Witajcie Kochani, Jak tam Wasz weekend? U mnie było przyjemnie chłodno i wieczorami przydawał się cieplejszy sweter.
Uwielbiam taką właśnie sweterkową pogodę i najchętniej zastąpiłabym nią gorące letnie dni:)
Dawno się z Wami nie widziałam, więc daję trochę zdjęć z przyjemnego popołudnia piątkowego. Do mini sesji zmobilizowała mnie bluzka, która niedawno z polskiego SH trafiła w me ręce i grzecznie czekała na uliczny debiut. W piątkowy wieczór Luby zabrał mnie na obiad do małej restauracji i wypad wydał mi się idealną okazją na przetestowanie tego elementu odzienia. Jestem zadowolona, ale w restauracji bynajmniej nie zajmowałam myśli strojem...:)
Do aperitifu zamiast zwyczajowych zakąsek dostaliśmy niespodziankową zupę pomidorową na zimno. Serwowana w słoiczkach ze słomką była pyszna. Na pewno miała składzie ogórka, sok z cytryny i słodką przyprawę no i oczywiście pomidora:) Do tego była podlana jakimś olejem i ozdobiona pietruszką. Muszę spróbować podrobić:)
Moją przystawką była sałatka warzywna z sosem winegret i grzankami z kozim serem.
Na główne danie wpałaszowałam burgera z domowej roboty frytkami. W mojej sałatce były takie małe, czerwone, słodziutkie papryczki. Pierwszy raz widziałam i zjadłam je ze smakiem. Ciekawostką był malinowy winegret. Fajnie komponował się z mięsem i warzywami. Powiem Wam, że do domu wróciłam bardzo zadowolona.
Teraz zdradzę Wam pewien sekret, który wyjawiła mi Francja. Restauracja to nie zbyteczna fanaberia. W domu bez wątpienia można się najeść taniej, ale wyjście do restauracji to jedynie w połowie doznanie dla podniebienia. Wcale nie trzeba wydać wielkiej kasy, aby było smacznie i przyjemnie. W domowym zaciszu można przyrządzić prawdziwą wyżerkę, ładnie się ubrać i spędzić wspaniałe chwile, ale jednak bycie obsłużonym sprzyja rozmowie. Nie ma gdzie uciec:) Nie da się przesiedzieć kilku godzin w nosem w telefonie, gdy naprzeciwko mamy towarzyszy wyprawy. Tematy konwersacji pojawiają się jakoś zwinniej niż podczas domowej posiadówki. Nikt nic nie traci, nie trzeba powtarzać, bo kelner tylko czeka, aby nas odciążyć. No chyba, że trafimy na miejsce pełne zagubionej obsługi:)
Znam domy, w których podczas rodzinnych posiłków nakazuje się ciszę, "bo jak pies je, to nie szczeka" i nie mam na ten temat nic dobrego do powiedzenia. Nie powinno być cicho! Życie pędzi, relacje międzyludzkie cierpią i spotkania przy stole są idealnym momentem do zbliżeń. W końcu obok siebie nie siedzą przypadkowe osoby.
Domowe stołowanie się jest zdrowsze? Nie mogę się tu spierać. Nie każdy kucharz używa organicznych składników. Czy jednak gdy raz na kilka miesięcy zjemy coś, co nie dojrzało naturalnie, bez nawozów i na lokalnej farmie, robimy sobie większą krzywdę, niż codziennie otwierając okno i wdychając powietrze pełne związków chemicznych?
Ktoś mi powiedział, że nie je poza domem, bo jedzenie jest niesmaczne. Prawdopodobieństwo zawodu jest, ale do takiego miejsca przecież już się nie wraca. Mnie zdarzyło się raz oddać danie do kuchni. Nie zrobiłam tego w żaden perfidny sposób z krzykiem ani nic. Po prostu kelner zapytał, jak mi smakuje i byłam szczera. Makaron za miękki, sos serowy z grzybami okazał się śmietaną bez grzybów i z pięcioma plasterkami sera. Nie dałam rady zjeść i ów kelner po prostu zabrał danie do kuchni i przeprosił mnie, a na koniec odliczył potrawę od rachunku. Innym razem zamówiłam pizzę, która była jak w opisie, ale jednak ciasto przypominało naleśnik i wraz z nawałem sera stworzyło coś, co nie przeszło mi przez gardło. Rozczarowała mnie także bardzo restauracja znanej polskiej restauratorki. Błędy ortograficzne w menu przyćmiło obrzydliwe Mojito (sfermentowana mięta), kelner upewniający się, czy stek ma, aby na pewno, ale to na pewno być średnio wysmażony, po czym i tak przyszła podeszwa, której towarzyszyła mini gastronomiczna porcja mało wyjątkowego makaronu i wino podane w niewłaściwy sposób. O Mojito musiałam się dopytać, ponieważ chyba po prostu zapomniano (...a może liczyli, że zostanie zapomniane?:) Być może w ramach nadrobienia czasowego nie odczekano, aż skończyliśmy aperitif i nieszczęsne główne danie wjechało za wcześnie. Po wszystkim nadal byłam głodna, więc (oj głupia!) zamówiłam pizzę. Ciasto (ciasteczko, ciastunio, skrawek ciasta?) odmierzano bez skrępowania na moich oczach przy pomocy specjalnej miarki... Delikatnie powiedziałam, co było nie tak z mięsem i alkoholem itd., ale niestety spotkało mnie zero odzewu. Tak więc różnie to bywa, ale przeważnie jestem zadowolona. Gra zdecydowanie warta świeczki:)
Po spotkaniu w restauracji nie tylko nie musimy zmywać, ale dajemy sobie interaktywną formę spędzania czasu. Alternatywą dla restauracji może być cukiernia, pizzeria, kebab i po prostu w dwóch słowach jakakolwiek jadłodajnia, która zadowoli nasze gusta. Jedzenie jest uzupełnieniem siedzenia obok siebie i dialogu. Otrzymujemy bodźcie, jakich nie uświadczymy w domu. Dookoła mamy innych przedstawicieli naszego gatunku, często również muzyczkę, a wybór miejsca przy oknie może nasunąć niespodziewany temat rozmowy:)
Dlaczego na początku napisałam, że to Francja uświadomiła mi "misję" restauracji? W ty kraju jada się poza domem często z musu, ale również jest to część kultury i sposób socjalizacji. Kiedy byłam mała, to lubiłam chodzić do baru mlecznego. W miarę jak dorastałam, czar gdzieś prysł i samo jakoś tak się stało, że treściwsze jedzenie skojarzyło mi się z domowym obowiązkiem. Na zewnątrz była sporadycznie pizza i od wielkiego dzwonu spontaniczny zryw ku innemu menu. Francja zagnała mnie z powrotem na zapomniane tereny. Znów cieszy mnie restauracja. Wybieram się od czasu do czasu i nie z powodu specjalnych okazji, ale ot tak. Fajnie jest dzielić myśli w niecodziennym miejscu i przy wspólnym posiłku.To taka uczta dla duszy i ciała.
A Wy co sądzicie o chodzeniu do restauracji? Może wolicie jeść w domu?
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Chcę także Wam pokazać małego szydełkowego łabędzia. Powstał z kordonka. Użyłam szydełka 1,25mm. Nie mamy świątecznego sezonu, ale łabędź z powodzeniem może zawisnąć na choinkowej gałązce. Da się go również wykorzystać w karuzeli dla dziecka lub po prostu jako małą zabaweczkę:)
Jeśli chcecie zrobić takie sympatyczne zwierzątko, to oto i diagramy, z których korzystałam i wzór, który spisałam dla Was, gdyż rysunki nie pokrywają wszystkich części ciała.
SZYDEŁKOWY ŁABĘDŹ (wzór)
Ciałko:
Ostatni rządek ma słupki, ale żeby stworzyć łabędzia bez dziur u dołu, zastąpiłam te słupki trzema rządkami półsłupków.
Skrzydełka:
Do obu skrzydełek jest tylko jeden schemat, ale jeśli zrobimy dwa identyczne, to nie będą one mogły być doszyte symetrycznie i żeby jednocześnie strona, którą obierzemy za prawą, była obu przypadkach ta sama.
Dlatego ja jedno skrzydełko zrobiłam według schematu, a drugie jak odbicie lustrzane (czyli na początku po zrobieniu 18płs dałam 2 oczka ścisłe i w ten też sposób pomijałam za każdym razem dwa oczka na początku odpowiedniego rządka, a nie na końcu)
Szyja z głową:
Nie miałam schematu do szyi i głowy, ale popatrzyłam na fotografię i opracowałam prosty wzór.
1. 17oł, 16płs w oczka łańcuszka, zaczynając od drugiego oł od szydełka, ł1, odwróć
2.*16płs,oł, odwróć*x5, po ostatnim powtórzeniu zakończyć
Dziobek:
Dołączamy od krótszego brzegu robótki inny kolor kordonka (pomarańczowy)
1. ł1, robimy 5płs (rozmieszczając je równomiernie), ł1, odwróć,
2. 5płs, zakończamy
Zszywamy dziobek pomarańczowym kordonkiem i szyję kolorem, którym dziergaliśmy łabędzia. Lekko wypychamy.
Zszywamy elementy ( w trakcie szycia ciałko wypychamy) i wyszywamy czarny element na dziobku i oczka.
Ściskam Was serdecznie i przesyłam buziaki!:)
PEACE
Slicznie wygladasz <3
OdpowiedzUsuńLabedz mnie oczarowal :) Buziaki
Dziękuję:) Łabędź malutki, ale bardzo mnie cieszy:))
UsuńBuziaki!:))
Przeuroczy łabędź 😍
OdpowiedzUsuńDzięki:))
UsuńUściki!:))
Bardzo fajny post, a z wzoru łabędzia niedługo skorzystam:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się, że Ci się przyda wzór:)
UsuńPozdrowienia!:))
Uroczy łabędź. Kiedyś chorowałam na serwetkę z takimi trójwymiarowymi łabędziami ale jakoś nigdy nie odważyłam się jej zrobić.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, że jedzenie w restauracji ma swój urok. Ale jedzenie w restauracji w towarzystwie niesfornego dziecka nie ma specjalnego uroku. Po 20 pytaniu kiedy będzie jedzenie człowiekowi opadają ręce. Na dodatek trzeba patrzeć, czy komuś nie przyjdzie do głowy zdejmowanie obrusa i zabawa stojącymi na stole przyprawami... Kiedyś córka na dodatek powiedziała, że pierogi były ohydne (były całkiem smaczne ale inne niż domowe, do których się przyzwyczaiła). Widać było, że pani z restauracji zrobiło się przykro i musieliśmy ją pocieszać.
Dzięki:) No właśnie też tak patrzyłam, ale doszłam do wniosku, że mało się na niej zmieści, więc jest tylko łabądek:D
UsuńHihi, nie mam okazji z dziećmi się wybierać, ale rozumiem, o co Ci chodzi:)Ups...ohydne to mocne słowo, ale na malucha pani pewno wzięła poprawkę:D Raz pamiętam, że w restauracji była rodzina z dziećmi i jeden chłopiec z uporem maniaka sypał na stół sól i bawił się dekoracjami nie na stoliku, ale z pobliskiego parapetu sobie ściągnął i rodzina nie reagowała. W końcu właściciel się wkurzył i zwrócił uwagę, ale też to nie pomogło:D Do tego stopnia był poruszony, że jak już państwo wyszli, to przy innych gościach poodkurzał:))
Buziaki!:))
Очень красивый лебедь!!! Спасибо за схему!!!
OdpowiedzUsuńBardzo piękny łabędź!!! Dzięki za schemat!!!
Dziękuję:) Super, że schematy się przydadzą!
UsuńBuziaki!:))
Спасибо :) Замечательно, что схемы полезно!
Целые! :))
Cudny łabądek, ale tak sam :) Pewnie chciałby jeszcze towarzystwo :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzięki:) Hihi, może kiedyś się doczeka stada albo jakichś innych ptaszków?:)
UsuńBuziaki!:))
W moim mieście, we wszelkich restauracjach spotkamy najczęściej frytki i kurczaka (. Mamy także pizzerie i kebabownie. Żeby zjeść coś innego, coś czego nie jem w domu, musiałabym stołować się w większym mieście. Nawet jest mało budek z jedzeniem. Kulinarna katastrofa. Wiem, że fajnie jest zasiąść, pogadać, odprężyć się w restauracji, ale na serio nie wiem, gdzie tego szukać w moim mieście. Jeszcze jednej nie przetestowałam, którą chwalą, więc jest nadzieja.
OdpowiedzUsuńŁabądż jest fajny. Taki malutki. Pasuje tej lali.
Ja lubię frytki i czasami kupuję w pobliskiej fryterii i pizzę też:) U nas z kolei restauracje są wszędzie dookoła i kebaby i pizzerie i takie bardziej "specjalistyczne, że np. tylko makaronowe dania serwują. Jest tż taka fajna herbaciarnia, gdzie można pić herbatę w towarzystwie kotów i bawić się z nimi. Fajne to jest dla dzieci i dla dorosłych też:)
UsuńTrzymam kciuki za dobre wrażenia z tej nieprzetestowanej! Dzięki:))
Buziaki!:))
Hola querida amiga, estas muy guapa con tan preciosa ropa y la hoja de la nariz te siente muy bien, el cisne precioso, así como la muñeca. Besos y feliz semana.
OdpowiedzUsuńHola mi querida amiga. Gracias for the nice comment:) Un enorme beso!:))
UsuńŁabędź śliczny,niestety mimo wzorów i opisów nie zrobię, bo zupełnie nie umiem szydełkować. Co do jadania w restauracjach to zwyczajnie nie lubię. Znaleźć dobrą i w miarę tanią restaurację w Polsce to cud prawdziwy, zwłaszcza w małym mieście. W moim rodzinnym mieście miałam ulubiona knajpkę w śródziemnomorskim stylu. Niestety chyba zmienił się właściciel. Zmienił wystrój i menu, zmienił ceny, jakość obsługi tylko nazwa została. Po co? Żeby, ci co pamiętają dawną Oliwkę przyszli. I tak nie wrócą, bo po co? Zniknęła urocza aranżacja, jedzenie jest niesmaczne i mało, za to ceny wzrosły. Obsługa na uwagi po prostu się obraża i obraża konsumenta. Jak Cie nogi zaniosą do Elbląga, nie zaglądaj do Oliwki.:(
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Będę pamiętać o Oliwce i ominę. Ja trafiłam parę lat temu w PL do fajnej naleśnikarni i do restauracji, gdzie za naprawdę małe pieniądze zjadłam pyszną zupę, danie z rybą i deser. W zeszłym roku w Kaliszu na starówce dostałam genialne danie z burgerem. Do tej pory mam mdłości jak pomyślę, o pewnych "Obiadach Domowych". Ziemniaki mega przesolone, mięso "bip" z mikrofali rozmrożone jeszcze z kryształkami lodu w środku...tylko trochę zjadłam, a byłam chora:/, ale na pocieszenie mam wspomnienia z innej domowej jadłodajni, gdzie porcie wielkie, a błyskawicznie znikały z talerza, bo po prostu pyszne były:)
UsuńCo do takich zmian i jeździe tylko i wyłącznie na nazwie, to myślę, że prędzej czy później to się zemści, bo ludzie się zorientują, sami nie przyjdą więcej i będą odradzać znajomym. Niemiła obsługa w restauracji mi się w głowie nie mieści!
Buziaki!:))
... a ja u BARDZO znanej restauratorki znalazłam w cukiernicy dwa karaczany :/. Jedzenie też było paskudne . Może bym się aż tak nie czepiała, gdyby znana restauratorka nie czepiała się w sposób bardzo nieprzyjemny innych restauratorów . Poszliśmy ze znajomymi ( Ona italianistka) na spaghetti do restauracyjki mającej ambicje "włoskie" . Italianistka bierze do ręki kartę dań i mówi : to chyba pisali moi uczniowie - tyle tu błędów :) . Zamawiamy spaghetti , przynoszą nam bardzo krótki makaron . Konsternacja . Pytamy dlaczego to spaghetti ma 2 i pół , w porywach do trzech centymetrów. "Bo tak jest łatwiej kucharzowi gotować" :):)
OdpowiedzUsuń... ale masz rację , miło jest iść do dobrego bistro albo restauracji . W naszym domu zawsze rozmawia się podczas jedzenia - nie poruszamy tematów przykrych , bo to ma być przyjemnie spędzony czas . Nigdy nie zmuszaliśmy dzieci do jedzenia rzeczy których nie lubiły. Bardzo wcześnie nauczyliśmy je posługiwać się sztućcami i zwracaliśmy uwagę na to , żeby jadły elegancko . Myślę, że to jest ważne . Trudno przekazać te umiejętności kiedy każdy je sam , w swoim pokoju :/ .
Buziaki !! :)
Wow!! Z tymi karaczanami to się prosi o kontrolę Sanepidu. Aż strach pomyśleć, co się działo w kuchni...
UsuńHaha, no dobre to z tym makaronem:D Mnie tam 'trudnościowo' wszystko jedno, jakiej długości gotuję, więc odpowiedź ciekawa:)
Masz rację, jak człowiek sobie przy stole porozmawia, to jest milszy posiłek i zgadzam się, że nie należy zmuszać. Można przekonywać, ale nie zmuszać, bo to się później mści. Co do jedzenia sztućcami, to też jestem za tym, żeby maluszka uczyć, zwłaszcza, że teraz są takie śliczne, bezpieczne zestawy dla najmłodszych.
Buziaki!:))
I miss seeing your colorful whimsical outfits! So glad you posted a new one! The new top is wonderful, and those earrings are fantastic! Love this shade of green (avocado green?) - it's so energetic and happy!
OdpowiedzUsuńYou know me - I loooove dining out, and we do it frequently. We have our favorite local restaurants, but we also love to explore and find new places. They don't have to be fancy (though sometimes I go for "atmosphere" or "view"), the most important thing is that the food is made with love, by someone who really cares! It's just fun to try new things and learn. Plus, no need to wash dishes after all, haha! :)
Lots of love!
Thank you:) I've been taking less photos of myself lately. The top waited and waited and finally I wore it:)
UsuńOh yes, I know you like to eat out, and I maybe don't do it very often but yet I do enjoy too. It's always fun to explore new flavours and I also have places I like to go back to. Hehe, the dishes thing is a big plus indeed!:D
Lots of love to you too my friend!:))
Ostatnio bardzo rzadko jadam w restauracji ale zgadzam się z tym co napisałaś:))))kiedy jestem w restauracji czuję się jakoś wyjątkowo i odświętnie:)))łabądek uroczy:))Pozdrawiam serdecznie:))i zapomniałam dopisać że bluzeczka śliczna:)))
OdpowiedzUsuńJa też nie chodzę jakoś często, ale bardzo lubię:) Dziękuję:))
UsuńBuziaki!:))
Bluzka bardzo ładnie do Ciebie pasuje - wydaje mi się, że jest w Twoim stylu.
OdpowiedzUsuńJedzenie domowe oczywiście może być zdrowsze czy tańsze, jednak wyjścia do restauracji są bardzo przyjemne, ja je bardzo lubię :)
Dziękuję:) Zdecydowanie mi właśnie ten styl leży.Klimat w restauracji jest fajny taki i jak sobie nieraz wyjdę, to się cieszę:) Najbardziej lubię nieduże, przytulne restauracje i nie za głośna muzyczna jest też super.
UsuńBuziaki!:))
Zgadzam się z Tobą całkowicie; poza tym bardzo lubię być w restauracji z fajnymi ludźmi, wtedy jedzenie potrafi zejść na drugi plan, ale tylko wtedy, gdy nie jest najlepsze:)) Łabądek jest prześliczny!!
OdpowiedzUsuńHihi, no, ale najlepiej żeby było i super jedzenie i towarzystwo, to wtedy już w ogóle jest fantastycznie:) Dziękuję:))
UsuńBuziaki!))
Ja lubię chodzić do restauracji na obiady od czasu do czasu. Lubię, żeby mnie obsłużono i podano dobre jedzenie. Śliczny jest szydełkowy malutki łabędź. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa przeważnie chodzę na kolację, ale obiad też mi się zdarza:) Dziękuję:)
UsuńBuziaki!:))
Cudny łabądek :)
OdpowiedzUsuńMy też chodzimy do restauracji na różne potrawy. To takie wyjście rodzinne , od tak. Pobyć pomiędzy ludźmi :)
Dzięki:) Właśnie też lubię tak bez okazji:)
UsuńBuziaki!:))
Thank you:) The outfit was truly comfy and the evening was very nice:)
OdpowiedzUsuńHugs!:))
Łabądek cudny! Dziękuję za instrukcję wykonania, choć ja - nieobyta w kwestii szydełkowej - na razie jedynie sobie zapisałam wszystko, jednak przyznam, że do nauki szydełkowania zbieram się od dłuższego czasu. Może więc za jakiś czas (rok, dwa :D ) wreszcie się nauczę i skorzystam z tutorialku. Ja także rzadko bywam w restauracjach, ale jeśli już idę to głównie z przyjaciółmi/ rodziną i często gdzieś podczas jakichś wyjazdów. Ogólnie rzadko mi odpowiada jedzenie na mieście, bo mam swoje fiksum na punkcie potraw, choć teoretycznie zjem wszystko, ale jakbym miała się delektować to już niekoniecznie wszystko mi odpowiada. Lubię knajpki w Egipcie, mają niepowtarzalny urok - tam chodzimy z rodziną dla atmosfery głównie, choć jedzenie także jest bliższe moim upodobaniom. Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńjedzenie na mieście to okazja poznania
OdpowiedzUsuńnowych smaków, połączeń, to eksperyment,
bywa, że jednorazowy - choć częściej bywam
w kawiarniach, gdzie można przy szarlotce
lub serniku i pysznej kawusi pogawędzić
z dobrą znajomą, koleżanką czy przyjaciółką :)
ptactwo wielce urokliwe - jako
OdpowiedzUsuńprzytulanka panienki Blue również!
jak ujrzałam rozłożone elementy -
już wiedziałam, że muszę swojego
uskutecznić :)
Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam w restauracji.Śliczny łabędź. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń