niedziela, 2 września 2012

Braderie de Lille - największy pchli targ w Europie...sami zobaczcie:)

Największy pchli targ w Europie ma miejsce właśnie w Lille. W zeszłym roku deszcz pokrzyżował mi plany i nie udało mi się spędzić dwóch dni na bieganiu po stoiskach ze starociami i nie tylko. Dwa weekendowe dni bowiem trwa to kolorowe szaleństwo a kiedyś nawet i w poniedziałek, specjalnie z okazji Braderie, mieszkańcy Lille mieli wolny dzień od pracy. Muszę przyznać, że i w tydzień nie dałabym rady obejść całego tego targu i nogi od dwóch dni chodzenia bardzo mnie bolą:) W każdym razie, historia Braderie de Lille sięga XII wieku i od tego właśnie czasu, raz w roku, miliony ludzi zjawiają się w Lille na pchlim targu.

Tradycyjnie,podczas Braderie de Lille jemy małże i frytki. Wyjadanie małży ogarnia głównie turystów, ale oczywiście nie tylko. Mnie do małży nie ciągnie i darowałam sobie, ale zrobiłam Wam foto z przewodnika po Braderie de Lille (47 stron A5:)). Najczęściej małże w takim właśnie naczynku nam zostaną zaserwowane i po sposobie jedzenia od razu widać, kto świeży małżowicz a kto już wie co i jak.

Pisałam Wam już o Chti i chcę zaprezentować jedną bardzo ciekawą reklamę, również z  Braderie de Lille le Guide 2012. Dumni są jak widać mieszkańcy północy ze swojej historii i dumni ze swoich zwyczajów. Bardzo mi się spodobała ta reklama.

Kiedy już małże zostaną zjedzone, właściciele restauracji nie wyrzucają muszelek. Muszelki te bowiem usypane zostaną uroczyście w kopczyki  i restauracja, której kopiec będzie największy, wygra małżowy konkurs.

Właścicielom restauracji na sprzedaży małży zależy więc i chętnie małże sprzedają nawet w dość okazyjnych cenach.

Na Braderie de Lille sprzedają swoje zbędne rzeczy mieszkańcy Lille i również znaleźć możemy stoiska profesjonalnych handlarzy starociami oraz komercyjny blichtr made in china.



 Zaczynamy więc wycieczkę, zaglądając śmiało w paszczę aligatora. Podobno aligator ten wyśmienicie strzeże domostwa, szczególnie, jeśli złodziej nam się do domu włamie w nocy i nie bardzo dobrze widzi, ale widzi na tyle, aby dostrzec rozdziawioną paszczękę.



Od aligatora maszerujemy do czasów PRL-u. Te oto wagi zbytniej sensacji nie wzbudzały wśród przechodzących a mnie tak jakoś się zebrało na sentymentalne wspominki.


Nieopodal wag mamy coś dla miłośników scrapbookingu i sztuki stemplowania.

Tutaj następuje przerwa na piwo w pobliskim pubie. Jeszcze jest dość wcześnie, więc nie ma wielkiego tłumu. Pingwinia przeprawa nastąpi dopiero za kilka godzin i nie będzie wesoło ponieważ naprawdę iść będziemy stopa za stopa a chwilami zwyczajnie będziemy stali...
...Na razie ludzie sobie chodzą z przerwami i jest gites a piwo też jest fajne, mimo że to tylko Jupiler:) W dobrym towarzystwie wszystko smakuje a ramię na filmie to właśnie mego lubego ramię:))








Tutaj zaczyna być już odrobinkę tłoczno, ale nadal da się iść więc nie jest źle. Jesteśmy sobie starej części miasta.

Jak widać ludzi jest dużo i usłyszeć można różne języki a wśród nich angielski, niemiecki i polski (słyszałam nasze polskie 'ja pierdolę').

Po przecięciu placyku z bardzo nie tanimi rzeczami, zagłębiam się znów w różne różności, które być może też nie należą do najtańszych, ale za to oko cieszą niewątpliwie... I nie mówię tutaj, iż buty za 60 Euro po przecenie nie cieszą oka, ale chodzi mi na przykład o to:
Piesek doktor:) Rzec by się chciało: Wypchaj się pan z takim leczeniem....
Jak już mowa o wypychaniu to mamy również i zestaw małego wypychacza, tudzież małego sadysty.
Ja się zbytnio nie znam na piłach, ale kolekcja wydaje się być dość imponująca, zważywszy na fakt, iż to wszystko znaleźć możemy 'u stóp' psa.
A co się tyczy stóp...
Takie oto stopy w bucikach napotkać można na Braderie...Czy są to szewskie kopyta? Ta wisząca obok wygląda jak proteza:)

W całym tym wypychu...znaczy się przepychu...znaleźć możemy również rogi i lisy oraz wyliniałe ptaki i głowy jelonków...
Afrykańskich motywów było bardzo wiele. Były maski, miski, figurki, obrazki i materiały itp.
Tutaj z kolei mamy akordeon i stare telefony. Dużo akordeonów można było spotkać na sprzedaż i telefonów również. Widziałam nawet radiomagnetofon Grundig. Pamięta ktoś jeszcze Grundiga?:)
Egzotyczny domek dla ptaszków przykuł moją uwagę. Nie przepadam jednak za trzymaniem ptaków w klatkach. Myślę, że im smutno tak siedzieć w klatce a do tego nie chciałoby mi się sprzątać.
...się naczłapałam i czas na przerwę przy piwie. Super odświeżenie po prostu gwarantowane w ciepły dzień wrześniowy.

Zauważyłam, iż pan serwujący moczył kubeczki w zimnej wodzie. Podobno tak się robi, aby się ładniejsza pianka robiła a nie pianowy wielki bober.






Roiło się na Braderie de Lille od różnego rodzaju szafek i witrynek oraz komódek itp. Sporo osób kupowało meble tego typu i sporo osób kupowało krzesła i stołeczki.

Figurki i figureczki a obok nich laleczki:)
Lalek było bardzo dużo i oczywiście nie tylko takich stylowych. Można było znaleźć setki Barbie i My Scene i innych tego typu plastikowych panienek. Dość zdziwił mnie straganik, gdzie stało sześciu identycznych Kenów w wojskowych strojach...Czyżby ktoś budował swoją małą armię?:P

W każdym razie, tutaj raz jeszcze lale wypoczywają a w tle wyściskane misie i pieski.
Obok melonika przycupnął sobie mały, żółty pieseczek. Zobaczcie jaką ma słodką minkę:) Chciałby pewnie znaleźć nowego właściciela, który go pokocha.

Tutaj coś dla wielbicieli dewocjonaliów. Ten obrazek to nie rysunek ani foto. Obrazek ten jest wyszywany.
Myślę, że tutaj tak jakby właśnie widać, że są niteczki w tym dziele.
Pan jeleń i jego dziurki w nosie... I żeby nie było, na północy Francji ludzie lubią zwierzęta...nie tylko wypchane, ale również z cebulką....żartuję:)) Jednakże wypchanej zwierzyny było pod dostatkiem:)
...A jak ktoś nie lubi robaków...Mamy dwie pompki z trutką owadobójczą:) Te pompki widziałam na kilku straganach a więc pewnie były kiedyś popularne.
Wiecie, co to jest to duże, okrągłe metalowe?

............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
............
KASK GÓRNIKA
Ja nie wiedziałam, ale mi moje kochanie powiedziało. Północ Francji była regionem górniczym kiedyś i pełno było tutaj kopalni, w których pracowali również i Polacy.
Tu mamy stare hełmy wojenne a właściciel tego po lewo raczej wojny nie przeżył.
Kto wie, cóż to jest za urządzenie?:) Ja nie wiedziałam i zostałam oświecona znów przez mojego ukochanego, który wszystko wie, czego ja nie wiem:)
Obok Braderie stał lunapark. Fot nie cykałam, bo w lunaparku jak w lunaparku. Wszystko to co i wszędzie. Jednakże zrobiłam foto glutom. Te gluty są tradycyjnymi glutami, które dzieciaczki francuskie wcinają z apetytem.
Tutaj pan sam zwija gluty, które fachowo nazywają się Guimauve  (czyt. gimow)

A tutaj Guimauve zwija specjalna maszyna. W tle lizaki, takie jak w Polsce:) i pączki.

Na koniec dodam jeszcze popisy żonglerskie i zabawę z piłkami w wykonaniu grupy francuskich, zwinnych panów. Wiele takich specjalnych popisów uprzyjemniało czas podczas Braderie de Lille.
Były na przykład występy orkiestry dętej i panowie maszerujący z wielkim żółtym pelikanem Pelforth'a i inne takie miłe przerywniki.

Na tym wycieczka się już kończy. Czas opuścić Braderie de Lille i udać się na zasłużony odpoczynek do domu. Jak wspaniale jest usiąść:)) Ciekawe, co będzie na Braderie de Lille za rok?

PEACE

PS. W wesołym miasteczku ciągnęłam za sznurek i wygrałam maskotkę:) Zrobię fotę i pokażę Wam później:))

5 komentarzy:

  1. ... ja pierdolę - ale fajnie! :DDD Ja bym stamtąd przez miesiąc nie wyszła - pierwsze co bym kupiła to namiot :))
    To jest katarynka, czy jak to się fachowo nazywa, widziałam w Paryżu :)
    Dziękuję za ten post, aż się wewnętrznie popłakałam, i oczy mnie swędzą ... mam ogromny sentyment do Francji, do języka ... może mi się przyśni ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... myślałam , że to kapelusz Don Kichota ;)

      Usuń
    2. :)) No, niektórzy tam spali w namiotach:) To nie katarynka:) podpowiedź: w środku jest zadrukowana kartka papieru.
      Jest mi bardzo przyjemnie, że Ci jest przyjemnie i z ogromną przyjemnością robiłam foty i pisałam tego posta:)

      Usuń
    3. ...a i filmy też mi się przyjemnie robiło...bo mogłam na trochę usiąść:))

      Usuń
    4. "... myślałam , że to kapelusz Don Kichota ;)"

      ...omg, w sumie jak teraz patrzę, to rzeczywiście tak wygląda:))

      Usuń