Jak zwykle na straganach znaleźć można było wiele wspaniałości. Pośród niezliczonej masy gratów i bibelotów czekały na szczęśliwego nabywcę ciekawe meble, płyty winylowe, książki, mapy, obrazy, rzeźby i wiele innych fantastycznych rzeczy.
Szperaczy i w tym roku nie brakowało i niektóre ulice Lille były całkiem nie do przejścia, a inne pozwalały jedynie na powolne człapanie. Ciężko sobie wyobrazić, co by było, gdyby z okazji targu nie wstrzymano ruchu ulicznego.
Na szczęście samochody przez dwa dni omijały teren Braderie de Lille i ustąpiły miejsca pieszym z całego świata.
Przygotowałam dla Was małą fotorelację z tegorocznej wyprawy.
Zapraszam Was również na dokłądny opis wydarzenia i zeszłoroczne wspominki z Braderie de Lille (jeśli foty się nie wczytują, to klikajcie na nich prawym przyciskiem myszy i 'Otwórz grafikę w nowej karcie') TUTAJ.
Od czasu do czasu spotkać można było orkiestry dęte, mimów i różnego rodzaju innych artystów, którzy prezentowali swoje umiejętności w zamian za symboliczne wynagrodzenie.
Restauracje tradycyjnie wyprodukowały tony śmieci, wśród których oczywiście były muszelki po mulach.
Odwiedziliśmy z mym lubym wesołe miasteczko i muszę się Wam pochwalić moimi wygranymi pluszakami:) Z całą pewnością poświęcę im chwilę w którymś z następnych postów. Wesołe miasteczko, które rozkładane jest z okazji Braderie de Lille, ma wiele atrakcji dla dużych i małych. Można bawić się na karuzelach, strzelać do celu, łowić plastikowe kaczuszki czy też wyruszyć na przejażdżkę po nawiedzonym domu. Każdy znajdzie coś dla siebie i bez wątpienia warto jest do tego wesołego miasteczka zawitać.
Wieczór bynajmniej nie oznacza końca Braderie de Lille. Noc z soboty na niedzielę wielu przyjezdnych sprzedawców spędziło w namiotach i samochodach, aby z samego rana rozłożyć stoisko. Nocne życie kwitło także dzięki turystom. Noc z niedzieli na poniedziałek to już mniejszy ruch. Wiele osób wraca do domu. Około godziny 20.00 zaczyna się składanie straganów i polowanie na śmieci.
W śmieciach znaleźć można prawdziwe cuda. Są drewniane stoły i krzesła oraz szafy. Złowić można książki, płyty, abażury, lalki Barbie i talerze, kubki, kufle, lustra i wiele innych fantastycznych rzeczy.
Prawie uległam wdziękowi jednego z ręcznie rzeźbionych krzeseł, ale w końcu powróciłam z mniejszymi łupami, które na pewno Wam pokażę. Polujących, na pozostawione przez sprzedawców przedmioty, ludzi nie brakuje. Z całą pewnością można się pięknie umeblować, nie wydając ani centa, jeśli ma się kogoś, kto nasze znalezione meble i dodatki pomoże przetransportować.
Na koniec mam dla Was jeszcze zdjęcia toalety:) Automatyczna toaleta nie tylko gada i automatycznie otwiera i zamyka drzwi, ale również sama się czyści. Widzieliście coś takiego?:)
Maksymalny czas pobytu w automatycznej toalecie to 20 minut. Mnie skojarzyła się ta toaleta trochę z budką samobójczą z Futuramy:) Ogólnie polecam:)
Jeśli podczas Braderie de Lille zachce się nam siusiu, to powinniśmy szukać takiej toalety. Wstąpić możemy również na piwo do pubu i tam skorzystać z ubikacji.
Nad bezpieczeństwem całej imprezy czuwa policja, ale oczywiście powinniśmy uważać na nasz portfel i pilnować zakupów.
Nie spodziewajmy się również wybitnie smacznego jedzenia. Przy tak ogromnym popycie na ciepłe posiłki, restauracje i budki oferują potrawy robione na szybko.
Bez wątpienia warto wybrać się na Braderie de Lille ot tak, żeby tylko sobie pochodzić i popodziwiać. Być może uda się nam upolować jakieś cudeńko, a z całą pewnością zgromadzimy sobie wiele miłych wspomnień.
Relacja z zeszłego roku: Braderie de Lille
PEACE
Świetne zdjęcia! Te lampy są fajowe :) Kibelek faktycznie wygląda jak budka samobójcza w Futuramie :)
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam tą toaletę, to byłam zagubiona, a jak zaczęła po francusku gadać, to już w ogóle:D Przydałaby mi się taka lampa zginana właśnie, ale niestety ceny były kosmiczne:)
UsuńBuziaki!:)