czym zaczął  gładzić futerko na boczkach.
- To bardzo możliwe. Niewielki Wymiar ma to do siebie, że czasem dzieją się w nim niezwykłe rzeczy- powiedziała Tulisia i przeniosła wzrok ze Szczurka na niebo, które zrobiło się mniej niebieskie- Na podwieczorek już nie zdążymy. Mogliśmy się teleportować.
-Jak to?- Możliwość teleportacji wydała się Oszau dość niemożliwa, ale w końcu Niewielki Wymiar był dla niej nowością.
- No tak to- Tulisia westchnęła i wyciągnęła z kieszeni kilka suchych grudek- Mam jeszcze trzy magiczne grzybki. Akurat, ale teraz to już za późno.
-No tak, zagadaliśmy się. Zamiast podwieczorku możemy przelecieć się gryfonem albo iść do wieży czarnoksiężnika tutaj obok. Stamtąd jest piękny widok na statek kosmiczny Kapitana Snapa - Szczurek postanowił, że cała trójka może nadal miło spędzić czas. Pomysły miał różne, ale wymienił tylko te, które według niego były najciekawsze dla dziewczyn. Nie sądził, aby któraś z nich miała ochotę na rycie w mokrym piasku czy też wypad do krateru.
Okazało się, że najwięcej zachwytów zebrało podziwianie statku kosmicznego z wieży. Szczurek poczuł ukłucie zazdrości. Gdyby był ciut wyższy, to mieściłby się idealnie za sterami statku gwiezdnej floty.

....

A Wy wolelibyście pooglądać statek kosmiczny, czy przelecieć się gryfonem? A może ktoś wybrałby wizytę w kraterze...lub rycie w mokrym piasku?:)





























Lalka dostała sukienkę z szydełkowym karczkiem i buciki też mojej roboty. Nowa fryzura bardzo jej służy. Chciałabym jednak dowiedzieć się, jak oryginalnie moja Barbie wyglądała? Póki co nie udało mi się jej zidentyfikować. Znalazłam bardzo podobne lalki, ale niestety tej konkretnej nie:( Raz myślałam, że się udało, ale przeliczyłam rzęsy, przyjrzałam się wnikliwiej i niestety chybiłam:/
Czy ktoś z Was ma pojęcie, co to za Barbie? Na głowie ma napisane: MATTEL INC. 1998,
a na ciele ma napis 1999 Mattel Inc. INDONESIA.  Głowa jest jaśniejsza od ciała,  oczy lali są zielone, a w policzkach są dołeczki:) Słodka jest i zżera mnie ciekawość, jak się kiedyś prezentowała?:))


Pozdrawiam Was serdecznie:)

PEACE

niedziela, 1 marca 2015

Wiosenne rajtuzki i wygrane kolczyki

Cześć Kochani! Czy u Was chodzą słuchy o wiośnie? U mnie pogoda na przekór i jest bardziej zimowo niż jeszcze jakiś czas temu. Pada deszcz, a niebo odpoczywa pod zachmurzoną kołderką. Dziś w południe mieliśmy na dworze całe 9 stopni, ale zdawało mi się, że jest chłodniej.
Dobrze, że wychodząc, profilaktycznie wzięłam do torby mitenki. Przydały się jak nie wiem co. Z torby wyskoczyły już po paru minutach  marszu ulicą. Wcisnęły mi si na dłonie, bo słuchać nie mogły, mojego biadolenia. "Pada, a ja szybciej nie mogę, bo mnie noga w kostce boli. Zimno  jakoś, nie wyspałam się i nawet w najjaśniejszym miejscu mieszkania, nie było światła do zdjęć. Co za dzień!?" - oj tak, tak, dziś u mnie zdecydowanie dzień narzekania. Rozpogodziły mnie znacznie wiosenne rajtuzki w kolorze zielonym i superaśne kolczyki, które wygrałam u Alicji z Po drugiej stronie lustra... .


Alicja tworzy biżuterię bardzo różnorodną i nie powtarza się, a więc mam prawdziwie unikatowe skarby. Oto i one. Zobaczcie, jak pięknie opakowane!
Kolczyki są przyjemnie lekkie i mają  drewniane, psychodeliczne koraliki. Kojarzą mi się z magicznymi kulami energii. Te zielone idealnie zgrały się z dzisiejszymi rajtuzkami. Dziękuję Ci Alicjo:) Jestem oczarowana prezentami!









Czy też dopadają Was czasem  dni, że nic tylko narzekacie i zgrzytacie zębami? Walczycie z tymi dniami, czy spokojnie przeczekujecie?

Ja zwykle przeczekuję, no ale zielone rajtuzy  i magiczne kolczyki zrobiły swoje i już mi lepiej.

Trzymajcie się cieplutko!:)))

...Oooo...a na koniec chciałam Wam pokazać absolutnie fenomenalną reklamę kawy David Lynch Signature Cup Coffee:
PEACE