poniedziałek, 7 maja 2012

Radość po wyborach

Na kilka minut przed ogłoszeniem wyników wyborów znalazłam się w budynku sztabu wyborczego w Lille i oczywiście kibicowałam Hollandowi podobnie jak i wszyscy ludzie upakowani jak sardynki w tym niewielkich gabarytów pomieszczeniu. Tłok był niesamowity, zupełnie jak na jakimś koncercie rockowym. Ludzie podskakiwali, buczeli i klaskali naprzemiennie w zależności od tego, co akurat pokazywało się na ekranach przytwierdzonych ponad naszymi głowami. Ktoś otworzył szampana, ale cóż organizatorzy imprezy zapewnili tylko wodę. Czyżby zaczął się okres oszczędności dla Francji?
Po ogłoszeniu wyników nadszedł czas na świętowanie. Miasto cieszyło się i nie bało się okazać entuzjazmu. Co chwila słychać było radosne trąbienie klaksonów.

Mnie osobiście najbardziej poruszył kierowca autobusu, który mijając pasy i widząc przechodniów nieśmiało uderzył w klakson i wesoło się uśmiechnął, trąbiąc na cześć nowego prezydenta Francji. Tego dnia czuć było wyraźnie, że ludzie z nadzieją patrzą w przyszłość.

Kiedy dotarłam do pubu wielu ludzi już świętowało w środku.Udało mi się usiąść. Przysiadł się do mnie słodki, czarny rottweiler i wesoło się przymilał. Cóż, nieznajomość języka zaowocowała mocno słabą konwersacją w języku angielskim z właścicielem rottweilera. Następnie miejsce miało totalne rozluźnienie przy kilku kufelkach piwa. Rottweiler sobie poszedł a ja z moją grupą piłam zdrowie Francji.

Bardzo się cieszę, iż nie będę musiała na gwałt uczyć się francuskiego w obawie przed deportacją. W końcu to jedno z założeń Sarko, które sprawiło, że zapałałam do niego jeszcze mniejszą sympatią.





CIEKAWOSTKI WYBORCZE: Francuskie urny do głosowania są przezroczyste. Członkowie komisji wyborczej nie otrzymują żadnego wynagrodzenia za poświęcony czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz